Minister kultury Piotr Gliński pod koniec kwietnia oznajmił, że rząd zamierza przyspieszyć prace związane z wprowadzeniem kolejnej opłaty reprograficznej (zwanej też opłatą od czystych nośników) – tym razem na smartfony, tablety oraz telewizory typu smart. Wybór tej daty nie był przypadkowy. W ten sposób wicepremier wykazał się solidarnością z artystami „zamrożonymi” przez pandemię. Na odzew tego środowiska nie musiał zbyt długo czekać. Po kilkunastu dniach otrzymał list dziękczynny, podpisany przez prawdziwe tuzy polskiej sceny, jak Urszula Dudziak, Krzysztof Cugowski czy Marek Kościkiewicz. Artyści, oprócz tego, że podziękowali za poparcie, napisali, że wbrew propagandzie lobbystów międzynarodowych korporacji opłata w żaden sposób nie obciąża ani budżetu państwa, ani polskich konsumentów. Jednocześnie gwiazdy polskiej rozrywki utyskiwały na skąpstwo koncernów, które choć czerpią ogromne zyski ze sprzedaży urządzeń, które mogą służyć do odtwarzania i kopiowania utworów,  przeznaczają na polską kulturę jedynie minimalną część swoich przychodów. Muzycy, z którymi w tym zakresie zgodził się sam Piotr Gliński, podkreślali przy tym, że Polska jest jednym z ostatnich krajów w Europie bez adekwatnej rekompensaty za kopiowanie utworów na własny użytek.

Dotychczasowa opłata reprograficzna, która obowiązuje w Polsce od 1994 r., jest doliczana do ceny urządzeń i nośników służących do kopiowania (nagrywarek, płyt CD/DVD, papieru do kopiarek, dyskietek komputerowych itp.). Szczegółowa lista produktów podlegających opłacie została określona w rozporządzeniu resortu kultury z dnia 2 czerwca 2003 r. Wysokość parapodatku wynosi 1 – 3 proc. ceny sprzedaży urządzenia lub nośnika, a obowiązek jego opłacania ciąży na importerach, producentach i właścicielach punktów ksero. Z założenia ma on stanowić rekompensatę za straty, jakie twórcy ponoszą w związku z dozwolonym przez prawo kopiowaniem ich utworów na własny użytek przez osoby fizyczne.  Zebrane pieniądze trafiają do trzech organizacji zarządzania prawami autorskimi: Stowarzyszenia Artystów ZAiKS, Stowarzyszenia Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP, a także Związku Producentów Audio-Video ZPAV.

 

Kolejna batalia

Niedawny komunikat, który wyszedł z Ministerstwo Kultury, to woda na młyn ZAiKS-u, który już wcześniej aktywnie zabiegał o wprowadzenie opłaty reprograficznej na smartfony, tablety i telewizory. Pierwsze takie starcie miało miejsce kilka lat temu, kiedy to artystom udało się uzyskać silne wsparcie z zagranicy. Przypomnijmy, że w 2015 r. do dyskusji na temat opłaty włączył się Jean-Noël Tronc, dyrektor generalny Sacem – światowego stowarzyszenia poetów, kompozytorów i wydawców muzycznych. Nie krył zdziwienia faktem, że podczas gdy opłaty za kopiowanie na potrzeby prywatne przynoszą twórcom we Francji około 200 mln euro rocznie, to w Polsce jedynie 1,5 mln euro.  Jak się okazało, głos znanego na świecie działacza na niewiele się wówczas zdał. Przeważyło stanowisko rodzimej branży IT, co w dużym stopniu zawdzięcza ona aktywności Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego „Cyfrowa Polska”. To właśnie z inicjatywy związku ruszyła wtedy akcja społeczna pod nośnym hasłem „Nie płacę za pałace”, które nawiązywało do kupionego przez ZAiKS za 4,6 mln zł pałacu w Janowicach.

