Na portalu LinkedIn znalazłem zabawny obrazek: na drzewie siedzi dwóch programistów, z których jeden – developer ChatGPT – trzyma w ręku piłę i podcina kawałek gałęzi pod swoim kolegą. Tuż obok drzewa stoi trzeci osobnik, w koszulce z napisem ChatGPT, piłując z kolei gałąź, na której usadowili się obaj panowie. Pod zdjęciem znalazło się kilkadziesiąt komentarzy, a autorami większości z nich są developerzy. Część z nich uważa, że obrazek jest śmieszny, ale nieprawdziwy. Inni nie wierzą w to, że bot może pokonać człowieka, ale nie brakuje odmiennych opinii, typu: „absolutnie się z tym zgadzam”, „to prawda” itp. Ktoś też napisał, że zastanawia się, „jak daleko jesteśmy od tej rzeczywistości”.

No właśnie – jak daleko, jak blisko? To bardzo istotne pytanie, które od pewnego czasu nurtuje nie tylko programistów. Wszak na tej „gałęzi” równie dobrze można posadzić fotografów, malarzy artystycznych, grafików, kompozytorów, dziennikarzy, marketerów, a nawet prawników. Każda z wymienionych grup może być prędzej bądź później zastąpiona przez generatywną sztuczną inteligencję. Choć nie będzie to rewolucja, a jeżeli już to raczej syndrom gotującej się żaby. Nikt o zdrowych zmysłach nie odważy się powiedzieć „swoim” ludziom: drodzy programiści, wykonujecie świetną robotę, dzięki której za pięć lat nie będziecie nam potrzebni…

Oczywiście zawód developera nie umrze śmiercią naturalną, aczkolwiek takie narzędzia jak ChatGPT prawdopodobnie sprawią, że zapotrzebowanie na tej klasy specjalistów spadnie. Zresztą ostatnie zwolnienia w branży IT, a także ich forma, nie pozostawiają złudzeń – cyberpanowie z Doliny Krzemowej kierują się znaną od lat zasadą, zgodnie z którą „chciwość jest dobra”.

Przestrogą dla wszystkich techno-entuzjastów powinien być przypadek polskiego malarza Grzegorza Rutkowskiego, który padł ofiarą własnej kreatywności i niepowtarzalnego stylu. Polski artysta w ostatnich tygodniach więcej czasu spędza na spotkaniach z prawnikami aniżeli tworzeniu kolejnych prac (więcej na ten temat w artykule „Sztuczna inteligencja wspina się po plecach artystów”).

Co ciekawe powstał już też pierwszy tytuł prasowy stworzony przez sztuczną inteligencję, Infinite Odyssey, o tematyce science-fiction i fantasy. Na stronie internetowej wydawnictwa widnieje pompatyczny wpis: „wchodzimy do nowej ery, w której komputery są w stanie tworzyć sztukę, której nie można odróżnić od tej stworzonej przez ludzi”. Żeby było ciekawiej, Philippe Klein, dyrektor kreatywny magazynu Infinite Odyssey, w wywiadzie udzielonym portalowi Futurism porównuje „sztukę maszynową” do fast foodu. Cena magazynu jest wygórowana, biorąc pod uwagę, że – jak zaznacza wydawca – zamieszcza w nim „śmieciowe treści”. W wersji cyfrowej Infinite Odyssey kosztuje 4,95 dol., a w papierowej 29,99 dol.

Niektórzy eksperci ze świata nowych technologii bardzo ostrożnie podchodzą do tematu generatywnej sztucznej inteligencji. Do tego grona zalicza się Phil Libin, dyrektor generalny Evernote w latach 2007–2015, notabene zwolennik AI. Jego zdaniem gorączka związana z ChatGPT, Dall-E 2 oraz Stable Diffusion jest niepotrzebnie podsycana i będzie skutkować tym, że zostaniemy zalani tsunami bzdur.