Zaczęło
się od kultu nadgryzionego jabłka, bo Apple okazał się absolutnym mistrzem we
wdrażaniu innowacyjnych pomysłów na zarabianie pieniędzy. Kupując iPhone’a, nie
tylko dajemy producentowi zarobić na samym sprzęcie. Bierzemy też pod swoje
skrzydła kukułcze jajo w postaci systemu iOS, wraz ze sklepem
z aplikacjami (na których zarabia Apple), muzyką, filmami, książkami (na
których zarabia Apple), mapami, wyszukiwarką i mobilną siecią reklamową
(na których… no właśnie). Przy czym nie ma od
tego ucieczki. Jeśli będziemy swojego telefonu używać w jakikolwiek
bardziej zaawansowany sposób, obok dzwonienia i wysyłania SMS-ów,
z pewnością przyniesiemy zyski „Jabłkowcom”. W ten sposób każdy
klient, zamiast zostać jednorazową pozycją w sprawozdaniu, staje się dla
firmy źródłem stałych dochodów.

Swój pomysł na zarabianie
na ekosystemie wdrożył też Google – pomysł tyleż nowatorski, co
szczegółowo wypróbowany na gruncie „starego” biznesu komputerowego. Według
Zakonu Poszukiwaczy Odpowiedzi, żeby zjeść jajecznicę, nie trzeba kupować
hodowli kur, a żeby zarabiać na użytkownikach smartfonów, nie trzeba wcale
tych smartfonów produkować i sprzedawać. Wystarczy dać producentom darmowy
system operacyjny. Koncepcja okazała się słuszna. Dziś Google włada światowym
rynkiem sprzętu mobilnego.

Tak
więc, podczas gdy Android pozostaje niezagrożonym liderem pod względem liczby
korzystających z niego urządzeń, a przychody Apple’a wydają się
odporne na wszelkie niedoskonałości strategii Tima Cooka, zmagania mobilnych
ekosystemów przybrały kształt rynkowej wojny pozycyjnej. Jak trudno jest
odebrać któremukolwiek z solidnie okopanych gigantów choćby najmniejszy
skrawek terenu, przekonał się Microsoft. Fakt, że mimo wszystko Windows Phone
zdołał zdobyć udział w rynku sięgający kilkunastu procent, pokazuje, jak
dobry jest to system i jak sprawnie jego atuty wyzyskała Nokia. Warto
zwrócić przy tym uwagę, że Microsoft i Nokia zaczęły właśnie uprawiać
ekosystemowe aikido. Jak wiadomo, w tej japońskiej sztuce walki siłę
przeciwnika wykorzystuje się na swoją korzyść. Zgodnie z tą filozofią Finowie
w smartfonach Nokia X użyli potęgi Androida do sprzedania użytkownikom
usług swoich i Microsoftu. Jednak powodzenie tego ruchu wciąż zależy od
losów jednej, konkretnej rodziny produktów, która może okazać się sukcesem,
a może – klapą.

Nawiązując do aikido,
w porównaniu z kolejnym graczem Nokia przypomina raczej
początkującego adepta niż siwowłosego mistrza. W roli tego ostatniego
można by obsadzić firmę, która może nie obawiać się o swoje dochody
niezależnie od tego, kto zyska przewagę w wojnie ekosystemów. Firmę, która
zawsze w tej wojnie będzie zwycięzcą, mimo że sama nie stworzyła mobilnego
systemu operacyjnego ani nie produkuje własnych smartfonów. Pewnie już
zgadliście, że mam na myśli Facebooka, który egzystuje na każdej platformie.
Facebooka, który wprowadza kolejne usługi pozwalające na komunikację, wymianę
obrazków, agregację treści. Facebooka, który stworzył własną sieć reklamową
i zarabia na każdym użytkowniku smartfonu. Facebooka, który ma spore szanse…
wygrać wojnę mobilnych ekosystemów.

 

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.