CRN Mimo że nie ma was w raportach największych polskich integratorów IT, w gronie waszych klientów macie takie tuzy, jak Facebook. Do czego potrzebowała was jedna z najbardziej rozwiniętych technologicznie firm w Dolinie Krzemowej?

Szymon Szcześniak To dość stary projekt. Jeszcze z czasów, gdy Facebook kupił Oculusa oraz WhatsAppa. Potrzebował wtedy przemigrować ich systemy pocztowe z G Suite, ówczesnego Google Apps, do Microsoft Exchange u siebie w Kalifornii. I chociaż nasze narzędzie do migracji nie było wtedy tak znane jak teraz, bo nie byliśmy jeszcze umieszczani w corocznych raportach Gartnera dla kluczowych narzędzi migracyjnych, to jako jedyne było na tyle konfigurowalne, a zarazem proste w użyciu, żeby spełnić wymagania dla tego projektu. W skrócie, migrowane były tylko wybrane elementy ze środowiska źródłowego, które miały trafić w odpowie-dnie miejsce na środowisku docelowym. Okazało się, że nasze narzędzie jako jedyne na świecie umożliwiało realizację scenariusza, który założył sobie Facebook.

Kolejna nieco zaskakująca pozycja w waszym portfolio klientów to Bank of Israel – izraelski odpowiednik naszego Narodowego Banku Polskiego. Jak to możliwe, że tak ważna instytucja w państwie określanym mianem „startup nation” i wyjątkowo wyczulonym na kwestie bezpieczeństwa, zdecydowała się na wasze, zagraniczne usługi, nie zaś lokalne?

Nazywałbym to mimo wszystko usługą lokalną, ponieważ Bank of Israel skorzystał z naszego rozwiązania on-premises, instalowanego lokalnie. To narzędzie, do którego ani my, ani nikt inny nie ma żadnego dostępu po tym, jak zostanie zainstalowane w środowisku klienta. Warto tutaj dodać, że duża część naszych rozwiązań wciąż działa lokalnie, nie tylko w chmurze. Nawet nasze rozwiązania do migracji do chmury Microsoftu instalowane są lokalnie, co pozwala klientom całkowicie wyłączyć udział firm trzecich, w tym nas samych, w procesie transferu danych. Dzięki temu z tego typu narzędzi korzystają między innymi instytucje rządowe lub firmy specjalizujące się w usługach lub produktach dla przemysłu lotniczego, na przykład Lockheed Martin.

Ostatnio jednym z waszych klientów został Rząd Stanu Oregon, a także firma Atec, która obsługuje NASA oraz US Air Force. Co od was kupili?

Atec korzysta z naszego narzędzia do zarządzania stopkami, notami i podpisami prawnymi – CodeTwo Email Signatures for Office 365. Nie możemy jednak powiedzieć, z jakiego narzędzia korzysta rząd Oregonu.

Zostańmy jeszcze przez chwilę przy waszych klientach, a konkretnie China Mobile. Nie jest chyba łatwo wejść na tamten rynek? Jak wam się to udało?

Nic niestety nie mogę powiedzieć o tym projekcie – to temat poufny. Natomiast wszyscy odwiedzający naszą siedzibę w Jeleniej Górze mogą zobaczyć na ścianie zdjęcie, na którym jeden z inżynierów po stronie klienta tłumaczy naszemu inżynierowi, co wyświetla mu się na ekranie, ponieważ przesłane wcześniej do nas screenshoty nie zostały przez nas rozszyfrowane. Wszystkie były po chińsku…

Czy rzeczywiście, jak się chwalicie, jesteście „światowym liderem w zakresie rozwiązań do zarządzania podpisami email”?

Rzeczywiście! Pierwszym programem, który stworzyliśmy jeszcze w 2007 roku, był program do zarządzania podpisamie-mail dla Microsoft Exchange 2000. Do dziś doczekał się kilku edycji na każdą kolejną wersję serwera, wersji Pro oraz bardzo rozbudowanego systemu do zarządzania podpisami i notami prawnymi dla Microsoft 365. Obecnie obsługujemy kilkadziesiąt tysięcy firm ze 150 krajów świata.

