Oczywiście takich „wiecznych” dyrektorów, wiceprezesów, członków zarządu etc. nie brakuje i dzisiaj, większość z nich okupuje dobrze płatne posady w budżetówce. Specjalną kategorię wśród tego typu ciepłych posadek tworzą rzecznicy praw wszelakich, np. praw obywatelskich albo praw dziecka ewentualnie pacjenta bądź przedsiębiorców. Zakładam się o każde pieniądze, że na dziesięciu przechodniów zapytanych o nazwiska osób piastujących w Polsce ww. urzędy żaden nie wymieniłby nawet jednego z nich.

Dzieje się tak dlatego, że rolą rzeczników praw wszelakich jest bycie listkiem figowym dla władzy, która utrzymuje ich z pieniędzy obywateli, aby grać przed nimi rolę cywilizowanego państwa. Gdyby było inaczej, tobyśmy co i rusz słyszeli, jak to kolejni rzecznicy zmuszają władze do zmiany prawa, oczywiście na lepsze, w kolejnych istotnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego. Tymczasem, niestety, jakość naszego prawa stale się pogarsza i nie słyszałem, aby jakiś rzecznik z tego powodu uniósł się honorem i rzucił papierami. Najwyraźniej rzecznicy sami od siebie nie wymagają zbyt wiele. Ot, czasem coś powiedzieć, czasem coś zaproponować, ale broń Boże, nie upierać się zanadto przy swoim zdaniu, bo to by stawiało władzę w kłopotliwej sytuacji. Jedyny wyjątek, zresztą potwierdzający regułę, to rzecznik praw konsumentów, który dość skutecznie wspiera zwykłych klientów sklepów i firm usługowych.

Dlatego jakoś nie umiem wykrzesać z siebie entuzjazmu, gdy słyszę, że resort finansów chce powołać Rzecznika Praw Podatników. I to nie byle jakiego, bo z solidnym, 21-milionowym budżetem rocznym, pochodzącym rzecz jasna z podatków, których – w ramach powoływania kolejnych urzędów – powinno wpływać do budżetu państwa jak najwięcej. Tymczasem, jak wiadomo, podatnicy starają się zwykle, aby podatków wpływało tam możliwie najmniej. Możemy się jedynie domyślać, jak w takim układzie nowy rzecznik będzie godził sprzeczne interesy swojego pracodawcy i swoich petentów.