Nie będę kolejny raz napominał jakie, jako stały felietonista CRN-a, mam ciężkie życie z moim wydawcą, który zmusza mnie co miesiąc do tego, aby tekst felietonu leżał na jego biurku na minimum 3–4 tygodnie przed tym, jak znajdzie się w Państwa rękach. W tym konkretnym przypadku powoduje to moje wątpliwości, czy to, co dzieje się w Ukrainie nie nabierze nowej dynamiki i nie zdezaktualizuje moich uwag i komentarzy? Jak będzie w Moskwie obchodzony dzień zwycięstwa w wojnie ojczyźnianej, czyli ów 9 maja, z powodu którego Władimir Władimirowicz P. tak pogania swoich generałów, że niektórzy gubią kapcie, a znakomita większość rozsądek? A tak mi przychodzi do głowy: może to jest nowy rodzaj samobójstwa oficerskiego osoby, która nie mogąc dostarczyć swojemu władcy absolutnemu tego, czego on oczekuje, po prostu daje się zabić na polu walki i w ten sposób unika infamii, a zyskuje chwałę bohatera? Takie postępowanie jakoś mi intuicyjnie się zgadza z moją wiedzą o mentalności rosyjskiej.

Skoro już w ten wątek wpadłem, to spróbuję skomentować wedle mojej najlepszej wiedzy kilka zaskoczeń, które agresja rosyjska na Ukrainę wydobyła na światło dzienne. Pierwsze zaskoczenie, to zaskoczenie kręgów zachodnich polityków, tych głównie z Niemiec, Francji i Włoch, którzy z przerażeniem albo z niekłamanym wstydem, jak prezydent Niemiec Steinmeier, stwierdzili, że koncepcję „Nowej Europy” próbowali realizować w oparciu o wiarę w „oswojenie skorpiona” (przypadek skorpiona i zasadę jego postępowania przy innej okazji opisałem w jednym z wcześniejszych felietonów).

Drugim zaskoczeniem jest to, co stało się z ludem zamieszkującym terytorium państwa ukraińskiego na przestrzeni ostatnich 8–10 lat. To zaskoczenie jest właściwe wszystkim, z Ukraińcami włącznie. Piszę tak na okrągło o tym „ludzie zamieszkującym”, bo nie wszyscy w Ukrainie są Ukraińcami, a wydaje się, że jakąś metamorfozę przeszła znakomita ich większość. I trzecie, i ostatnie zaskoczenie, to zaskoczenie Rosjan tym, jak szybko i w jaki dla nich niemiły sposób zareagował świat na agresję.

Wspólnym podglebiem tych wszystkich zaskoczeń jest głęboka nieznajomość przede wszystkim Rosjan albo lepiej: ludu zamieszkującego pomiędzy Smoleńskiem a Władywostokiem i pomiędzy Półwyspem Jamalskim a Nowosybirskiem. Ten lud to kompletny zlepek narodów, ras, języków, kultur i sposobów życia. Dość powiedzieć, że ze 140 milionów obywateli tzw. Federacji (a dziś może już 130?) co najmniej 33 procent żyje w warunkach skrajnych klimatycznie, ekonomicznie i cywilizacyjnie. Na przykład nie znając podstawowych urządzeń sanitarnych, bez dostępu do bieżącej wody, nie mówiąc o lekarzu.

Miasta takie jak Moskwa, Petersburg, Irkuck i dziesiątki innych to wykwity cywilizacji, w których mieszka tzw. inteligencja i klasa średnia, która ze względu na monopol propagandowy i represje polityczne nasilone po czasach „smuty jelcynowskiej” woli łykać hasła wielkomocarstwowe, niż dociekać prawdy. To z tych dwóch grup społecznych pochodzi 75 procent żołnierzy rosyjskich walczących w Ukrainie. Na to, jak ich morale kształtowane jest teraz, nakłada się proces historyczny rugowania religii i religijności z życia publicznego. Pozostało w nim miejsce jedynie na fasadową i opartą na prymitywnych zasadach wiary cerkiew prawosławną patriarchatu moskiewskiego. Jest dla tej władzy super użyteczna i wspierająca demoralizację społeczną, chociażby poprzez brak potępienia zachowania sprzecznego z katalogiem dziesięciu przykazań. To Leninowi przypisuje się słowa z tytułu tego felietonu. Zabieraj, co się da, bo to ci zostało ukradzione przez wyzyskiwaczy, kapitalistów i innych utuczonych na twojej, rewolucjonisto, krwi.