Niedługo przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przypadkowo trafiłem na fragment rozmowy, która odbyła się podczas jednej z manifestacji politycznych. Do kobiety w średnim wieku podchodzi dziennikarz i pokazuje jej nagranie, na którym polityczny idol tejże pani sam siebie, swoim zachowaniem, stawia w złym świetle. „Ten film jest spreparowany przez sztuczną inteligencję” – komentuje pewnym głosem kobieta. Wprawdzie pani nie miała racji, bo prezentowany film był autentyczny, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia.

Abraham Lincoln powiedział kiedyś, że można oszukiwać wielu ludzi przez jakiś czas, a niektórych ludzi cały czas, ale nie można oszukiwać wszystkich ludzi przez cały czas. Obawiam się, że popularna sentencja już wkrótce straci na aktualności. Specjaliści korzystający z narzędzi SI już teraz tworzą realistyczne obrazy, których przeciętny człowiek w żaden sposób nie odróżni od rzeczywistości. W mgnieniu oka można wygenerować zdjęcie kart do głosowania na wysypisku śmieci, ledwie żywego Jarosława Kaczyńskiego na szpitalnym łóżku czy kolejkę zdeterminowanych wyborców czekających w deszczu przed lokalem wyborczym.

Portal Politico zauważa, że jednym z najczęściej atakowanych przez fałszywe przekazy polityków jest Maia Sandu, prezydent Mołdawii. Władze tego niewielkiego państwa uważają, że za tymi atakami stoją Rosjanie, niemniej chodzi tu nie tyle o źródło, co o możliwości ośmieszenia konkurentów biznesowych czy politycznych, jakie dają nowe technologie.

Niejednokrotnie można spotkać się z opiniami politologów, którzy zwracają uwagę, że masowa produkcja fałszywych informacji może obalić niejeden rząd i wpłynąć na wyniki niejednych wyborów. Większy spokój w tej materii stara się zachować Felix Simon – badacz z Uniwersytetu Oksfordzkiego, którego zdaniem szkodliwość sztucznie spreparowanych treści nie jest zbyt duża, bowiem giną one w morzu codziennych, zwykłych postów. Osobiście jestem zdania, że Brytyjczyk jest znacznie bliżej prawdy niż rozhisteryzowani politolodzy. Tym bardziej, że skuteczność spreparowanego przekazu jest wprost odwrotnie proporcjonalna do poziomu polaryzacji społeczeństwa – im jest on większy, tym siła fake newsów słabnie.

W wielu państwach, w tym również w Polsce, politycy za pomocą mediów podzielili wyborców na dwa zwalczające się obozy. „Wyznawca” jednej bądź drugiej partii słyszy tylko to, co chce usłyszeć. W związku z tym uwierzy we wszystko, co powie mu polityk z ulubionego obozu. I odwrotnie – nie da wiary w ani jedno słowo wypowiedziane przez przedstawiciela partii przeciwnej. Szkoda zatem czasu, a przede wszystkim energii elektrycznej na generowanie fałszywek. Wprawdzie spreparowane materiały mogą zwiększać poziom polaryzacji, ale chyba osiągnął on już granicę, którą trudno przekroczyć. Poza tym politycy stali się mistrzami w antagonizowaniu obywateli i sztuczna inteligencja już niewiele tutaj pomoże.

Czasami tworzy się fałszywe filmy z politykami nie tyle ze względu na przekonania polityczne, lecz dla tzw. beki. To dowód na to, że narzędzia SI są dalekie od doskonałości. Znajdźcie mi, proszę bota, który wymyśli lepszy greps niż kultowe i prawdziwe: „Stop PCK. I CPK! I innym nazwom”. Jak na razie politycy przerastają sztuczną inteligencję o kilka długości. I nie wierzę w to, żeby w najbliższym czasie cokolwiek się w tym zakresie zmieniło.