Czy, jak się patrzy na masowy proceder okradania z dóbr wszelakich mieszkańców miejscowości ukraińskich, mających to nieszczęście, że zajęła je armia Federacji Rosyjskiej, to nie staje się jasne, dlaczego tak się dzieje? Aby dodać puentę temu opisowi dodam, że z całej masy towarów wysyłanych do domów przez rosyjskich okupantów, dociera do miejsca przeznaczenia około jedna trzecia. Reszta jest rozkradana w transporcie, w miejscach przeładunku etc. Tak dziś realizuje się myśl wodza rewolucji proletariackiej, która wedle doktryny „jest wiecznie żywa”.

Nie dziwi też wysokie poparcie polityki Putina wśród mieszkańców Federacji, bo jedyne, co naprawdę mają wspólne, to przeświadczenie o swojej wielkości, niezwyciężalności, wyższości moralnej. Odbieranie tych atrybutów i przekonań kończy się tak, jak skończyły Niemcy po czasach Republiki Weimarskiej albo Węgry po Trianon. Może bliskość Orbana z Putinem to prosta konsekwencja tych odczuć dziejowych krzywd oraz braku zrozumienia innych dla jakże oczywistych faktów: Rosjanin i Węgier po tym, co w Europie stało się ostatnio, są pozbawieni godności, wielkości i dumy i to się musi prędzej czy później zmienić.

Myślenie retrospektywne, i to w afirmacyjnym wydaniu, jest zgubne dla każdego narodu, dla państwa, dla firmy i dla człowieka. Dlaczego? Bo kieruje wzrok wstecz, zaprząta myśli nieistotnymi imponderabiliami, podnosi poziom negatywnych emocji, kreuje fikcyjne byty w stylu „armia nasza jest zwycięska”. Przyjęcie takiej postawy to klęska zdrowego rozsądku, kreatywnego myślenia, nadziei. Bez tych cech nie ma przyszłości. Młodszym przypomnę, że w roku 1990 trzy kraje – Polska, Węgry i Ukraina – były na tym samym poziomie gospodarczym. Węgry były pupilem Zachodu, bo lepsza była tam znajomość języków (głównie za sprawą języka niemieckiego z powodów historycznych) oraz silna koncentracja konsumencko-produkcyjna na Budapeszcie (30 procent populacji, ponad połowa wytwarzanego PKB). Ale niestety dla Węgrów okazało się, że Polska bije ich na głowę potencjałem rynku, kulturą pracy, zaangażowaniem, chęcią nauki i firmy zachodnie zaczęły się koncentrować na Polsce, a te, które zaczynały w Budapeszcie, przenosiły się, i to nie tylko do Warszawy, ale do Wrocławia, Poznania i Gdańska czy Krakowa. I Węgry po swoich kilku latach względnego sukcesu cofnęły się  we wskaźnikach ekonomicznych i popadły w czas frustracji. To, plus brak odpowiedzialności klasy politycznej, zaowocowało fenomenem Orbana, który ich wzmocnił mentalnie i przemówił do tego, czego zostali pozbawieni – do poczucia dumy narodowej. Czy na Węgrzech od tego jest lepiej? Raczej nie, ale Orban po raz czwarty z rzędu w cuglach wygrał wybory. Jakie tego będą dla nich konsekwencje, o tym niebawem napiszę.

Co stało się w Ukrainie, wiadomo. Można to opisać ruchem wahadła bujającego się od prostackiej wręcz niezależności Juszczenki (i za to właśnie podtrutego przez „nieznanych sprawców”) po fanatycznie prokremlowskiego Janukowycza zmiecionego na śmietnik historii (choć kremlowski recykling odpadów nad nim ciągle pracuje) przez Pomarańczową Rewolucję, która dla Ukrainy jest początkiem wszystkiego. W jej wyniku nastąpiła pierwsza, jeszcze niepewna zmiana kursu przez Poroszenkę, a to z kolei zakończyło się prezydenturą Zełenskiego (tu mój edytor tekstu z uporem mi wciska: Żeleńskiego, chyba wie coś więcej).

Zajmę się jeszcze przez chwilę zaskoczeniem Rosjanami. Dla mnie są oni i ich zachowanie przykładem, jak nie postępować z ludźmi „specjalnej troski”. Wychowani przez burżuazyjny zachwyt „końcem historii” oraz miazmatami ich poprawnego zachowania, ich mentorzy i promotorzy z Zachodu uznali, że reedukację można zakończyć. Używając bardziej kynologicznego porównania, zdjąć bulterierowi kaganiec z pyska i wpuścić na salony. I nagle ni stąd, ni z owąd owe 1 procent rosyjskiego społeczeństwa, którego władza potrzebuje, aby tylko u władzy się utrzymać, wyposażone w łatwy szmal niejednokrotnie w bajecznej ilości, pojawia się w masie kilkuset tysięcy ludzi w Londynie i Paryżu, na Lazurowym Wybrzeżu i w Toskanii, na Florydzie i w NY, LA, SF i LV (rozszyfrujcie sobie sami). Są przyjmowani, a właściwie ich forsa, iście po królewsku. Kupują domy, rezydencje, jachty, hotele etc. To w nich budzi w końcu oczekiwane zaspokojone poczucie sprawiedliwości i rekompensaty.

Rok 2014 i krótka wojna w Donbasie przechodzą na świecie bez echa, jak pierwsze groźne w formie, ale bez konsekwencji wyszczerzenie kłów przez psa zabójcę. Aż rozzuchwalony zachowaniem pies atakuje po raz kolejny. Trochę się jednak w rodzinie posiadacza psa zmieniło i przyjazny mu starszy pan gdzieś się zapodział, a psem zawiadujący jego następca, jak się okazało, wyznawca klasycznej szkoły, na takie numery nie pozwala i znów założył pieskowi kaganiec, zamknął w piwnicy i wziął na ścisłą dietę. I tu pies zgłupiał. Jeszcze sobie kalkuluje, jeszcze liczy, że pojawią się przejęci losem zwierząt miłośnicy, co chcą ulżyć jego losowi. Ale chyba nic nie wskórają i wygląda na to, że jedynym szybkim rozwiązaniem jest uśpienie bestii, bo inaczej może narobić większych szkód. W scenariusz wychowawczy nie wierzę. Jeśli miałby z jakichkolwiek względów być zastosowany, to minimum po 40 latach kwarantanny spędzonej na przepisowej długości łańcuchu, suchej karmie i źródlanej wodzie. CDN.