Niemniej określenie „światowy lider w zakresie podpisów email” może dla osób niezorientowanych w temacie brzmieć wręcz zabawnie…

Sama idea faktycznie może brzmieć zabawnie, dopóki ktoś nie pomyśli sobie o tym, jakie wyzwania mają średnie i duże firmy. Wymagania prawne, corporateidentity, brandingowe, marketingowe, sprzedażowe – to wszystko tak naprawdę wpływa na to, co pracownicy powinni lub mogliby mieć w e-mailach. W wielu krajach, w tym w Polsce, prawo wymaga tego, żeby odpowiednie informacje na temat spółki były zawarte w każdym wychodzącym e-mailu. Wiele firm jest też świadomych tego, jaki potencjał sprzedażowy ma w sobie każdy wychodzący z firmy e-mail – można do niego dołączyć baner z promocją nowego produktu, link do nowej kampanii marketingowej, link do stron firmowych etc. Można wprawdzie poprosić każdego pracownika, żeby sam sobie stworzył stopkę i zawarł w niej wymagane przez zarząd czy dział marketingu informacje. Pytanie tylko, czy na pewno każdy to zrobi? Czy każdy zrobi to dobrze? A co z urządzeniami mobilnymi? I drugim komputerem – laptopem? Co w przypadku, gdy w firmie pracuje 50 lub 5 tysięcy, lub nawet 50 tysięcy osób? A co zrobić, gdy zmieni się kapitał zakładowy lub dział marketingu będzie chciał, żeby wszyscy zmienili baner na nowy?

Czy wasze rozwiązania pozwalają na całkowitą automatyzację tych wszystkich procesów?

Tak. Administrator lub nawet dział marketingu, i to bez wiedzy technicznej, może w kilka minut stworzyć identyczne stopki – przy czym każda z indywidualnymi danymi teleadresowymi pracownika – dla całej firmy, na wszystkie urządzenia, w tym telefony i tablety. Co więcej, stopki mogą zmieniać się dynamicznie i być inne dla działów sprzedaży, a inne dla serwisu. Mogą być inne dla korespondencji wewnętrznej, na przykład ze zdjęciem pracownika i numerem wewnętrznym, inne z kolei dla korespondencji zewnętrznej, bo przykładowo z banerem reklamowym lub ankietą oceny satysfakcji, która działa automatycznie, a odbiorca musi jedynie kliknąć na buźkę lub gwiazdkę. Możliwości jest bardzo wiele.

Z waszych rozwiązań na Office 365 oraz Exchange korzysta ponad 80 tysięcy przedsiębiorstw w 150 krajach na całym świecie. Jak wyszliście poza Polskę, a może najpierw, jak wyszliście poza Jelenią Górę?

Moim zdaniem dzięki temu, że mieliśmy rewolucyjny produkt już w 2007 roku i cały czas udaje nam się utrzymywać duże tempo jego rozwoju. W międzyczasie dołączyliśmy jeszcze narzędzia migracyjne i do tworzenia kopii zapasowych Office 365. Ponadto nasze narzędzia do stopek wspierają wszystkie programy pocztowe, wszystkie urządzenia i wszystkie języki świata. Nie baliśmy się od początku promować ich na zachodnich rynkach. Regularnie jeździmy na targi do USA, choć oczywiście poprzedni rok był trudniejszy od pozostałych, no i działamy też prężnie w sieci.

Jak rozkładają się przychody CodeTwo w Polsce versus reszta świata?

Polska to mały procent, wciąż niewiele znaczący w naszej sprzedaży globalnej, aczkolwiek z roku na rok popyt na usługi chmurowe w naszym kraju rośnie, więc też i przychody CodeTwo w Polsce powoli pną się do góry.

Jaka jest wasza wizja rozwoju na kolejne lata?

W filmie „Top Gun” była taka słynna scena, w której Maverick mówi: „Mógłbym Ci powiedzieć, ale potem bym musiał Cię zabić” (śmiech). Na pewno przyszłość dla nas to chmura Microsoftu i optymalizacja oraz automatyzacja procesów w tym ekosystemie. Chcemy też dalej rozwijać nasze narzędzie stopkowe, bo mamy jeszcze sporo pomysłów do zrealizowania. Nad jednym z nich pracujemy teraz wspólnie z samym zespołem programistycznym Microsoftu.

W materiałach promujących CodeTwo podkreślacie, że stosujecie nowoczesne metody zarządzania i staracie się, aby wasze aplikacje oraz jakość usług dorównywały najwyższym światowym standardom. Ile w tym marketingu, a ile prawdy?

Nasi klienci działają głównie w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Europie Zachodniej, Australii i na Bliskim Wschodzie. Wielu z nich to duże korporacje, ale też nowoczesne firmy, zresztą często z sektora IT, które mają bardzo duże wymagania co do jakości obsługi oraz bezpieczeństwa i niezawodności samych aplikacji. Chcemy być w tym wyraźnie najlepsi, dlatego świadomie budujemy produkty, bardzo dużą wagę przykładając do doboru narzędzi i odpowiednich metodologii, budowania zespołów, analizy, tworzenia koncepcji, testowania, aż do promocji i wsparcia naszych rozwiązań.