Obecna, powtórna próba nałożenia na dostawców elektroniki nowej daniny, również spotyka z oporem. Jednym z jego przejawów są nieprzychylne wobec pomysłu komentarze na zyskującym drugie życie profilu twitterowym „Nie płacę za pałace”. „Domagamy się zaniechania pomysłów kasowania Polaków za smartfony i tablety! Mamy kryzys, a Polacy mają pełną listą istotnych tematów, którymi należy się zająć. Bezpodstawnego finansowania OZZ (organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi – przyp. red.) nawet nie ma na tej liście” – to jeden z łagodniejszych tweetów odnoszących się do pomysłu wprowadzenia parapodatku na smartfony. Tym, co rozsierdziło branżę IT jest nie tylko opłata jako taka, ale również jej planowana wysokość, która w przypadku smartfonów miałaby sięgać 6 proc. ceny urządzenia.

Zwolennicy podniesienia opłaty reprograficznej zwracają uwagę, na fakt, że przychody polskich twórców z tego tytułu są kilka lub nawet kilkadziesiąt razy niższe niż przychody autorów w Unii Europejskiej. Przykładowo, w 2018 r. wyniosły one w Polsce niespełna 1 mln euro, podczas gdy na Węgrzech było to 10,7 mln euro, w Austrii 16,2 mln euro, a we Włoszech 25,8 mln euro. Jednak część ekspertów wini za taki stan rzeczy… ZAiKS, który ich zdaniem nie zawsze potrafi sobie  poradzić sobie z wyegzekwowaniem świadczeń, szczególnie od mniejszych importerów. Co ważne, część państw europejskich podważa sens pobierania daniny dla artystów, szukając innych rozwiązań. Tak właśnie stało się na Łotwie, gdzie po wnikliwych badaniach rząd doszedł do wniosku, że wprowadzenie opłaty reprograficznej nie znajduje uzasadnienia. Z kolei w Wielkiej Brytanii, Finlandii oraz Hiszpanii postanowiono się z niej wycofać.

 

Cisza przed burzą?  

Jak na razie (artykuł powstał w połowie czerwca br.) burza wokół opłaty reprograficznej nieco ucichła. Może mieć to związek z chęcią uniknięcia przez decydentów oskarżeń o wprowadzanie nowego parapodatku w sytuacji, gdy wielu przedsiębiorców znajduje się w trudnej sytuacji ekonomicznej, a jednocześnie zbliżają się wybory prezydenckie. Być może jednak dyskusja zostanie odłożona na dłużej, bo w samej ekipie rządzącej zdania na temat kolejnej daniny na rzecz artystów są podzielone. Ministerstwo Cyfryzacji uważa, że propozycja dodatkowego „opodatkowania” sprzedaży smartfonów, laptopów czy telewizorów, powinna być raz jeszcze przemyślana, a wszelkie argumenty za i przeciw bardzo wnikliwie rozważone. Z kolei Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jak się dowiedzieliśmy, krzywo patrzy nie tyle na samą opłatę, co na jej wysokość – zdaniem urzędników tego resortu 6 proc. to jednak zbyt dużo. Możemy się natomiast jedynie domyślać opinii Michała Kanownika, prezesa związku „Cyfrowa Polska”, który odmówił nam swojego komentarza.

 

Miliard złotych dla artystów

Na pierwszy rzut oka podniesienie ceny smartfona o 6 proc., zakładając, że autorzy wspomnianego listu się mylą i producenci jednak przeniosą opłatę na konsumentów, nie powinno zachwiać tym segmentem rynku. W końcu klient, który przeznacza na zakup smartfona 2,5 tys. zł, zapewne znalazłby w kieszeni dodatkowe 150 zł. Niemniej eksperci przyznają, że inteligentne telefony mogłyby podrożeć więcej, aniżeli wynika to z prostego rachunku. Oprócz 6 proc. doliczanych do pierwotnej ceny smartfona, po drodze pojawiają się marże, podatki i – jeśli po ich zsumowaniu wyjdzie, dajmy na to, 9,4 proc. – to taki wskaźnik zostanie zaokrąglony do 10 proc. Wojciech Buczkowski, prezes Komputronika, twierdzi, że wprowadzenie opłaty rzędu 6 proc. sprawi, że smartfony podrożeją nawet o 300 zł. Według wyliczeń Federacji Konsumentów, dzięki nowemu parapodatkowi do organizacji zbiorowego zarządzania wpłynęłoby 1 mld zł rocznie.

