Resellerzy z wieloletnim
stażem pamiętają czasy, gdy monitory ciekłokrystaliczne stanowiły nowość.
W Polsce proces transformacji od CRT do LCD z oczywistych względów
przebiegał dłużej niż na bardziej rozwiniętych rynkach. Ciekłokrystaliczne
ekrany były koszmarnie drogie, a tzw. martwe piksele skutecznie
odstraszały klientów od zakupu. Dlatego do 2004 roku standardem były monitory
CRT, których ekrany były wycinkiem kuli. Po wypukłym ekranie sferycznym
pojawiły się urządzenia o kształcie stanowiącym wycinek walca (Sony
Trinitron). Modernizacji ulegała też maska kineskopu. Wraz ze wzrostem
rozdzielczości zmniejszał się rozmiar plamki, a NEC zaproponował
konstrukcję Cromaclear, która była czymś pośrednim między typowym CRT
a szczelinowym Trinitronem. Warto wspomnieć, że na początku minionej
dekady w Polsce triumfy święciły monitory CRT z płaskimi ekranami,
jako pośrednie rozwiązanie dla tych wszystkich, których nie było stać na LCD.
Na szczęście, tego rodzaju egzotyka należy już do przeszłości.

Potem nadeszła epoka płaskich wyświetlaczy LCD, najpierw
w formacie 4:3, który był schedą po CRT, następnie w formacie 15:9
i 16:9. Rozdzielczość ekranu wzrosła z 1024 x 768 pikseli, do
1920 x 1080 a ostatnio została podwojona. Jednocześnie rosły
standardy przekątnych. Obecnie obserwujemy ciąg dalszy tej ewolucji
– rośnie oferta produktów w formacie Ultrawide, czyli 21:9, zaś
ekrany stają się wklęsłe.

Czy to już ostatnie
słowo ze strony konstruktorów? Oczywiście nie. Przed nami totalna rewolucja
w postaci całkiem nowego typu ekranu opartego na technologii OLED. Podczas
tegorocznej edycji amsterdamskich targów ISE zaprezentowano wyświetlacz
o wielkości 55 cali, ważący zaledwie 2,5 kg z elastycznym
ekranem, którego kształt można dopasować do indywidualnych potrzeb użytkownika.
Kiedy konstrukcje OLED zawitają pod strzechy? Z jednej strony powinniśmy
spodziewać się ich już niebawem, bo o ekranach OLED mówi się już od wielu
lat. Z drugiej trudno oczekiwać, by producenci, którzy zainwestowali
w zmodernizowane LCD – wklęsłe, o rozdzielczości 4K (na rynku
już pojawiają się jeszcze bardziej gęste 5K) – szczególnie chętnie
promowali kolejny standard. Na OLED pewnie przyjdzie poczekać aż obecne
inwestycje się zwrócą, co może potrwać, bo choć trend spadkowy – jeśli
chodzi o sprzedaż monitorów – został zatrzymany, to jeszcze nie
wiadomo, czy na stałe.

 

Malejący popyt okazał się
tendencją długofalową, bo spadki zaczęły się wraz z początkiem
ogólnoświatowego kryzysu ekonomicznego, czyli w 2008 r. Wtedy
w Polsce sprzedano rekordową ilość monitorów – ponad 1,3 mln
sztuk. Od tamtej pory popyt systematycznie się zmniejszał, a sprzedaż
osiągnęła poziom grubo poniżej 1 mln urządzeń. Dopiero w 2015 r.
spadek został zatrzymany. Jednocześnie rosła wartość rynku  za sprawą ekranów o coraz większych
przekątnych (zwiększała się bowiem średnia cena monitora). Od początku dekady
do 2014 r. na krajowym rynku dominowały konstrukcje o przekątnej od
20 do 22 cali, zaś w zeszłym roku klienci najczęściej wybierali produkty
wielkości od 22 do 24 cali. W 2015 r. producenci cieszyli się też
rekordowym wzrostem sprzedaży ekranów 27-calowych. Do wzrostu wartości
sprzedaży wyświetlaczy przyczyniło się też rosnące zainteresowanie monitorami
gamingowymi, których ceny są dwu-, a nawet trzykrotnie wyższe
w porównaniu do konstrukcji „cywilnych”.

Jak będzie wyglądał 2016 r. w segmencie monitorów?
Trudno powiedzieć, bo nie wiadomo, czy trend spadkowy zostanie na dobre
zatrzymany. Wydaje się jednak, że według wszelkich znaków na niebie
i ziemi wartość rynku będzie nadal rosła. Po pierwsze wszyscy producenci
spodziewają się wzrostu zainteresowania ekranami większymi niż 24 cale,
a po drugie, powinien rosnąć także popyt na konstrukcje
o rozdzielczości 4K. Z pewnością będzie przybywało monitorów dla
graczy oraz rozwiązań dla profesjonalistów. I jeszcze jedno: będzie
drożej, bo kondycja naszej waluty w stosunku do euro i dolara raczej
słabnie.