CRN Minęło kilka miesięcy od startu programu „Poland.Business Harbour”, który wspiera białoruskich specjalistów IT i tamtejsze firmy w przenoszeniu działalności do Polski. Jak dużo chętnych zgłosiło się do tej pory (rozmowa odbyła się 9 grudnia ub.r.)?

Justyna Orłowska Po pierwszych trzech miesiącach wydaliśmy ponad 2,5 tysiąca wiz dla specjalistów IT, którzy chcą pracować w Polsce. Ta liczba oczywiście wciąż rośnie. Ponadto zweryfikowaliśmy wnioski od ponad setki start-upów. Wybraliśmy dziewiętnaście, które spełniały założone przez polski rząd kryteria i były gotowe do przeprowadzki. Pozostało zatem jeszcze jedno z dwudziestu dostępnych miejsc. Tak duża liczba zgłoszeń skłania nas do przedłużenia projektu i przyjęcia kolejnej puli start-upów w 2021 roku.

W jakich technologiach specjalizują się te startupy?

Reprezentują szeroką gamę sektorów, takich jak medtech czy fintech. Tym, czego szukaliśmy, nie była jednak specjalizacja, ale potencjał biznesowy, technologiczny oraz „kompatybilność” z polskim rynkiem nowych technologii. W skrócie, szukaliśmy startupów, które najbardziej skorzystają na działalności w Polsce, a Polska najbardziej skorzysta na ich obecności.

A jak idzie realizacja programu w zakresie dojrzałych firm IT z Białorusi?

Jeśli chodzi o trzecią część naszego programu, dotyczącą przenoszenia do Polski rozwiniętych, dużych firm IT, to na ten moment jest ich kilkanaście. Nie chciałabym jednak zdradzać żadnych szczegółów, bo białoruska branża IT w dużym stopniu finansuje tamtejsze protesty społeczne i istnieje ryzyko, że zbyt wiele informacji w polskich mediach zwiększy skalę represji wobec tego sektora. Nie chcemy niepotrzebnie zadrażniać sytuacji, zwłaszcza że już teraz władze Białorusi utrudniają firmom IT działanie, wyłączając dostęp do internetu, ale też śledząc wymianę informacji. Swoją drogą przedstawiciele tamtejszego sektora technologicznego starają się komunikować za pośrednictwem Telegramu – białoruskie władze nie mają dostępu do jego kodu źródłowego. Zatem dopiero, jak będziemy pewni, że nikomu nic nie grozi, oficjalnie powiemy więcej na temat przenoszonych do Polski firm. Standardowy proces inwestycyjny trwa od roku do dwóch, jednak w przypadku skorzystania z programu liczymy na to, że będzie on znacznie krótszy.

Wracając na chwilę do białoruskich specjalistów IT, którzy chcą osiedlić się w Polsce korzystając ze wsparcia „Poland.Business Harbour”. Ile wśród nich jest osób tuż po studiach, a ilu doświadczonych ekspertów z mocnym CV?

Choć tych informacji nie jesteśmy w stanie zbierać, to widzimy, że do Polski przenosi się wielu specjalistów najwyższej klasy, co widać choćby po tym, że uczestniczące w programie polskie firmy IT donoszą nam o dużej liczbie zatrudnionych fachowców.

Do kiedy Białorusini będą mogli aplikować do polskiego programu?

Jeśli chodzi o pojedynczych specjalistów, a także o dojrzałe firmy IT, to tryb przyjmowania zgłoszeń jest w ich przypadku ciągły, bez ograniczeń czasowych. Jesteśmy i będziemy więc przez kolejne miesiące, a może lata w kontakcie z kolejnymi chętnymi do przeprowadzki. Zresztą nasz program jest już dobrze znany w tamtejszej „dolinie krzemowej”, czyli w Parku Wysokich Technologii. Jeśli zaś chodzi o start-upy, to jak już powiedziałam, zapewne zwiększymy pulę miejsc o kolejnych dwadzieścia, a może więcej, bo chętnych nie brakuje. Cały czas rozbudowujemy program, ostatnio uchwalona została ustawa pozwalająca uczestnikom „Poland. Business Harbour” zakładać i prowadzić działalność gospodarczą, co jest bardzo częstym postulatem w branży. Program będzie trwał tak długo, jak będzie potrzebny. Polska znalazła się w podobnej sytuacji 30 lat temu, więc uważamy pomoc naszym sąsiadom za obowiązek.

Jakie warunki musi spełnić obywatel Białorusi, żeby skorzystać z programu „Poland.Business Harbour”?

Żeby dostać wizę wystarczy odpowiednie wykształcenie lub co najmniej roczne doświadczenie w branży IT. Warto podkreślić, że w programie uczestniczy już ponad setka polskich firm z sektora IT – od najmniejszych startupów po gigantów branży. Mogą one także zapraszać osoby, które nie spełniają tych warunków, jednak ich zdolności są na tyle potrzebne tym firmom, że warto zrobić wyjątek. Oferta pracy jest więc trzecim, choć nieobowiązkowym sposobem, aby zakwalifikować się do programu.

