Dzień za dniem pada deszcz, słońce śpi – śpiewała nieodżałowana Kora. I taki właśnie był tegoroczny maj. Fatalna aura sprawiła, że zapomniałem o globalnym ociepleniu i zacząłem postępować nieroztropnie. Zamiast wychodzić na długie spacery, przemieszczałem się swoim dieslem, domowy komputer pracował 12 godzin na dobę, a na dodatek dostałem w prezencie całą dyskografię Cypress Hill, którą trzeba było przecież przesłuchać, co dodatkowo zwiększyło zużycie prądu. Więcej grzechów nie pamiętam, no może jeszcze poza obejrzeniem na Netflixie dwóch seriali – „Narcos: Meksyk” i „Manhunt: Unabomber”. Notabene, oba gorąco polecam. Tak czy inaczej, w samym tylko maju wyemitowałem około 680 kg CO2 i poczułem się bardzo głupio. Taki obywatel Etiopii bądź Madagaskaru w ciągu całego roku emituje dwutlenek węgla na poziomie co najwyżej 170 kg… Jak widać, nie brakuje ludzi, którym leży na sercu los naszej planety.

Z tym, że do głębokich przemyśleń skłoniła mnie nie tylko proekologiczna postawa mieszkańców Afryki, ale również informacja prasowa przesłana przez jeden z wielkich koncernów IT. Otóż wyszedł on z bardzo ciekawą inicjatywą dla partnerów, której założeniem jest migracja do chmury o zerowej emisji dwutlenku węgla i wsparcie klientów w osiąganiu celów dotyczących zrównoważonego rozwoju i dekarbonizacji. Co więcej, rzeczona korporacja oznajmiła, że zamierza realizować swoją misję wspólnie z dostawcami usług chmurowych stawiających przed sobą analogiczne cele.

Skoro najwięksi światowi gracze z poświęceniem walczą o przyszłość planety, nie pozostaje mi nic innego jak pójść w ich ślady. Nie jest to zresztą pierwszy tego typu przypadek, kiedy firma z branży nowych technologii wypowiada wojnę dwutlenkowi węgla. W ostatnim czasie szczególnie dużą aktywność w tym zakresie wykazują Amazon, Microsoft czy Google i ich mniejsi konkurenci. „Korzystając z usług chmurowych przyczyniasz się do ograniczenia emisji CO2 – powtarzają solidarnie najwięksi usługodawcy. Wypada się tylko cieszyć i pogratulować marketerom, że znaleźli kolejny argument, aby przekonać tych najbardziej opornych przedsiębiorców i konsumentów do korzystania z chmury publicznej. Wprawdzie usługi chmurowe nie są wcale takie tanie, ani bezpieczne, jak zapewnią nas usługodawcy, ale przynajmniej przyjazne dla środowiska. Dobre i to. Obawiam się jednak, że o ile ten chwyt marketingowy najpewniej zadziała w Skandynawii czy krajach Beneluksu, o tyle w Polsce może być nieskuteczny.

Swoją drogą zastanawiam się, co by się stało, gdyby miliony takich śmiertelników jak ja dało odkleić się od smartfonów i komputerów, ograniczając przy okazji do niezbędnego minimum korzystanie z portali społecznościowych i multimedialnej rozrywki. Z całą pewnością udałoby się nam zmniejszyć tzw. ślad węglowy i nie rumienilibyśmy się ze wstydu przed naszymi braćmi z Madagaskaru, Etiopii czy Sierra Leone. Mam jednak pewne wątpliwości czy tak radykalne kroki zadowoliłyby menedżerów z Doliny Krzemowej. Niewykluczone, że niektórzy musieliby przesiąść się ze swoich elektrycznych Tesli do kopcących diesli i przeprowadzić się z drogich domów w Palo Alto, Mountain View czy Sunnyvale do amerykańskiego pasa rdzy, a to przecież niezbyt miła perspektywa.