Działanie w tylu strefach czasowych musi być koszmarnie trudne…

Mamy zespół odpowiedzialny za wsparcie klienta, który działa 24 godziny na dobę oraz zespół monitorowania usług chmurowych, który również działa bez przerwy i monitoruje nasze usługi podobnie, jak monitoruje się samoloty w wieży kontroli lotów. Choć wydawać się to może przesadą, to proszę sobie wyobrazić, że my nie możemy sobie pozwolić na to, żeby e-mail, który przetwarzamy, aby dodać do niego stopkę, miał jakiekolwiek opóźnienie, ponieważ nasi klienci natychmiast to odczują. A przetwarzamy tygodniowo setki milionów e-maili. Wszystko co robimy, robimy w oparciu o wewnętrzny system zarządzania bezpieczeństwem informacji, który jest certyfikowany na zgodność z ISO 27 001 i ISO 27 018, czyli standardami dotyczącymi bezpieczeństwa danych oraz prywatności w usługach przetwarzania w chmurze. Śmiało zatem mogę powiedzieć, że w wyżej wspomnianych deklaracjach z naszej strony nie ma marketingu.

Nie uciekniemy od tego tematu i zacznę go w banalny sposób: skąd wzięła się idea cyklu skeczy pod hasłem HRejterzy, gdzie występuje Pan w roli JSON-a i kto był ich pomysłodawcą?

W ramach działań hobbystyczno-naukowo-promocyjnych chcieliśmy stworzyć serię filmów, które obrazują problemy komunikacyjne pomiędzy specjalistami HR a programistami. Nie sądziliśmy, że ten pomysł tak nam odpali. Pomysłodawcą był Michał Bednarz, współzałożyciel CodeTwo. Nawet sam w kilku filmach wystąpił.

Czy celem tego projektu jest przyciągnięcie najlepszych pracowników, czy klientów? A może konsolidacja zespołu CodeTwo –  budowanie team spiritu?

Pewnie wszystkiego po trochu, ale myślę, że to ostatnie najbardziej. Choć w czasie pandemii niestety trudno nam realizować filmy w pełnym składzie.

Jak przekonaliście ludzi do takich wygłupów, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu?

Nikogo nie musieliśmy do niczego przekonywać – i to jest według mnie świetne w naszym zespole. Wiele naszych nieoficjalnych spotkań, na przykład w kuchni, wygląda bardzo podobnie, jak nasze filmy. Bardzo często wchodzimy na dość abstrakcyjny i absurdalny poziom rozmowy, nie poprzestając na krótkim dialogu, tylko często ciągnąc temat do momentu aż skończą nam się kotlety na talerzu. Film ze słynną rozmową o zupie grzybowej jest tak naprawdę odtworzony jeden do jednego z rozmowy przy obiedzie…

Wielu artystów kabaretowych narzeka, że ludzie oczekują, iż będą przez 24 godziny na dobę żartować i bawić towarzystwo, a kiedy tak się nie dzieje, są rozczarowani. A Pan jaki jest na co dzień?

Nie umiem odnieść się do tego, jakie problemy mają artyści kabaretowi. Nasz zasięg jest wielokrotnie mniejszy, więc nikt jeszcze mnie nie zaczepił na ulicy, każąc mi mówić coś śmiesznego. Na co dzień jestem bardzo zajęty – pracuję więcej niż osiem godzin dziennie – a poza tym jestem wymagający i dość bezpośredni. Jestem chorobliwym perfekcjonistą, co podobno czasem niektórych stresuje. Umiemy jednak z zespołem oddzielić czas na przerwę i żarty od czasu na to, co ważne i poważne, czyli na zadania, które wykonujemy na co dzień. Humor jest świetny, jeśli oddzieli się go czymś poważnym i konkretnym – tworzy pewien balans, pozwala spojrzeć na różne rzeczy z innej perspektywy. Żartowanie cały czas byłoby niemożliwe i zwyczajnie głupie.

Jak Pan spędza wolny czas?

Moje hobby to CodeTwo i ostatnio też HRejterzy, a więc w zasadzie… również CodeTwo. Serio!

Rozmawiał Tomasz Gołębiowski

Szymon Szcześniak  

Rolę CEO CodeTwo Software objął w styczniu 2019 r., a zanim do tego doszło przeszedł w jeleniogórskiej firmie kilka szczebli rozwoju zawodowego – począwszy od stanowiska Technical Support Specialist, poprzez Marketing Managera, szefa działu sprzedaży, a także Business Development Directora. Jednym z jego głównych zadań jest kreowanie wizji rozwoju CodeTwo, a przede wszystkim strategii rozwoju na rynkach światowych.