Te pieniądze zostaną zabrane z naszych domowych budżetów. Tymczasem w sytuacji, w której wszyscy się teraz znaleźliśmy, kiedy jeden laptop w domu okazuje się niewystarczający, objęte nową daniną sprzęty stałyby się produktami pierwszej potrzeby. Nie stanowią już jakiegoś ekskluzywnego dobra służącego rozrywce, ale potrzebuje ich każde gospodarstwo domowe, i to często więcej niż jednej sztuki. Uważamy, że wobec tego sięganie do kieszeni Polaków jest mocno niepokojące – podkreśla  Kamil Pluskwa-Dąbrowski, prezes Federacji Konsumentów.

Niewykluczone, że wprowadzenie opłaty reprograficznej na smartfony przyczyniłoby się do rozwoju szarego rynku. Organizacje zbiorowego zarządzania nie działają tak sprawnie, jak urzędy skarbowe, z czego zdają sobie sprawę zaprawieni w bojach przedsiębiorcy. ZAiKS potrzebuje zazwyczaj około pół roku, aby rozpocząć działania wobec importera, jeśli ten nie wywiązuje się z obowiązku płacenia daniny. W rezultacie niektóre firmy importujące sprzęt działają po kilka miesięcy, po czym zamykają działalność, a w ich miejsce pojawiają się nowe podmioty.  

Włodzimierz Ossowski
Dyrektor Działu Jakości i Środowiska w Actionie

Debata nad aktualizacją opłaty reprograficznej toczy się od lat. W naszej ocenie obecny czas, zdominowany przez epidemię, nie sprzyja merytorycznej dyskusji na ten temat. Z pewnością środowisko twórców powinno, w porozumieniu z rynkiem, szukać optymalnego rozwiązania. Jednak zwłaszcza teraz należy mieć na względzie, że każde dodatkowe opłaty mogą na początku wywołać niechęć i wstrzymanie planowanych zakupów nowego sprzętu w gospodarstwach domowych. Trzeba też pamiętać, że rentowność w branży cyfrowej jest bardzo niska. Dlatego ceny urządzeń objętych opłatą z pewnością wzrosną dla klientów końcowych, gdyż dystrybutor do swojej ceny zakupu będzie musiał doliczyć wszelkie opłaty, w tym przypadku proponowaną opłatę od czystych nośników.

 

Warto podkreślić, że dużo kontrowersji, obok wysokości opłaty reprograficznej, wywołał okres, w którym Ministerstwo Kultury zamierza sięgnąć do kieszeni dostawców sprzętu. W pierwszym kwartale bieżącego roku producenci sprzedali na całym świecie o 20 proc. smartfonów mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Mamy więc do czynienia z największym spadkiem w historii. Postępująca niepewność konsumentów o przyszłe dochody powoduje, że odkładają na później zakupy, które nie są dla nich niezbędne. Nawet niewielki wzrost cen prawdopodobnie dodatkowo pogłębiłby tę tendencję.

Co więcej, jak zauważa Federacja Konsumentów, opłata w rzeczywistości oznaczałaby kolejne opodatkowanie tego, za co już teraz płacą użytkownicy. Właściciele smartfonów w wielu przypadkach płacą za dostęp do platform streamingowe’ych, które uniemożliwiają kopiowanie treści, a artyści czerpią przychody z reklam wyświetlanych na YouTube. Na te argumenty organizacje typu OZZ są jednak głuche.

– Opłata reprograficzna dotyczy prywatnego, niemożliwego do skontrolowania, wtórnego obiegu twórczości pomiędzy osobami prywatnymi. Zgodnie z unijnym orzecznictwem sama zdolność urządzeń i nośników do sporządzania kopii wystarczy, aby stosować opłatę reprograficzną. Opłata nie jest pobierana od użytkowników sprzętu, tylko od producentów i importerów. Odrębną kwestią jest temat wynagrodzeń za twórczość wykorzystywaną na takich platformach, jak YouTube. Obecnie autorzy nie dostają z tego tytułu adekwatnych wynagrodzeń – przekonuje Anna Klimczak, rzecznik prasowy ZAiKS-u.

