Bardzo
lubię jedną z tak zwanych legend miejskich, zgodnie z którą w epoce wielkich
odkryć kosmicznych specjaliści z NASA zachodzili w głowę, w jaki
sposób umożliwić astronautom pisanie w stanie nieważkości. Atrament
w długopisach też podlega prawu powszechnego ciążenia, w związku
z czym NASA wydała rzekomo miliony dolarów na poszukiwanie innowacyjnego
rozwiązania w postaci kosmicznego długopisu. A jak z tym
problemem poradzili sobie Rosjanie? Skorzystali z ołówka.

Ta
anegdota doskonale obrazuje akrobację argumentacyjną uprawianą przez organizacje
zbiorowego zarządu prawami autorskimi, na czele których stoi ZAiKS, w celu
domagania się od rządu objęcia nowoczesnych urządzeń – np. smartfonów
i tabletów – opłatą reprograficzną. Nowy, proponowany podatek ma
w założeniu zrekompensować artystom i twórcom straty wynikające
z kopiowania w ramach tzw. dozwolonego użytku prywatnego. Taka opłata
już istnieje i pobierana jest od urządzeń, których główną funkcją jest
kopiowanie, a także od czystych nośników.

Na nic zdały się tłumaczenia, że tablet to nie magnetowid
i że prawo tworzone na potrzeby mediów analogowych – nośnika
i urządzenia, piły i drewna, łyżki i talerza – przystają do
realiów świata cyfrowego jak pięść do nosa, a przesyłanie linku do
YouTube’a czy sharowanie piosenki na Spotify ma się tak do kopiowania, jak
opowiadanie o wakacjach do bycia na nich. Działacze tłumaczą jednak, że
obawy konsumentów, iż sprzęt może zdrożeć nawet o 10 proc., są
nieuzasadnione, bo przecież nowe opłaty nie odbiją się na cenach dla
konsumentów, ale poniosą je konkurujący producenci i importerzy. Stoi to
w zasadniczej zgodzie z tzw. ekonomią astralną, w wyniku której
pieniądze biorą się z nieba, ewentualnie z bankomatów.

Cóż, o losy twórców i artystów trzeba się wszak
troszczyć. ZAiKS troszczy się tak bardzo, że średnia pensja dla pięciuset
zatrudnionych w tej instytucji działaczy sięga blisko 10,5 tys. zł,
podczas gdy średnia wypłata dla artysty wynosi… 1,3 tys. zł. No, ale
twórcy nie mają się na co skarżyć, bo mogą sobie to wszystko dobrze przemyśleć
w pałacu zakupionym przez ZAiKS w ubiegłym roku za – okazyjną moim
zdaniem… – kwotę 4,6 mln zł. To już zresztą szósty pałac do
kolekcji ZAiKS.

Trudno się jednak dziwić, że organizacje zbiorowego zarządu
przyjęły strategię odkurzacza. Smartfon i tablet to tylko „flagowe” pomysły
ZAiKS-u. Wśród propozycji znajdują się również telewizory, komputery, kina
domowe, konsole do gier, dekodery TV i inne urządzenia audio-wideo.
Objęcie nowych urządzeń podatkiem na rzecz organizacji zrzeszających artystów
może przynieść im nawet dodatkowe 300 mln zł rocznie. To ogromna
suma, gdy weźmie się pod uwagę, że w 2013 r. ZAiKS zainkasował ogółem
355 mln zł, lecz artystom wypłacono zaledwie 225 mln zł.
Mówimy o organizacji, która pod koniec 2013 r. miała na koncie
1 mld zł.

Zamiast więc trzymać kciuki za powszechną dostępność
i rozwój urządzeń, dzięki którym rynek treści – książek, muzyki
i filmu – znowu staje na nogi, a artyści mogą z łatwością
sprzedawać swoje utwory, które trafiają pod strzechy, ZAiKS woli obciążyć je dodatkowym
podatkiem i wypłacać zgromadzone pieniądze twórcom w formie
rekompensaty. Po odliczeniu kosztów za fatygę, oczywiście.

 

Autor jest
dyrektorem ZIPSEE, organizacji, która zrzesza producentów, importerów i
dystrybutorów sprzętu RTV i IT.