Jak Ricoh zarabia na sprzedaży HP

Tomasz Gołębiowski, redaktor naczelny CRN Polska
Na rynku druku robi się coraz ciaśniej i kolejna fuzja wydaje się tylko kwestią czasu. Choć lepiej, żeby nie powtórzyło się żenujące widowisko, z jakim mieliśmy do czynienia w przypadku niedoszłego przejęcia HP przez Xeroxa. Ten epizod w amerykańskiej prasie doczekał się nawet określenia „take over drama” i tym razem nie był to wyraz tak typowej dla amerykańskich mediów przesady w opisywaniu rzeczywistości.
„Ale to już było i nie wróci więcej” – jak śpiewała Maryla Rodowicz (choć kto wie, może i wróci), a życie toczy się dalej i stawia przed producentami urządzeń drukujących coraz to nowe wyzwania. A ci nie czekają biernie na rozwój wydarzeń, pracując nad ulepszaniem dotychczasowego portfolio i rozwojem kolejnych usług. Jednocześnie, co jest dla mnie szczególnie ciekawe, coraz częściej zerkają na boki, to znaczy starają się pozyskiwać nowe kompetencje poprzez kupowanie integratorów. Co dobrze widać na przykładzie Ricoha, który tym sposobem zaczął w końcu zarabiać na sprzedaży drukarek… HP.
Taki biznesowy nelson stał się możliwy, ponieważ japoński koncern „łowi” swoje nabytki niekoniecznie wśród własnych partnerów biznesowych. W ten sposób Ricoh stał się między innymi właścicielem szwajcarskiego Lake’a, który na swoim rynku jest jednym z ważnych partnerów HP. A ponieważ dzieli się zyskami ze swoim nowym właścicielem, to każdy dobry projekt z wykorzystaniem drukarek amerykańskiej marki jest poniekąd korzystny także dla jej japońskiego konkurenta. To takie przeciwieństwo tragedii greckiej, w której każde rozwiązanie było złe, podczas gdy w tym przypadku Ricoh zyskuje nawet, jeśli klient Lake’a wybierze konkurencyjne produkty. Najważniejsze bowiem, żeby wdrażał je właśnie Lake.
W tym kontekście bardzo ciekawe jest przejęcie przez Ricoha polskiego integratora – SimplicITy, która to firma w swojej 7-letniej historii nie sprzedała ani jednej (!) drukarki japońskiej marki. W gruncie rzeczy w ogóle nie specjalizuje się w rozwiązaniach druku, za to ma duży potencjał jako dostawca systemów dla centrum danych i cyberbezpieczeństwa, a więc teraz… Ricoh też już takim potencjałem dysponuje. Dzięki wielu takim akwizycjom w przeszłości i tym dopiero planowanym, japoński producent za jakiś czas będzie więc w dużym stopniu uniezależniony od sytuacji czy koniunktury w wąskim segmencie druku. Przynajmniej taki jest zamysł. Przykład Ricoha nie jest, rzecz jasna, jedynym takim, a kupowanie integratorów to już gra, w której biorą udział inni producenci, w tym HP, Kyocera, Sharp czy Xerox. Niemniej po raz pierwszy do stołu zaproszono polskiego integratora. Uważam, że warto obserwować dalszy rozwój wydarzeń, zwłaszcza w świetle zapowiedzi szefa SimplicITy, które prezentujemy w wywiadzie okładkowym.
Podobne wywiady i felietony
Wsiedliśmy do pociągu dużych prędkości
„Sami, po intensywnym rozwoju w ciągu tych siedmiu minionych lat, doszliśmy do pewnej granicy. Nie jesteśmy w stanie realizować projektów na poziomie wyższym niż kilkadziesiąt milionów złotych, bo nie dysponujemy wystarczającym kapitałem. Natomiast Ricoh daje nam dostęp do nieograniczonego kapitału, właściwie o każdej uzasadnionej wielkości. Co więcej taki partner oznacza bezpośredni dostęp do klientów globalnych” – Mariusz Iwański, prezes SimplicITy w rozmowie na temat argumentów, jakie stały za decyzją o sprzedaży tej firmy Ricohowi, a także spodziewanych skutków transakcji.
Leżaki na Titanicu
Ma rację Irek Dąbrowski w swoim najnowszym felietonie, że zarządy firm powinny traktować fuzję jako jeden z naturalnych kierunków rozwoju i tym samym raz na jakiś czas dokonywać stosownych analiz.
Debata CRN Rynek druku: dużo wyzwań, dużo możliwości
Rozwiązania drukujące coraz częściej stanowią pretekst do tego, aby zaoferować klientom biznesowym szereg usług związanych z dokumentem – czy to tradycyjnym, czy cyfrowym. To jednak wymaga od integratorów przemyślanego podejścia, jak podkreślali uczestnicy debaty. Z jednej strony trzeba wziąć pod uwagę nowe trendy, które znajdują odzwierciedlenie w ofercie sprzętowej i strategii producentów, z drugiej niezwykle zróżnicowane potrzeby odbiorców końcowych w zakresie firmowych dokumentów – zależne od wielkości przedsiębiorstwa, zasobów finansowych, świadomości technologicznej i wreszcie otwartości na innowacje.