Jak tam u Was, moi Drodzy Czytelnicy, po świętach i sylwestrowym szaleństwie? Ból głowy już minął? Wróciliście do rzeczywistości po czasie, kiedy wszyscy jesteśmy dziećmi i łatwiej wierzymy w bajki, którymi karmią nas głównie ci, którzy chcą nami manipulować albo zyskać naszą sympatię i ciepłe uczucia? A my to lubimy, bo „we are the children”, jak mówiły słowa jednej ze starszych już piosenek wymyślonych na inną okazję, na kampanię walki z biedą w Afryce.

Macie zapewne w pamięci jeszcze reklamy Świątecznej Paczki, fundacji Polsat, czy TVN oraz innych szlachetnych przedsięwzięć, które zazwyczaj nasilają się przed świętami Bożego Narodzenia, licząc na odrobinę naszego szaleństwa i odruch serca zmiękczonego czasem kolęd, choinki i wszechogarniającej miłości. Atmosfery, w której tylko długa i kiczowata reklama jednej z firm jubilerskich może podbić nasz stan ogólnego rozanielenia… aż po mdłości.

Dlaczego martwię się o Wasze samopoczucie? Dlatego, że po okresie kiedy wszystko było cacy i nawet politykom w jakiś przedziwny sposób udało się załatwić dla nas 730 mld złotych (czy euro, zresztą co to ma za znaczenie, i tak nigdy nie będziemy w stanie tej forsy policzyć), i nie wiadomo do końca czy to dotacji, czy pożyczki (co za różnica, długów Gierka też nigdy nie spłacimy, czyli była to nie pożyczka, a realna dotacja), przyjdzie czas diametralnie inny. Samych nowych podatków w roku 2021 zapłacimy więcej (rodzajowo!) o sześć albo osiem, albo… a co to za różnica? I tak nikt tego w zasadzie nie będzie wiedział, włącznie z aparatem skarbowym, którego szef w połowie grudnia „z powodów osobistych” podał się do dymisji, jakby i on nie chciał tego wiedzieć.

Będzie więc między innymi podatek od wyrobów z cukrem, będzie podatek od przekształcenia OFE, będzie podatek od spółek komandytowych, które zakwitły nam w polskiej gospodarce, jak hortensje w moim ogrodzie. Będzie podatek od deszczu i czekam z niecierpliwością na podatek od Słońca. Że co, że trudno go będzie wprowadzić i skontrolować? Bzdura! Najlepiej wiedzą o tym właściciele instalacji fotowoltaicznych, którzy chcieliby nadwyżki wyprodukowanej przez siebie „zielonej energii” sprzedać do ogólnych sieci energetycznych. Nie można! Brakuje ponoć tzw. „liczników dwukierunkowych”, a w zasadzie pojemności sieci GSM, bo są one ponoć sterowane SMS-ami (sic!). Nie wiem, nie rozumiem, nie mam na to czasu, zarobiony jestem. Tak tylko ta ciekawostka wpadła mi do ucha i została.

Zresztą co to za różnica, czy brakuje liczników, kart SIM, pojemności sieci, czy czegoś innego? Pamiętacie brak kas fiskalnych w czasie wprowadzania obowiązku ich stosowania dla coraz to nowych grup przedsiębiorców w przeszłości? I co, zawalił się świat? Nie! Jedni jakoś pokombinowali, kupili i stosowali, inni się prześlizgnęli do czasu, kiedy już było na rynku kas pod dostatkiem, a mała grupa zapłaciła domiar i karę za „niemanie”. To przecież jest wpisane w tę grę, którą nazywamy życiem i to w społeczeństwie, które nie po to wybiera prawo i sprawiedliwość (uwaga! małymi literami proszę, to nie miejsce na agitację polityczną), aby im podlegać. To, czemu podlegamy, to los, przypadek, „que sera, sera”. Zresztą, co za różnica, czy mnie to obchodzi? Za deszcz podatek będę musiał zapłacić, ale za Słońce nigdy! Nie będę miał fotowoltaiki i co mi skarbówka zrobi? W roku 2021 najpierw musi poszukać ryzykanta na swego szefa, a nie szukać mnie, choć to drugie pewnie byłoby łatwiejsze, bo się specjalnie nie ukrywam.

Wrócę na chwilę do podatku od spółek komandytowych, którego wprowadzenie jest uzasadnione tym, że podmioty tworzące tego typu konstrukty gospodarcze są w sferze podatkowej nierównoprawnie traktowane w stosunku do innych – czytaj: płacą za niski podatek. Nie ma lepszego dowodu na to, że akcjonariusze, czy udziałowcy spółek akcyjnych lub z ograniczoną odpowiedzialnością opodatkowani są przez fiskusa podwójnie. Bo po co byłoby to dodatkowe, jakoby „sprawiedliwe społecznie”, opodatkowanie spółek komandytowych, które, jak wszyscy, i tak muszą płacić CIT? Zatem od nowego roku i oni muszą podatki płacić podwójnie. W tym systemie brakuje tylko „podatku od podatku” i zapanuje pełna szczęśliwość, a wszyscy będą mieć sprawiedliwie „po równo”. Oczywiście z wyjątkiem niektórych przedstawicieli społeczeństwa, którzy wykonują specjalnie trudne i odpowiedzialne czynności oraz/lub pełnią funkcje obarczone szczególnymi wymogami i są niebezpieczne oraz kluczowe z punktu widzenia żywotnych interesów Narodu (i nie chodzi tu o saperów, ani lekarzy walczących z epidemią COVID-19). Ci wybrańcy mogą mieć więcej, bo im „po prostu się to należy”.

