O
istniejących dziś możliwościach ochrony systemów IT oraz współpracy
producentów, dystrybutorów i resellerów z polskimi klientami
w tym zakresie rozmawiali uczestnicy Okrągłego Stołu CRN Polska: Dariusz
Wichniewicz, dyrektor
Działu Rozwoju Usług Telekomunikacyjnych ATMAN, ATM, Marcin
Żebrowski, kierownik
projektów, Audytel, Mariusz
Stawowski, dyrektor
Działu Usług Profesjonalnych, Clico, Michał
Ostrowski, dyrektor
sprzedaży w Europie Wschodniej, FireEye, Bartosz
Prauzner-Bechcicki, dyrektor
ds. sprzedaży, Kaspersky Lab.

 

Akceptować czy
panikować?

CRN Patrząc na statystyki przywoływane przez firmy
oferujące rozwiązania ochronne, można dojść do wniosku, że jeżeli chodzi o bezpieczeństwo systemów IT,
sytuacja jest tragiczna. Niemniej jednak, mimo paru głośnych incydentów, życie toczy się dalej,
banki wciąż zapewniają dostęp do rachunków przez Internet,
a firmy nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez baz danych zawierających
często wrażliwe informacje. A może rzeczywiście jest tak źle, my zaś żyjemy w iluzorycznie bezpiecznym świecie?

Michał
Ostrowski, FireEye
Główny problem wynika z faktu, że nie wiemy,
czego nie wiemy. Do świadomości opinii publicznej przez lata przedostawały się
informacje o spektakularnych atakach hakerskich, bo ich zleceniodawcy lub
wykonawcy się nie kryli, a często wręcz się nimi chwalili. Dzisiaj takie
ataki są dokonywane po cichu. Niedawno opublikowaliśmy raport z 1265
audytów bezpieczeństwa przeprowadzonych u naszych klientów, które
wykazały, że aż 97 proc. firm miało infekcje komputerów skutkujące
przynajmniej jednym aktywnym połączeniem z zewnętrznym hakerskim serwerem
Command & Control zarządzającym siecią botnetów. W ten sposób ich
firmowe komputery najczęściej były połączone z Chinami lub Rosją.
Oczywiście, nie oznacza to od razu sprowadzenia zagrożenia bezpośrednio na dane
przedsiębiorstwo, jednak skala zjawiska i brak świadomości jego istnienia
mówią same za siebie.

Marcin
Żebrowski, Audytel
Świadomość
zagrożeń związanych z bezpieczeństwem informacji oczywiście wzrasta, ale
nadal powoli. Z moich obserwacji wynika, że jeśli już jakieś systemy
ochronne są wdrażane, to dość chaotycznie, najczęściej w reakcji na
problem, np. atak DDoS. Tymczasem wszystkie normy związane
z zabezpieczeniem informacji, szczególnie ISO 27?001, mówią
o tym, że sposób ochrony danych powinien wynikać z rozległej analizy
ryzyka. Dopiero na tej podstawie należy pomyśleć o podatnościach
i obszarach, w których trzeba zminimalizować ryzyko przez
implementację odpowiednich zabezpieczeń.

Mariusz Stawowski, Clico Trudno w globalnej skali
oceniać poziom zabezpieczenia firm, bo zależy on od standardów i kultury
bezpieczeństwa informacji przyjętych w poszczególnych branżach. Natomiast
niestety widzimy, że przedsiębiorstwa bardzo mocno inwestują
w zabezpieczenia techniczne, ale nie są to działania przemyślane. Kupowane
są często zabezpieczenia, które nie odpowiadają aktualnym zagrożeniom. Wciąż
jest też za mało zaangażowania w działania edukacyjne dla użytkowników,
wzmacniające ich wiedzę o zagrożeniach dotyczących korzystania z systemów
teleinformatycznych. Brakuje także właściwego motywowania pracowników ze strony
kadry zarządzającej do bardziej roztropnego działania. A bez odpowiedniej
świadomości użytkowników nie da się zapewnić bezpieczeństwa, nawet jeżeli
zainwestuje się w najdroższe i najbardziej zaawansowane systemy
ochronne.

