Moja ostatnia przygoda z zakładaniem spółki przez internet utwierdziła mnie w przekonaniu, że nawet osoba z kilkunastoletnim stażem ma problem z ogarnięciem tego procesu. A co ma powiedzieć początkujący? Ciągle potrzebujemy rewolucji w systemach informatycznych wspierających administrację publiczną. Takiej, która zadziała i nie będzie kolejnym rozczarowaniem, czyli kolejną „papierową cyfryzacją”.

Pamiętam, że swojego czasu głośno było o portalu, który z założenia umożliwia sprawne założenie spółki przez internet. Faktycznie, nawet można spółkę założyć. A właściwie to… prawie można, jeżeli ma się pod ręką drukarkę i skaner, bo niektóre dokumenty trzeba stworzyć, wydrukować, podpisać, zeskanować i dołączyć jako załączniki. Dlaczego nie można ich podpisać tak, jak pozostałych dokumentów, stanowi niezbadaną tajemnicę twórców owego systemu. Dodatkowo musimy wiedzieć, jakie to są dokumenty, bo o jakimkolwiek kreatorze oczywiście nie ma mowy. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu ich nie dołączymy, to zostaniemy wezwani do ich uzupełnienia – oczywiście w formie papierowej – najlepiej za pomocą narodowego operatora pocztowego. Uff…, i mamy założoną spółkę.

Z tym, że nie daj Boże, abyśmy na tym etapie zechcieli zostać płatnikiem VAT! No, ale przecież ktoś może po prostu chcieć lub nawet musieć. Wtedy do akcji wkraczają systemy urzędu skarbowego, z którymi przyjdzie nam powalczyć. Pomyślałem sobie, że nie jest źle – mam przecież kwalifikowany podpis elektroniczny, profil zaufany na e-PUAP-ie, powinno więc być łatwo, prosto i przyjemnie. No właśnie: powinno, ale nie jest. Najpierw próbujemy złożyć właściwy formularz w formie elektronicznej. Jak już nawet uda się go po paru godzinach wysłać do urzędu, to dowiemy się, że nie możemy złożyć tego dokumentu w formie elektronicznej. Nie możemy, ponieważ musimy sami się upoważnić do składania dokumentów w formie elektronicznej. Upoważniamy się na papierze, który musimy złożyć we właściwym Urzędzie Skarbowym. Możemy też, oczywiście, wysłać przez narodowego operatora pocztowego.

Z gotowym formularzem biegniemy więc do urzędu (przy okazji się upoważniając), gdzie od mniej lub bardziej (częściej mniej) uprzejmej pani dowiadujemy się jeszcze, że brakuje nam całkiem pokaźnej listy dokumentów, abyśmy ten formularz, pobrany wcześniej ze stron rządowych, mogli złożyć. Biegniemy więc, coraz mniej radośni, za to coraz bardziej sfrustrowani, po resztę dokumentów i kolejne formularze, które – wydrukowane i podpisane – będziemy mogli złożyć w urzędzie.

Hmm, czy jest w takim razie jakieś inne rozwiązanie? Oczywiście można skorzystać z biura, które jest wyspecjalizowane w powyższych czynnościach i wykona wszystko za nas. Można, tylko czy w XXI wieku, w trakcie ciągle grasującej pandemii, nie można pomyśleć o stworzeniu prostych i przyjaznych systemów, które poprowadzą początkujących przedsiębiorców za rękę? Czy urzędnicy nie korzystali nigdy z jakiegokolwiek kreatora? Może czas w końcu posłuchać innowacyjnych przedsiębiorców, którzy podpowiedzą, jak taki system zmodyfikować – służę w każdej chwili pomocą.

Obawiam się jednak, niestety, że kolejny raz modyfikację będzie wykonywała ta sama firma, która owe systemy wytworzyła, więc lecę kupić przynajmniej skaner. Drukarkę już mam.