Dla środowiska IT sprawdzianem w tym roku będzie odzew na pytanie: czy i jak zostanie wprowadzony nowy parapodatek zwany potocznie „podatkiem od smartfonów”. Każda władza ma skłonność ulegania naciskom tzw. celebrytów, wśród których nie brak artystów i to różnej maści. Ci poprzez swoje organizacje walczą o więcej dla siebie. A ponieważ ich sztuka jest generalnie coraz słabsza, więc znajduje coraz mniejszą liczbę chętnych, aby za tę sztukę płacić, co robi „centralny rozdzielacz kasy”? Obkłada podatkiem to, co jest najłatwiejsze do sprawdzenia, czyli towar, hardware, i potem robi to, co najbardziej lubi: dzieli! W ten sposób w oczach niektórych staje się Midasem. Nie patrzy, czy ten sprzęt służy, czy nie służy do odbioru treści, które powinny być opłacone, czy może to senior posiadający smartfon ogląda Netflixa, YouTube’a,czy tylko odbiera telefony od wnuczki i tylko do niej dzwoni, nie mając nawet świadomości innych możliwości tego urządzenia.

Obłożenie więc podatkiem hardware’u można by porównać do obłożenia podatkiem młotka, czy piły, aby wypłacić zasiłek-rekompensatę stolarzowi za to, czego nie wykona dla społeczeństwa, bo niektórzy obywatele, posiadając wyżej wzmiankowane narzędzia, mogą sami sobie zmajstrować szafki, półki, czy wieszak i pozbawić tego stolarza pracy i zapłaty za nią. Obłóżmy też dodatkowym podatkiem walizki i torby podróżne i dajmy z tego zasiłki kolejarzom, wszak te walizki będą podróżować z pasażerami PKP i przewozić ich rzeczy (bezpłatnie, bo nie ma biletu za bagaż), a PKP trzeba dotować.

Takich pomysłów miałbym jeszcze z setkę. Że co, infantylne, prostackie, ignoranckie, bez zrozumienia istoty? Może. Ale czy pomysł z „podatkiem za smartfony” jest lepszy, mądrzejszy, rozumniejszy, racjonalny? Wszak treści artystyczne są legalnie konsumowane nie w sposób niezorganizowany. Ktoś je udostępnia i za to płaci. Kupuje dzieła i je rozpowszechnia. Ba, mało tego: wie, co przysłowiowy Kowalski ogląda i skąd czerpie stream z treścią. Może zatem zamiast walić po głowie producentów, dystrybutorów i sprzedawców urządzeń pomyśleć, jak skonstruować realny podatek od realnie pobieranych treści we współpracy z podmiotami takimi, jak Spotify, Netflix, HBO, YouTube oraz dostawcami sieci dla przenoszenia streamów, jak Cyfrowy Polsat, UPC, Vectra, Netia i dziesiątki innych. To byłoby i sprawiedliwe, i uczciwsze, zarówno dla użytkowników, jak i twórców. Nie mówię już o skuteczności i sensowności kontroli obrotu gospodarczego.

Mam też przy okazji kilka pytań. Czy ten parapodatek w razie wywozu urządzenia za granicę będzie zwrotny? Bo przecież to nieuczciwe płacić w Polsce za coś, czego się nie używa w Polsce. A jeśli zwrotny, to czy nie będzie pogłębiał patologii VAT-owskiej? Takie pytania można mnożyć. Nie wydaje mi się, że będzie to dziecinnie proste. A przyszłość udzieli odpowiedzi na inne pytanie: kto był naiwny jak dziecko wierząc, że to jest dobre rozwiązanie, a nie działanie pod publiczkę. Nawet jeśli kilku celebrytów temu przyklaśnie.

Zresztą co mi tam, co za różnica. Mam swojego smartfona od trzech lat, będę go używać, da Bóg, jeszcze ze trzy. Telewizora nowego nie kupię, bo zainstalowałem sobie Chromebox’y za jakieś małe pieniądze i mam w nich cały internet inteligentnych TV. Nie zapłacę więc tego podatku. Oglądam wszystko i żadnego podatku dostawcom nie płacę, bo oni nie są nim obciążeni. Płacę tylko za treść, którą oni kupili. I choćbym codziennie oglądał filmy Machulskiego, Pasikowskiego, Smarzowskiego, Szumowskiej i innych polskich znakomitości, to oni ode mnie nie dostaną nic. Niech im zapłaci babcia, która kupi sobie reklamowany właśnie w TVP telefon dla seniora, choć nigdy w nim niczego nie będzie oglądać, poza zdjęciami wnuków, które przesyła jej córka z Anglii, gdzie przebywa od kilku lat. Tak będzie zgodnie z prawem i w pełni sprawiedliwie.