 

Bartosz
Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab
Potwierdzam,
że niestety to człowiek jest najsłabszym ogniwem. Można zabezpieczyć komputer
lub urządzenie mobilne przed atakiem, stworzyć odpowiednie algorytmy czy
politykę bezpieczeństwa. Jeśli jednak chodzi o użytkowników, czasami
jedynym rozwiązaniem jest zastosowanie strategii „deny by default”, czyli
całkowitego zakazu różnego typu działań i późniejsze otwieranie dostępu do
poszczególnych zasobów tylko w przypadku uzasadnionego żądania.

Dariusz Wichniewicz, ATM W przypadku operatora centrum danych ważne jest także fizyczne
bezpieczeństwo – zarówno ochrona przed ingerencją z zewnątrz, jak też
przed przerwami w pracy. Na szczęście nie odnotowaliśmy dotychczas prób
fizycznego włamania do naszego centrum danych, ale obserwujemy rosnącą liczbę
ataków typu DDoS na nasze zasoby. Świadomość użytkowników biznesowych rośnie
w wyniku różnych zdarzeń ostatnich lat – zablokowania rządowych
serwerów na skutek awantury o ACTA, a także wpadek kilku banków i
popularnego serwisu aukcyjnego. To były wydarzenia, których nie dało się
zamieść pod dywan, więc dowiedzieli się o nich praktycznie wszyscy. Dzięki
temu zaczęli się zastanawiać nad skutkami takiego ataku na nich.

 

Gdzie postawić
granice?

CRN Czy
przy tak dużej różnorodności zagrożeń można stwierdzić, że dana firma jest
zabezpieczona w akceptowalnym stopniu? Wszyscy wiemy, że nie ma mowy o stuprocentowym
bezpieczeństwie, ale jakiś punkt odniesienia trzeba przecież przyjąć…

Marcin Żebrowski, Audytel Jednym
z najważniejszych aspektów, który zawsze należy sprawdzić, jest obecność
w firmie wyznaczonej osoby odpowiedzialnej za sprawy związane
z bezpieczeństwem danych. Niestety, najczęściej nie ma kogoś takiego,
a odpowiedzialność zostaje rozmyta na administratorów sieci, serwerów lub
dział finansowy. Czasami taką funkcję pełni sam szef przedsiębiorstwa.
Natomiast zgodnie z najlepszymi praktykami w dużej firmie powinna być
osoba pełniąca rolę CSO, czyli Chief Security Officer, która jest niezależna
zarówno od dyrektora departamentu informatyki, jak i od innych decydentów
w firmie, a raporty składa bezpośrednio zarządowi.

Mariusz Stawowski, Clico Dzisiaj na podstawie
audytu dość łatwo można ocenić, czy przedsiębiorstwo ma zewnętrzne luki
w zabezpieczeniach, ale trudno stwierdzić, czy jest naprawdę dobrze
zabezpieczone, bo zakres takiego audytu musiałby być bardzo szeroki.
Najczęściej w Polsce i na świecie wykonuje się zewnętrzne testy
penetracyjne, ale dla całościowej oceny bezpieczeństwa konieczny jest audyt
o znacznie większym zakresie, którego koszt przekracza 100 tys. zł
dla średniej wielkości firmy. Sprawdza on m.in., czy w przedsiębiorstwie
jest komuś przypisany zakres odpowiedzialności za bezpieczeństwo, czy system
zabezpieczeń jest powiązany z działalnością biznesową firmy
i odpowiada aktualnym zagrożeniom, czy zachowanie i postawy
pracowników pokazują ich dbałość o bezpieczeństwo, a także czy
została dokonana  właściwa klasyfikacja
zasobów IT i czy w planowaniu polityki bezpieczeństwa ich ważność
jest brana pod uwagę.

 

Marcin
Żebrowski, Audytel
Ważne jest też sprawdzenie, czy firma ma
sformalizowany program zarządzania bezpieczeństwem informacji, oparty chociażby
na normie ISO 27?001. Może on zawierać elementy wymienione w załączniku
A do tej normy, w szczególności politykę bezpieczeństwa, deklarację
stosowania zabezpieczeń, kwestie związane z ochroną danych osobowych,
jeśli to dotyczy danego przedsiębiorstwa itd. Natomiast na użytkowników nie ma
lepszego sposobu niż budowanie ich świadomości i wrażliwości na kwestie
bezpieczeństwa, np. przez regularne szkolenia. Inaczej szybko doświadczymy ich
kreatywności, np. w sytuacji zablokowania dostępu do stron internetowych
skorzystają z połączenia komórkowego przez swój telefon czy tablet albo
za pomocą takiego urządzenia stworzą lokalną, małą sieć bezprzewodową
i podłączą się do niej z firmowego laptopa. Niby tylko na swoje
potrzeby, jednak zrobią w ten sposób potężną lukę w całej
infrastrukturze bezpieczeństwa, z której mogą skorzystać niepowołane
osoby.

