Naprawimy to w następnej aktualizacji
w związku z panującym w branży IT wyścigiem zbrojeń, owocującym „terrorem deadline’ów”, wszyscy staliśmy się permanentnymi beta-testerami.
w związku z panującym w branży IT wyścigiem zbrojeń, owocującym „terrorem deadline’ów”, wszyscy staliśmy się permanentnymi beta-testerami.
Zwykle kiedy mowa o Internecie rzeczy, pierwszą rzeczą, jaką czuję, jest obawa związana z otwarciem każdej praktycznie dziedziny naszego życia dla połączonych, komunikujących się ze sobą urządzeń.
Sam już nie wiem, który raz piszę o epoce post-PC, ale ten temat jest jak dobrze napisany malware i wytrwale nie chce zniknąć.
Miesiąc temu przez Internet niczym błyskawica przemknęła wieść, że Google zamierza zrezygnować z systemu Chrome OS.
Gospodarka stałego wzrostu nie może istnieć bez ciągłego popytu. Jednak jak często można kupować nowe telewizory, tablety czy pralki?
Kiedy jestem na targach technologicznych, bardzo lubię odwiedzać leżące najczęściej na uboczu strefy, w których wystawiają się małe firmy.
Pora powiedzieć to otwarcie – jesteśmy cyborgami. Mamy natychmiastowy dostęp do informacji o wszystkim i wszystkich, zawsze dokładnie znamy swoją lokalizację w terenie, potrafimy błyskawicznie porozumiewać się ze sobą na odległość tysięcy kilometrów…
Kto będzie winien wypadku, gdy zawiedzie błędny algorytm samoprowadzącego się auta? Programista? A może jednak producent samochodu, bo chyba nie siedzący w nim człowiek...
Od dłuższego czasu świat szykuje się na kolejną Wielką Rzecz – ideę, która wywróci wszystko do góry nogami i zupełnie zmieni sposób, w jaki korzystamy z technologii.
E-mail, SMS, komunikator, hangout, Skype, snapchat, post na Facebooku, tweet… Współczesne metody komunikacji umożliwiają porozumiewanie się z niebywałą łatwością. A jednak taki stan rzeczy ma pewien minus. Otóż to wszystko tak naprawdę… nie istnieje.