Właściwie to chyba powinienem zacząć od koloru czarnego, bo w takich barwach w zachodniej prasie opisuje się energetykę chińską: że oparta na węglu, że emituje najwięcej C02 na świecie i że w ogóle się nie zmienia, a wręcz  przeciwnie – jest jeszcze gorzej, bo powstają nowe elektrownie węglowe i wzrasta wydobycie węgla. Przyjrzyjmy się zatem nieco bliżej kilku liczbom i faktom, aby samemu ocenić jak to jest z tą energetyką w Chinach.

Udział węgla w mikście energetycznym Chin zmniejszył się w ostatniej dekadzie z 70 do 56 proc. W tym samym okresie zużycie energii elektrycznej w Chinach wzrosło z 2,7 mln do 3,7 mln ktoe (krajowe zużycie energii pierwotnej). Innymi słowy przy wzroście zapotrzebowania na energię o 36 proc. udało się zmniejszyć zależność od węgla o 14 proc.

Jeśli chodzi o emisję CO2, to faktycznie Chiny ze względu na liczebność kraju zajmują w statystykach pierwsze miejsce, ale jeśli spojrzymy na ilość emitowanego CO2 per capita, to obraz zmienia się diametralnie. W Chinach wskaźnik ten wynosi 7,38 tony rocznie na osobę, a więc niemal identycznie jak w Polsce (7,81). Dla porównania: w Niemczech wynosi on 9,44, podczas gdy w Korei Południowej 11,85, a w Stanach Zjednoczonych 15,52, czyli ponad dwukrotnie więcej.

Wymuszone hamowanie

Faktycznie w 2022 roku, w związku ze zbyt ambitnym podejściem do planów zeroemisyjności (o nich za chwilę), doszło do zaburzeń w dostawach energii elektrycznej w niektórych prowincjach i miastach. Rząd zareagował zwiększając wydobycie węgla i udzielając zgody na selektywne uruchomienie w wybranych lokalizacjach elektrowni węglowych. To jednak kropla w morzu potrzeb energetycznych kraju i, jak zaraz zobaczymy, w zasadzie nieistotna z punktu widzenia mikstu energetycznego.

Chińskie zobowiązania dotyczące dochodzenia do zeroemisyjności przedstawiają się w następujący sposób: do 2025 roku zużycie energii na jednostkę PKB zmniejszy się o 13,5 proc. (w porównaniu do roku 2020), emisja CO2 na jednostkę PKB zmniejszy się o 18 proc., lasy będą pokrywać 24,1 proc. kraju, a udział OZE w mikście energetycznym osiągnie 20 proc. W tym czasie emisja CO2 będzie wciąż rosła.

Z kolei do 2030 roku, zgodnie z założeniami, zużycie energii na jednostkę PKB ulegnie dalszej redukcji, emisja CO2 zmniejszy się o 65 proc. i osiągnie szczyt, a lasy będą pokrywać 25 proc. kraju, podczas gdy udział OZE wzrośnie do 25 proc. Wreszcie do 2060 roku udział OZE wzrośnie do 80 proc. i jeśli tak się stanie, to Chiny staną się zeroemisyjne, jeśli chodzi o CO2.

Tak postawione cele wymagają ogromnych inwestycji w OZE i prowokują do zadania pytania, czy tak ogromy i liczny kraj jak Chiny, będący w dużej mierze wciąż fabryką świata, w którym 800 milionów ludzi czeka w kolejce do uzyskania statusu klasy średniej ma w ogóle wystarczające zasoby OZE?

Czy wystarczy OZE?

Władze chińskie również zadały sobie takie pytanie. Pod koniec 2020 roku w Chinach łączna moc dla energii ze słońca i wiatru wynosiła, odpowiednio, 280 i 250 GW. W ciągu następnej dekady planuje się zwiększyć tę wartość do 1,2 tys. GW, a niektóre think-tanki i instytuty badawcze uważają, że do osiągnięcia zeroemisyjności w 2060 roku potrzeba aż 6 tys. GW z OZE.

Naukowcy z Narodowego Centrum Klimatu opracowali raport (w oparciu o wydajność obecnych turbin wiatrowych i paneli słonecznych oraz dane geograficzne) ukazujący potencjał OZE w Chinach w podziale na prowincje. Wynika z niego, że techniczna możliwość generacji energii elektrycznej z OZE to 56,5 tys. GW, czyli prawie 10-cio krotnie więcej niż zakładane 6 tys. GW wymagane do osiągnięcia neutralności CO2 w roku 2060. Obecne wykorzystanie wiatru to 2,6 proc. potencjału, a słońca 0,6 proc.

Te ostatnie procenty wyglądają bardzo skromnie, więc umieśćmy je może w perspektywie. W zeszłym roku Chiny dodały do światowej puli energii wytwarzanej z wiatru 47 GW, czyli prawie 51 proc. Połowa nowych farm wiatrowych na świecie powstała w Chinach. Jeśli rozbijemy to na elektrownie lądowe i morskie, to będzie to odpowiednio 42 proc. i 80 proc. Dochodzi do sytuacji, w której Chiny nie mogą dynamicznie zwiększać liczby zainstalowanych farm wiatrowych, ponieważ zaczyna brakować na świecie specjalistycznych statków (i załóg) niezbędnych przy tego typu instalacjach.

Z brakiem statków Chiny jeszcze sobie jakoś poradzą (budują nowe w swoich stoczniach), ale czasu wymaga też wyszkolenie załóg. Tak na marginesie, Polska planuje do roku 2040 zainstalować 11 GW energii z turbin na morzu i będzie do tego potrzebować około 70 tysięcy specjalistów, których na razie na rynku nie ma.

Tak ogromna ilość energii generowanej z OZE wymaga oczywiście potężnych magazynów energii. Również i w tej kwestii Chiny mają znaczące osiągnięcia i dość szczegółowe plany na przyszłość. Po pierwsze, po dość żywiołowym okresie rozwoju nowych farm wiatrowych i słonecznych, władze lokalne zaczęły w zezwoleniach na kolejne tego typu inwestycje zawierać klauzule nakładające na inwestorów obowiązek budowania również magazynów energii. Standardem staje się wymóg magazynowania 15 do 30 proc. produkowanej energii na czas 2 do 4 godzin.

Do tego dochodzą inwestycje państwowe w rozbudowę elektrowni szczytowo-pompowych, czyli najbardziej tradycyjnej formy magazynów energii. Do końca 2022 roku w Chinach przybędzie 9 milionów kW, zwiększając łączne możliwości gromadzenia energii w tego typu magazynach do 45 milionów kW. Do roku 2025 ma powstać kolejnych 200 nowych obiektów zwiększających możliwości magazynowe do 62 milionów kW. Do roku 2030 liczba ta ma zostać podwojona i osiągnąć 120 milionów kW.