Bartosz Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab Dlatego
w obronie przed tą kreatywnością umożliwiamy stworzenie polityki „deny by
default”, ale łączymy ją z tworzeniem białej listy. Za pomocą „zaszytej”
w oprogramowaniu naszej wiedzy eksperckiej wyręczamy użytkownika
i pomagamy w podejmowaniu decyzji. Taka polityka może być istotna
w wielu środowiskach, np. w elektrowniach, gdzie nie ma dostępu do
Internetu, ale może nastąpić atak z wewnątrz. Tak się stało w przypadku
wirusa Stuxnet, który dostał się do zamkniętej infrastruktury od wewnątrz
i modyfikował ustawienia zaatakowanych urządzeń.

Michał
Ostrowski, FireEye
Białe listy mogą sprawdzić się w ochronie
infrastruktury krytycznej, ale nie znam zwykłej firmy, która zastosowałaby ten
model ochrony na dużą skalę na swoich stacjach roboczych, bo jest to po prostu
bardzo trudne, ze względu na różne wyjątki. A nawet jeśli to zrobimy, nie
zablokujemy poczty elektronicznej, a dzisiaj można wykonać atak
z poziomu Gmaila na dowolną stację i mieć 90 proc. pewności, że
będzie skuteczny.

 

Czy wciąż jest
sens inwestowania w antywirusy?

CRN Często słychać głosy ekspertów, że klasyczne
antywirusy są coraz mniej skuteczne i konieczne jest stosowanie bardziej
zaawansowanych rozwiązań. Tymczasem użytkownicy chyba przestają rozumieć, jaka
jest między tymi produktami różnica…

Mariusz Stawowski, Clico Faktycznie, obecnie standardowy antywirus, aktualizujący swoje bazy
sygnatur, to już nie wszystko. Taki program musi umieć wykrywać zagrożenia
dopiero co powstałe – złośliwy kod, który dziś każdy może stworzyć
powszechnie dostępnymi narzędziami, wykorzystywany do precyzyjnego atakowania
konkretnych przedsiębiorstw. Ale problem dotyczy nie tylko antywirusów. Wiele
firm nadal działa bardzo konserwatywnie i kupuje tradycyjne
zabezpieczenia, które są nieskuteczne w przypadku współczesnych zagrożeń.
Nie inwestują w takie rozwiązania, jak web application firewall, wierząc,
że ich portale webowe wciąż mogą być chronione klasycznym IPS-em. Nie kupują
zabezpieczeń baz danych, zakładając, że oprogramowanie to obroni się samo.
Tymczasem – mogę to powiedzieć z doświadczenia audytora – bazy
danych nawet renomowanych producentów są pierwszym i najłatwiejszym celem,
jeśli chodzi o prosty dostęp do wrażliwych danych biznesowych firmy.

 

Michał
Ostrowski, FireEye
Antywirusy wciąż są potrzebne, bo chronią przed
zagrożeniami sygnaturowymi i wolumenowo odsiewają dużą część z nich
oraz zwiększają poczucie bezpieczeństwa. Ale tak naprawdę największe zagrożenie
są wolumenowo małe i niewiele o nich słychać. A tradycyjne
rozwiązania ich nie wychwytują.

Bartosz Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab To dość trudny temat i rzeczywiście
przekonanie użytkowników nie jest już taką prostą sprawą. Firmy tworzące
oprogramowanie antywirusowenie tylko wykorzystują w nim klasyczne bazy
sygnatur, ale dołączają wiele innych mechanizmów, z których najważniejsza
jest analiza zachowania potencjalnie niebezpiecznego oprogramowania
i unieszkodliwienie go. Tu jednak pojawia się kolejny problem, bo
użytkownicy nie lubią, gdy nagle wyskakuje komunikat programu antywirusowego
i każe im podejmować decyzję. Dlatego wciąż ważne jest budzenie
świadomości wykonywanych działań.