Warto dodać, że Unia Europejska przyjęła w ubiegłym roku dyrektywę o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, która jest obecnie implementowana przez kraje członkowskie. Nowe przepisy mają doprowadzić do „adekwatnego i uczciwego wynagradzania twórców”. Należy się więc spodziewać kolejnych odsłon wznowionej niedawno walki pomiędzy firmami IT a OZZ-ami.    

Anna Klimczak,
rzecznik prasowy ZAiKS-u

Należy podkreślić, że opłata od czystych nośników nie jest podatkiem. Podatki nakłada Sejm i jest to powszechnie obowiązująca opłata na rzecz Skarbu Państwa, pobierana od wszystkich obywateli. Opłata od czystych nośników pobierana jest od producentów i importerów urządzeń umożliwiających skopiowanie utworu. Według szacunków CISAC-u, Międzynarodowej Konfederacji Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów, polskie środowiska kreatywne powinny rokrocznie otrzymywać około 80 mln euro. Brak tych środków twórcy odczuwają wyjątkowo dotkliwie właśnie teraz, w czasie pandemii. Nie ma powodów, dla których w Polsce ten system miałby funkcjonować inaczej niż w Europie.
 

 

Nie pierwszy taki spór…    

„(…) Po raz kolejny branża w milczeniu przyjęła nałożoną na nią daninę. Rozporządzenie ministra kultury, które weszło w życie na początku lipca, określa wysokość opłat na ochronę praw autorskich, które muszą odprowadzać importerzy płyt, dyskietek, twardych dysków, kart pamięci, skanerów, kopiarek, nagrywarek i odtwarzaczy MP3. Co gorsza, importerzy muszą płacić wcale nie od lipca a… od początku bieżącego roku, czyli od momentu wejścia w życie znowelizowanej ustawy o prawach autorskich. Czy branża mogła wpłynąć na treść rozporządzenia i zmniejszyć jego negatywne skutki? Prawdopodobnie tak. Jednak nikt nie próbował tego zrobić.

Importerzy płyt, dyskietek, twardych dysków, skanerów, kopiarek, nagrywarek i odtwarzaczy MP3 będą płacić stowarzyszeniom twórców co najmniej kilka milionów złotych rocznie (tak wynika z naszych szacunkowych wyliczeń). Minister kultury uznał, że taki sprzęt może służyć do łamania praw autorskich. Artystom należy się więc rekompensata.

(…) Przepychanki związane z określonym w rozporządzeniu terminem nie byłyby zapewne konieczne, gdyby branża na czas wzięła się za lobbing. Już w lipcu ubiegłego roku apelowaliśmy do PIIT oraz SIPSAB (CRN Polska, nr 14/2002, „Importerzy artystom”), by zwróciły uwagę na plany resortu kultury. Pisaliśmy wtedy, że „za kilka miesięcy może okazać się, że importerzy drukarek, skanerów, nagrywarek, tonerów, kartridży, czystych płyt i dyskietek będą musieli płacić 3 proc. cen netto wymienionych produktów na rzecz twórców chronionych prawem autorskim. Domaga się tego od resortu kultury m.in. kieleckie stowarzyszenie Kopipol. Dlatego zainteresowane firmy IT powinny ze szczególną uwagą przyglądać się dyskutowanym właśnie propozycjom zmian w prawie autorskim”. Kopipol nieopatrznie zwierzył się nam ze swoich planów. Po publikacji tekstu natychmiast się na nas obraził (…)”.

Fragment artykułu „Importerzy artystom, czyli ciąg dalszy nastąpił” (CRN Polska, nr 19/2003, www.crn.pl/artykuly/archiwum/importerzy-atystom-czyli-ciag-dalszy-nastapil).