Gdzie inżynier nie może…
Większość systemów CRM, obecnych na rodzimym podwórku, służy do nękania handlowców.
Większość systemów CRM, obecnych na rodzimym podwórku, służy do nękania handlowców.
Siedzę sobie i rozmyślam... I przychodzi mi do głowy, że coraz mniej rozumiem otaczającą mnie rzeczywistość.
Dlaczego ciągle wolimy wydawać dziesiątki milionów na utrzymywanie oprogramowania oraz ogłaszać przetargi, które i tak zrealizuje wskazana przez producenta – przepraszam – wyłoniona w przetargu firma?
Tajemnicą poliszynela jest, a teraz już nie będzie, że z wykształcenia jestem… lekarzem. Swoją przygodę z tym zawodem, skądinąd bardzo szlachetnym, zdecydowałem się zakończyć zanim się na dobre zaczęła i swoje kroki skierowałem ku informatyce. Wcześniej jednak miałem kilkuletni epizod pracy, a raczej służby w administracji publicznej, w sektorze ochrony zdrowia.
Właściwie to już powoli niczego nie można zrobić bez użycia jakiegoś hasła oraz loginu. Wydaje się, że w ramach „zabezpieczania” niektórych systemów osiągnęliśmy poziom absurdu, co zmusza użytkowników do niebezpiecznych zachowań.
Uruchomienie, sprawnej i w pełni funkcjonalnej platformy, pozwalającej na szybką rejestrację firmy – to w Polsce wciąż utopijna wizja. Tworzone w mozole systemy tego typu mają wiele ułomności, nie są przyjazne użytkownikowi i rzadko spełniają podstawowe założenia.