 

CRN Wynika z tego, że coraz więcej użytkowników
musi polegać na swojej intuicji, bo wiedzy eksperckiej nie mają, a gdy
antywirus prosi ich o podjęcie decyzji, coś muszą odpowiedzieć. A czy
intuicja może być właściwym narzędziem do podejmowania takich decyzji?

Marcin
Żebrowski, Audytel
Intuicja to doświadczenie przeniesione do
podświadomości. Im więcej tego doświadczenia i wiedzy użytkowników, tym
lepsze decyzje.

Michał
Ostrowski, FireEye
Z intuicji i zdrowego rozsądku należy korzystać
zawsze, nie tylko w kwestiach związanych z IT. Ale czy to nas przed
czymś ochroni? Głównie przed głupimi błędami lub nierozważnym zachowaniem. Przy
niektórych atakach intuicja nam nie pomoże, bo jeżeli wchodzimy na odwiedzaną
codziennie stronę, a jej zawartość aktywna została nagle podmieniona na
szkodliwą, to intuicja nas zawiedzie.

Bartosz
Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab
Podobnie jest z różnicą między
klasycznym phishingiem, w przypadku którego w linki w e-mailach klika
tylko kilka procent odbiorców, a spear phishingiem, przygotowanym
w ramach precyzyjnie skrojonej kampanii APT. W drugim przypadku
komunikacja jest tak przygotowana, że atakujący ma niemal 100 proc.
gwarancji przyciągnięcia uwagi atakowanego i wykonania przez niego
niebezpiecznych działań.

Dariusz Wichniewicz, ATM Internet utrudnia
identyfikację atakującego, co zwiększa częstotliwość występowania masowych
ataków. Ale pytaniem, które najczęściej zadają sobie atakujący, nie jest: „czy
można się gdzieś włamać?”, lecz: „czy warto się gdzieś włamać, a jeśli się
uda, to jakie korzyści można w ten sposób osiągnąć?”.

 

Chmura
– szansa czy zagrożenie?

CRN Chmura publiczna od samego początku kojarzona
jest z bezpieczeństwem. Paradoksalnie – na to zagadnienie wskazują
zarówno jej zwolennicy,  jak też
przeciwnicy…

Mariusz
Stawowski, Clico
Na bezpieczeństwo chmury trzeba patrzeć, skupiając
uwagę na trzech aspektach – zgodności z prawem, zaufania do dostawcy
usług i zabezpieczenia infrastruktury, z której świadczone są usługi.
W odniesieniu do trzeciego obszaru warto zauważyć, że chmura jest zwykłym
systemem teleinformatycznym i to, jak jest chroniona, zależy od jego właściciela,
czyli usługodawcy. Teoretycznie można ją odpowiednio zabezpieczyć, ale klientom
i resellerom trudno jest zweryfikować poziom tej ochrony. Dlatego pojawia
się kwestia zaufania do dostawcy oraz umowy, w której bierze on
odpowiedzialność za bezpieczeństwo danych.

 

Dariusz Wichniewicz, ATM Gdy w przedsiębiorstwie jest wdrażany projekt IT, często informatycy
słyszą od zarządu pytanie, czy zrobili wszystko, aby firmowe dane były
bezpieczne. Jeżeli zdecydowano o przechowywaniu dużej ilości ważnych dla
biznesu danych w chmurze publicznej, to odpowiedź na takie pytanie powinna
brzmieć „nie”. Chmura jest modelem łatwiejszym, bardziej atrakcyjnym,
ekonomicznie prostszym do wdrożenia, ale np. nie oferuje możliwości łatwego
samodzielnego wykonania backupu przechowywanych tam danych,
a odpowiedzialność za ten proces przenosi na usługodawcę.

 

CRN Faktem jest jednak,
że dane trzymane na serwerach pod biurkiem prezesa są mniej bezpieczne…

Dariusz Wichniewicz, ATM Oczywiście, ale może się też zdarzyć, że firma operatora chmury zniknie
w przyszłym tygodniu – zbankrutuje lub wstrzyma działalność, bo jej
komputery zostaną zagarnięte przez wymiar sprawiedliwości, żeby przez trzy
miesiące sprawdzać, co na nich było. Tego typu wydarzenia miały miejsce. Trzeba
jednak zdawać sobie sprawę, że usługi w chmurze publicznej będą dość
szeroko obecne na rynku – klienci postrzegają je jako bardzo atrakcyjny
produkt, którego funkcje można od razu zaprezentować na żywo, bez dodatkowych
prezentacji, a do tego model rozliczania jest preferowany przez dyrektorów
finansowych.

