Zacznijmy od początku. Będzie o Inovo, jednym z głównych funduszy na rodzimym rynku VC i prawdopodobnie liderze, jeśli chodzi o „robienie szumu” na rynku. Tak się przypadkowo stało, że obejrzałem na YouTube najnowszą ich prezentację pt. „VC vs Bootstrap” (na kanale Aula Polska), prowadzoną przez Michała Rokosza.

Tytuł mnie skusił, przyznaję. A potem, już od samego początku, przecierałem oczy ze zdumienia, co się w tym materiale wyprawia. I wcale nie chodzi o to, że już na początku zostałem wywołany do tablicy „żarcikiem”, jakobym nie stworzył czegoś na miarę Facebooka (a jedynie skromny serwis Fotka.pl) tylko dlatego, że nie wziąłem pieniędzy od inwestorów. To tak samo zabawne, jak idiotyczne, bo kompletnie wyssane z palca – nigdy czegoś podobnego nie powiedziałem. Z drugiej strony schlebia mi teza, że gdybym tylko chciał, to znalazłbym się na miejscu „Marka Cukierka” (tak, jasne…).

A swoją drogą, jak w tej sytuacji mogą się czuć założyciele Naszej Klasy oraz Grona, a więc serwisów, które powstały za kasę VC i… już ich nie ma? A Fotka, o której wspomina Michał, jest i nadal ma się dobrze, mając 22 lata i ciągle przynosząc 7-cyfrowe zyski. Także początek prezentacji był mocny, ale… najlepsze dopiero przed nami. W gruncie rzeczy praktycznie cała 20-minutowa prezentacja to umniejszanie, a wręcz miejscami hejtowanie, bootstrapów, czyli startupów budowanych bez wsparcia inwestorów. Logika twarda i oczywista: „hej, bootstrapy są do d…, a my – zupełnie przypadkiem – reprezentujemy tych wspaniałych jeźdźców, którzy przeprowadzą Was na drugą stronę, obsypując po drodze pieniędzmi”. Wszystko w imię chwalebnego edukowania rynku oczywiście.

W całym materiale jest dosłownie zero obiektywnych przypadków, kiedy to właśnie bootstrap może być tą najlepszą z dróg rozwoju. Żeby nie być gołosłownym punktuję, że padają takie sformułowania i tezy, jak: „brakuje nam na bilet do Poznania” (o bootstrapowanym projekcie, który nie może zdobyć klienta, bo nie ma za co do niego przyjechać), czy też: „nie zbuduję niczego z czym można pójść do ludzi”. A przy tym kontrastowanie różnic w obu podejściach poprzez zestawienie ich z obrazami… orki wołem w wykonaniu chłopa pańszczyźnianego (obraz J. Chełmońskiego, będący często ilustracją niewolnictwa – sic!) versus odkrywanie Ameryki przez Kolumba. Za takie „trafne” zestawienie branżowa „Nagroda Złotego Goebbelsa” chyba wygrana w cuglach…

Grupa docelowa to marzyciele

W trakcie prezentacji następuje zrobiona na kolanie analiza, która się kompletnie kupy nie trzyma. Zaczynając od prezentacji typowego bootstrapu („sprzedaliśmy ajfona i wzięliśmy 500 tysięcy dolarów od mamy”), a kończąc na obietnicy osiągnięcia czegoś „dużo, dużo większego”, co według tych wyliczeń oznacza różnicę między 90 mln (exit z bootstrapu), a 250 mln (exit foundera wspartego VC). Nawet jeśli nominalna różnica jest spora, to przy skali zwrotu 90 mln dol. trudno uznać się za wielkiego przegranego (ewentualne łzy można ocierać studolarówkami). Przegranym byłby w takim przypadku właśnie fundusz Inovo, który zarobiłby zero zamiast prawie drugie tyle, co founder.

Ja rozumiem, że grupa docelowa to marzyciele („who aren’t afraid to dream big”), ale zejdźmy na chwilę na ziemię. Zwłaszcza, że żaden z „zaopiekowanych” pieniędzmi Inovo projektów nie fruwa jeszcze tak pewnie, żeby nie ryzykować podzielenia losu Ikara. Mamienie NASDAQ-iem (bądźmy szczerzy – szanse na to są takie, jak poziom promili we krwi po dwóch piwach) brzmi tak ekstrawagancko, jak propozycja lotu w kosmos. Słysząc po raz enty wyświechtane „wzrost rozwiązuje wszystkie problemy”, przypominają mi się inne, równie słynne słowa: „zmieścisz się, śmiało”. Szkoda, że dowodem na poparcie tej śmiałej tezy nie są dwa unicorny, jedne z największych, czyli Uber i WeWork.

Tak samo zachęcająca jest propozycja, że VC dają kasę ludziom, którzy „nie mają pojęcia na co ją wydadzą”. Wychodzi na to, że totalnym loserem jest ktoś, kto – pardon my french – nie odwala szopek obiecując cuda o ekspresowym „budowaniu skrzydeł w trakcie lotu”. Ogólnie, nie tracąc rezonu ani na moment, przez całą prezentację Michał reklamuje finansowanie za pomocą VC jako fajną przygodę, beztroski lajfstajl w stylu „laser focus, dwie, trzy rzeczy do zwalidowania i z tym lecimy” (po kolejną rundę). YOLO!

Dopiero będąc w drugiej połowie tej prezentacji dotarło w końcu do mnie, skąd się wzięła taka negatywna narracja. Stawiam tezę, że to przez bolesne odrzucenia, które rzeczonego partnera spotkały po drodze. Może słowo „vendetta” byłoby tutaj nadużyciem, ale da się wyczuć pokłosie zawodu, jaki powodują nieskuteczne zaloty. A tak się akurat składa, że znam kulisy niektórych deali. Przykładowo, te „niedziałające” rozwiązanie, kiedy to bootstrap wspiera się tylko niewielką kwotą od VC, to zapewne osobiste doświadczenie Inovo, kiedy to founderzy (orientując się post factum, że taka współpraca do nich kompletnie nie pasuje) po prostu im podziękowali i zwrócili kasę. Taki sam zawód czuć w kierunku Piotra Nowosielskiego i Grzegorza Warzechy, występujących wcześniej na tej konferencji, którzy to „obaj nie byli zainteresowani naszym term-sheetem”. Smuteczek.