Strona główna › Fora dyskusyjne › Odpowiedz na: 189363
Siłą ASO jest dostęp do dokumentacji i do części oraz duży zespół. To nie jest tak, że każdy w ASO zna się na wszystkim. Aso ma mechanika, elektryka, blacharza, lakiernika…W IT też tak jest. Są programiści, administratorzy, bazodanowcy, sieciowcy, elektronicy (czy to jeszcze IT?)… Jeśli Edek się w czymś specjalizuje, będzie w tym naprawdę dobry, a tam, gdzie się nie zna, zawoła do pomocy Stefana, który ma warsztat po drugiej stronie ulicy. Najgorsze są Zosie-Samosie, które znają się na wszystkim, nie potrzebują z nikim współpracować i wolą, żeby nikt nie zarobił, a klient miał niezrobione niż gdyby mieli sie z kimś podzielić groszem za usługę.
Dobra – ze złączkami tez się czasem można namęczyć, wsłaszcza, jak nie masz dokładnie takiej, jak trzeba i dpoasowujesz od innego modelu. Ale fakt faktem – wykonywania różnych, choćby i najbardziej skomplikowanych czynności mozna nauczyć nawet małpę. Kiedyś Okzo powiedział, że specjalistą nie jest ten, kto umie coś zrobić, ale ten, kto rozumie, jak to działa. Wielu ludzi nie jest specjalistami…W Polsce szacunek dla wiedzy i doświadczenia dopiero się tworzy. Często bardziej doceniana jest praca tego, kto bardziej się zmęczył niż tego, z czych działań coś wynika. Nieraz trafiają do mnie sprzęty, a zwłaszcza nośniki danych, przy których ktoś już próbował coś zrobić…i ciągle jest pełno ludzi, którzy biorą pieniądze za samo podjęcie próby zrobienia czegoś, co ich przerasta. Niestety ten koszt już siedzi w głowie klienta i czasem słyszę „ale ja już zapłaciłem stówę w innym serwisie” …jakby mnie to cokolwiek obchodziło.
Ok – klient płaci też za czas…ale to nie jest ten czas samego wykonania danej czynności, ale i czas poświęcony na naukę. Zwłaszcza tę pozaszkolną – bo szkolna nauka zawodu niestety umarła. U nas ciągle nie uważa się, że nauka też jest pracą. Może dziś lekarz, który przyjmuje pacjentów przez 6 godzin dziennie, a 2 godziny poswięca na naukę jest mniej efektywny od tego, który przyjmuje pacjentów przez 8 godzin dziennie…ale za 5, 10 lat to właśnie ten pierwszy będzie leczył skuteczniej.Podstaawą każdej naprawy jest dobre postawienie diagnozy. Często klient zdąży sienaczytać na forach i przychodzi ze swoją diagnozą, która bardzo rzadko się potwierdza. Nawet diagnozy stawiane przez informatyków często się nie potwierdzają – chociażby dlatego, ze jak ktoś jest adminem, to całe jego zycie zawodowe kierunkuje do na rozwiązywanie problemów systemowych i taki człowiek zgłosi problem ze sterownikiem do karty graficznej, którego nie idzie przeinstalować, podczas gdy przyczyną jest np. zimny lut…albo uszkodzenie układu…a może to laminat się rozwarstwia…i tu właśnie potrzeba doświadczenia, by się niepotrzebnie nie narobić,ograniczyć ryzyko reklamacji…a jednocześnie nie narazić klienta na niepotrzebne koszty. Kiedyś mieliśmy klientkę, która miała problem z RAMem. Cała pamięć się zapychała tak, że na laptopie nie szło nic zrobić. Nawet jego wyłączenie było drogą przez mękę i trwało całe wieki. Kobieta miała 12 GB RAMu – 4 od nowości + 8 dołożone przez inny serwis…mimo to problem nie ustąpił. Problemem był jakiś wirus, którego usunięcie wymagało mniej czasu od wykręcenia dysku z tego laptopa. Czym kierował się mój poprzednik dokładając pamięć? Chyba nie chęcią zysku, bo po odjęciu od ceny usługiówczesnej ceny rynkowej pamięci zostało niecałe 30 zł.
Nie wyobrażam sobie odbierania klientów moim partnerom, dla których jestem podwykonawcą. Niektórzy chcą, bym ich reklamował i mam ich dane podane na swojej stronie, inni nie chcą, żeby klienci ich omijali i naszą współpracę utrzymujemy w tajemnicy, ale żebym ja kombinował, jak ominąć kolegę, który daje mi regulerną i spokojną robotę, to by było bardzo głupie. Jeśli mój partner biznesowy potrzebuje pokazać klientowi, że ma odpowiednich ludzi, własne laboratorium odzyskiwania danych, czy cokolwiek, co tak naprawdę ja mu zapewniam, to przyjeżdża do mnie ze swoim klientem, zachowuje się jak u siebie, a my się do niego zwracamy „panie prezesie” – bo jeśli on złapie tego klienta, to obaj na tym zarobimy…Zawsze to lepsze, niż wojna konkurencyjna, zaniżanie cen, kampanie marketingu szeptanego…To, czego uczy się studentów ekonomii, że rynek doskonale konkurencyjny, gdzie firmy zażarcie walczą o klienta oferując mu coraz więcej korzyści za coraz niższą cenę wcale nie jest takie dobre. Firmy, aby się rozwijać, inwestować, tworzyć nowe rozwiązania, potrzebują zarabiać, akumulować kapitał, mieć rezerwy ludzkie, które można zaangażować do realizacji przyszłościowych i długofalowych planów, a nie do bieżącej obsługi klienta. Firmy wegetujące na progach opłacalności nie stworzą nic nowego, bo są zajęte walką o przetrwanie. Zresztą widać to w handlu komputerówką, gdzie dziesiątki tysięcy takich samych sprzedawców ma w ofercie dokładnie takie same produkty i większość żebyzłapać klienta stosuje tę samą strategię – pakując duże budżety w pozycjonowanie sklepów internetowych, schodząc z marży do minimum opłacalności i oferując do sprzedaży produkty, które zamawiają w kredycie kupieckim u dostawcy dopiero wtedy, kiedy ktoś je kupi i za nie zapłaci. Nic dziwnego, że na takim rynku regularnie ktoś się przewraca.
Usługi jednak dają tę możliwość wyspecjalizowania się w jakiejś dziedzinie i bycia w tym lepszym od innych. Także w zakresie umiejętności wspólpracy i doboru podwykonawców. Klient końcowy, zwłaszcza firmowy często chce być obsłużony kompleksowo przez jedną firmę i jest skłonny za to więcej zapłacić. Nie da się takiego komfortu zapewnić klientom w pojedynkę, ale można wspólpracując.
Nie wiem, czy klienci naprawdę nie mają problemu by dobrze zapłacić za dobrą pracę. Kliencisą różni. Koprofagów też nie brakuje. Często zlecenie jest pilne i ważne dopóki nie trzeba przyjść z pieniedzmi. Często przychodzą po odbiór uzbrojeni w wiedzę, że można było szybciej, lepiej i taniej. Ale niektórzy się uczą. Nieraz klient mądrzejszy od telewizora wychodzi obrażony, ale jak trochę polata po konkurencji, wraca i zachowuje się już zupełnie inaczej. Może byłoby lepiej, gdyby fizyka w szkołach była na trochę wyższym poziomie:)