 

CRN Do
chmury powoli trafiają także antywirusy…

Bartosz Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab Jeśli mówimy o antywirusie, który działa
wyłącznie w chmurze, a użytkownik musi mieć stałe połączenie
z Internetem, to nie wydaje mi się, żeby było to idealne rozwiązanie,
chociażby ze względu na problem zabezpieczenia infrastruktury niepodłączonej do
Internetu. Natomiast z pewnością większość dostawców będzie wkrótce
oferowała rozwiązania hybrydowe. Już teraz sygnatury, a także np. informacje
o reputacji stron WWW, są pobierane z Internetu, a do chmury
automatycznie będą trafiały też fragmenty podejrzanego kodu w celu
przeprowadzenia dodatkowej weryfikacji, czy nie jest to np. atak dnia zerowego.

Marcin Żebrowski, Audytel Początkowo do chmury trafiały głównie niszowe systemy, ale dziś także
największe firmy na rynku zauważyły zalety tego modelu. Natomiast wciąż
rozwiązania instalowane bezpośrednio u użytkowników mają większą
funkcjonalność niż dostępne z chmury. Jednak z pewnością nastąpią tu
zmiany ze względu na tempo rozwoju rynku i naciski na dyrektorów IT ze
strony zarządów, by nie prowadzili pojedynczych inwestycji, lecz kupowali jak
najwięcej rozwiązań rozliczanych w modelu abonamentowym. Już wkrótce
dojdziemy do takiego punktu, że rozwiązania dostępne w chmurze
funkcjonalnie najpierw zrównają się z instalowanymi w firmach,
a następnie je jakościowo przewyższą, co – biorąc pod uwagę także
korzystniejszy model rozliczania – spowoduje dość dużą rewolucję.

Bartosz Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab Warto też pamiętać, że zaoferowanie większości
usług z chmury nie oznacza całkowitego uwolnienia się od sprzętu
i aplikacji. Każdy użytkownik musi mieć bowiem urządzenie pełniące funkcję
klienta. Trzeba więc je będzie również zabezpieczać, aby zrealizować założenia
polityki bezpieczeństwa danego przedsiębiorstwa, np. blokować możliwość
nagrywania niektórych danych w pamięci USB.

 
Dlaczego sprzedaż
systemów ochronnych jest taka trudna?

CRN Nabycie
wiedzy eksperckiej dotyczącej rozwiązań ochronnych stanowi obecnie nie lada
wyzwanie i wymaga wielu lat doświadczenia. Dlatego resellerzy często
rezygnują z możliwości sprzedaży zaawansowanych systemów bezpieczeństwa.
Co z tym fantem zrobić?

Michał Ostrowski, FireEye Jako
producent mogę powiedzieć, że zależy nam, aby w kanale dystrybucyjnym byli
ludzie doświadczeni, z wiedzą ekspercką. Dlatego przystąpienie do naszego
programu partnerskiego wymaga zaawansowanych szkoleń. W przypadku
mniejszych resellerów nie chodzi tylko o brak umiejętności, ale przede
wszystkim o brak zasobów kadrowych, przez co nie mogą się wszystkim zająć.
Takie firmy mają natomiast jedną podstawową zaletę – znają dobrze
infrastrukturę i każdy fragment sieci niektórych swoich klientów, bo
współpracują z nimi od kilkunastu lat. To jest nie do przecenienia. Takim
firmom producent powinien zapewnić zdobycie dodatkowej wiedzy bądź współpracy
z innymi, bardziej zaawansowanymi partnerami, z gwarancją podziału
zysku.

