Aż w końcu przyszedł dla mnie czas trudny, bo po kołowrotku, lotniskach, telekonferencjach, walce ze wszystkimi o wszystko: o plan, o wykon, o magazyn, o pieniądze, o przekonania i swojskość, a w końcu o naszą wyjątkowość – nastała cisza… Dla Gumpa takim momentem była reakcja na śmierć ukochanej Jenny i spontaniczne rozpoczęcie biegu od jednego oceanu do drugiego i z powrotem, aż do kompletnego wytłumienia emocji. Kiedy się do tego miejsca dochodzi, trzeba stanąć, pomyśleć w samotności i zgodzić się ze światem, jaki jest. Choćby najdłuższy i najbardziej wyczerpujący bieg nie wróci życia Jenny, nie cofnie zegara, nie wróci tego zdrowia i sił, którymi się dysponowało jeszcze 15, czy choćby 7 lat temu. Trzeba dojść do zgody z samym sobą, a potem wybrać ten moment, aby ze sceny zejść póki czas. Póki można o tym decydować świadomie, zachowując na ile można po sobie dobre myśli, choćby tylko tych kilku ludzi, których postawiono na naszej drodze.

I ja właśnie postanowiłem stanąć w tym ostatnim truchcie, którym była dla mnie współpraca z redakcją CRN-a i pomoc Redakcji, w miarę moich skromnych możliwości, w utrzymaniu tytułu przy życiu. Dziś zarząd Peristeri i Redakcja postanowili iść na swoje w pełnym sensie tego słowa. Na mnie zatem też czas. To ostatni z moich felietonów, które dane mi było zdarzeniem losu pisać co miesiąc przez ponad 10 ostatnich lat. Nie smędząc i nie roztkliwiając się, mówię moim czytelnikom ŻEGNAJCIE. Dzięki, że byliście ze mną i z magazynem taki szmat czasu. Jestem przekonany, że niebawem nie zauważycie mojego braku.

Dzięki, że byliście ze mną!

Redakcja ma szerokie plany, których realizacji życzę jej z całego serca. Natura nie zna próżni i zabliźnia rany i ubytki. Poza tym, jak mawiał stary dowcip z czasów Gierka: nie można budować Drugiej Polski z pierwszą żoną. Zatem wyciągając wnioski z powiedzeń, które są naszą wspólną mądrością, trzeba nowe treści i formy obecności CRN-a na rynku realizować z nowymi, młodszymi ludźmi. Powodzenia!

A ja siadam sobie na jakiejś ławeczce i wzrokiem szukam piórka, które leci dokąd wiatr zawieje i słucham towarzyszącej tej scenie muzyki albo klangoru żurawi za płotem i wiem, że moje pudełko czekoladek jest już prawie puste – zostały w nim może jeszcze tylko jedna, no najwyżej dwie pralinki.

Reszta jest milczeniem. A to akurat z „Hamleta”…