A jakie warunki musi spełnić polska firma, żeby trafić na listę pracodawców w ramach programu?

Żadnych dodatkowych warunków, poza wyrażeniem zainteresowania zatrudnieniem specjalistów z Białorusi. Stworzona przez nas lista polskich firm IT jest dla nich cenną wskazówką, do kogo aplikować o pracę. Wiemy, że są często bardzo zestresowani całą sytuacją i każdy sposób, żeby im pomóc jest cenny i doceniany. Lista jest cały czas otwarta i zachęcam polskich przedsiębiorców do wpisywania się na nią.

Czy pomagacie białoruskim startupom i firmom w dostępie do przestrzeni biurowej w Polsce?

Tak. Za pośrednictwem Macieja Sadowskiego, CEO Startup Hub Poland, nawiązaliśmy relację z sektorem co-workowym i uzyskaliśmy zniżki w różnych tego typu miejscach. Chciałabym przy tym podkreślić, że spotkaliśmy się z dużą wyrozumiałością i otwartością ze strony tej branży. Po drugie nawiązaliśmy współpracę z Polskim Holdingiem Hotelowym, który zapewnia białoruskim specjalistom i przedsiębiorcom przyjeżdżającym do Polski miejsca noclegowe do czasu, aż znajdą sobie mieszkania. Jeśli chodzi o aklimatyzację przyjezdnych to wspiera nas także organizacja Białoruski Dom.

Z jednej strony polskie firmy IT cieszą się z przyjazdu białoruskich specjalistów, a z drugiej mogą być zaniepokojone konkurencją ze strony tamtejszych integratorów, którzy osiedlą się w Polsce.

Ich odsetek wśród polskich podmiotów z sektora IT będzie mimo wszystko zapewne niewielki. Pamiętajmy, że polski sektor IT jest dziesięć razy większy od białoruskiego, a zapotrzebowanie na nowych, pracowników rośnie o 6 – 7 proc. rocznie. Chcemy, żeby firmy z Białorusi miały dostęp do tych samych warunków, co firmy polskie, ale nie lepszych. Uspokajam polską branżę i zapewniam, że nie będziemy w tym zakresie robić żadnych wyłomów. Dostajemy zresztą od polskich firm sygnały, że napływ Białorusinów traktują jako szansę na nawiązanie partnerstw biznesowych, a nie jako zagrożenie.

A kto był pomysłodawcą „Poland.Business Harbour”? Ktoś z GovTechu?

Nie. Z pomysłem przyszedł do nas premier Mateusz Morawiecki, który szybko zorientował się, jak bardzo taki projekt jest potrzebny. Uznał, że skoro Litwa mogła coś takiego zainicjować, to Polska – jako kraj większy, o większych możliwościach – tym bardziej może i powinna to zrobić. My, jako zespół od cyfryzacji w Kancelarii Premiera dostaliśmy to jako pilne zadanie do wykonania.

A propos, niedawno w kancelarii powołano Centrum GovTech. To nowy resort cyfryzacji?

Centrum GovTech powstało na bazie funkcjonującego wcześniej w kancelarii departamentu GovTech Polska, do którego dołączono dwa inne departamenty, przeniesione z byłego Ministerstwa Cyfryzacji, zajmujące się e-usługami oraz kompetencjami cyfrowymi. Odpowiadamy więc przed premierem nie tylko za projekty strategiczne, takie jak Profil Zaufany czy wszystkie usługi na portalu gov.pl, ale również za wdrażanie polityki rozwoju sztucznej inteligencji czy takie inicjatywy jak „Poland.Business Harbour”. Oczywiście realizując te zadania współpracujemy blisko z ministrami Zagórskim i Andruszkiewiczem.

A jak ocenia Pani likwidację Ministerstwa Cyfryzacji i przekazanie odpowiedzialności za cyfryzację kraju do Kancelarii Premiera?

Celem było przyspieszenie wdrażania państwowych projektów cyfryzacji. Podobnie, jak ma to miejsce w innych krajach, gdzie z sukcesem działają stosunkowo niewielkie ośrodki cyfryzacji podlegające bezpośrednio premierowi danego państwa. Tak to działa chociażby w Singapurze, Wielkiej Brytanii i częściowo także w Estonii. Przykładowo, rząd brytyjski podjął w 2011 roku decyzję o utworzeniu Government Digital Service, a więc jednostki w rodzaju naszego Centrum GovTech. Od tego czasu, Wielka Brytania odnotowała znaczną poprawę w niemal każdym międzynarodowym rankingu mierzącym cyfryzację czy innowacyjność. To jest oczywiście również nasz cel.

Czy to znaczy, że jest Pani teraz odpowiednikiem byłego ministra cyfryzacji?

Nie. Ministrem cyfryzacji jest cały czas premier Mateusz Morawiecki. Ja jestem jednym z jego pełnomocników, razem z Markiem Zagórskim i Adamem Andruszkiewiczem. Każde z naszej trójki ma przydzielone określone kompetencje, choć zdarza się, że dzielimy się nimi dynamicznie i elastycznie, jeśli tak jest lepiej dla danego projektu.

Rozmawiał Tomasz Gołębiowski