Mariusz Stawowski, Clico Niestety, rozwiązania ochronne stają się coraz bardziej skomplikowane
i – choć producenci starają się jak najbardziej uprościć interfejs
konfiguracyjny – nie można ich wdrażać bez odpowiednich kompetencji. Główna
rola w zakresie wsparcia spada tutaj na dystrybutora, który odpowiada za rozwiązania
danego producenta i zatrudnia inżynierów świadczących usługi pomocy
technicznej, szkoli ich i przygotowuje szkolenia dla partnerów. Gdy pojawi
się pierwszy projekt, realizowany jest zwykle wspólnie z danym
integratorem. Byłoby też dobrze, aby dystrybutor posiadał równocześnie
autoryzowane centrum edukacyjne i mógł przeszkolić zarówno klienta
końcowego, jak i inżynierów integratora, biorących udział
w projekcie.

Marcin Żebrowski, Audytel Niestety, dla polskich klientów zdecydowanie za wysokie są też stawki za
usługi profesjonalne i dlatego w naszym kraju, w przeciwieństwie do USA
czy Europy Zachodniej, nie ma jeszcze kultury ich nabywania. Często spotykam
się z takim podejściem: firma wydaje 10 mln zł na bardzo
zaawansowany system zabezpieczający, ale rezygnuje z wydatku rzędu 100
tys. zł na profesjonalną usługę związaną z konfiguracją tego systemu
lub testami penetracyjnymi, choć wiedzę ekspercką w tym zakresie ma na
wyciągnięcie ręki.

 

CRN Resellerzy
często też skarżą się na problemy z wyborem firmy, która stałaby się ich
strategicznym dostawcą w zakresie produktów bezpieczeństwa lub dostarczyła
rozwiązania potrzebne do realizacji konkretnego projektu. Antywirusy czy
firewalle mają podobne funkcje i czasem trudno znaleźć ich wyróżniki…

Mariusz Stawowski, Clico Także tutaj bardzo ważną
rolę odgrywa dystrybutor – jako ośrodek kompetencyjny świadczący usługi
doradcze w zakresie doboru rozwiązań. Mamy w ofercie produkty dwóch
lub więcej dostawców, które mogą rozwiązać dany problem klienta. Zawsze najpierw
prosimy o wykonanie projektu na podstawie analizy zagrożeń i ryzyka
oraz określenie, jakie funkcje musi spełniać system bezpieczeństwa. Taki
projekt może wykonać klient, integrator lub my. Następnie sprawdzamy, które
z dostępnych rozwiązań spełnia podane w nim wymagania. Jeżeli
w grze nadal pozostają rozwiązania kilku dostawców, to sprawdzamy pozycję
i udziały rynkowe danej firmy – jeśli dostawca sprzedał niewiele
rozwiązań, to są one słabiej przetestowane przez klientów, a więc rośnie
ryzyko pewnych niedociągnięć. Wśród pozostałych kryteriów wyboru znajdują się
też oczywiście: cena zakupu i wdrożenia, dostępność pomocy technicznej
i szkoleń producenta w Polsce, których koszt będzie akceptowalny dla
polskich klientów.

Dariusz Wichniewicz, ATM Zawsze staramy się pokazać,
czym się na rynku wyróżniamy. Metodą, która najlepiej się sprawdza, jest
„przyjdź i dotknij”. Na klienta zawsze działa wycieczka po centrum danych,
gdy może zobaczyć, w ilu miejscach stoją ochroniarze i w jaki
sposób są przeprowadzane kontrole. Papier czy PowerPoint jest cierpliwy
i przyjmie wszystkie argumenty, natomiast największe wrażenie pozostawia
możliwość zobaczenia pół hektara akumulatorów i wielkich generatorów
prądu, szeregu butli z gazem gaszącym lub całego dachu usianego potężnymi
wentylatorami od klimatyzacji.

Michał Ostrowski, FireEye Proof of concept to
najbardziej popularny model sprzedaży w naszym przypadku i zawsze do
niego zachęcamy resellerów i integratorów. Raport o zagrożeniach,
o którym wspomniałem na początku, został przygotowany właśnie dzięki tej
metodzie. W ten sposób uzyskujemy twarde dane, z którymi trudno
dyskutować, a jednocześnie jest to świetne narzędzie sprzedażowe.

Bartosz Prauzner-Bechcicki, Kaspersky Lab Warto też
podkreślić, że reseller nie powinien obawiać się rozmowy z producentem czy
dystrybutorem. Nie jest kompromitacją to, że czegoś nie wie. Ten rynek idzie
tak szybko do przodu, że nie ma szans, by wiedzieć wszystko, po prostu trzeba
pytać.