Ociężałość, niezborność i narcyzm banków świetnie uwidaczniają losy dwóch pomysłów: natychmiastowych płatności internetowych (pay-by-link) oraz kantorów internetowych. Zanim banki w ogóle zaczęły działać, firmy takie jak Blue Media, Dotpay czy PayU opanowały rynek płatności internetowych i natychmiastowych przelewów, zaś Cinkciarz.pl, Internetowykantor.pl czy Walutomat wymianę walut. Banki mogą teraz tylko przyglądać się pobojowisku i liczyć utracone zyski. Biztok.pl szacuje wartość obu rynków na ok. 60 mld zł. Tyle dodatkowego obrotu uciekło nieruchawym i zapatrzonym w siebie bankowcom. Przy (ostrożnym) szacowaniu średniej marży na poziomie 1 proc. daje to… kilkaset milionów złotych dochodu utraconego jedynie przez własną opieszałość.

Tymczasem w kuluarach konferencji poświęconych bankowości i informatyce bankowej można od prominentnych przedstawicieli sektora nierzadko usłyszeć pytanie z gatunku retorycznych: „bo co jeszcze można wymyślić w bankowości?”. No cóż, najpierw spójrzmy na statystyki. Według badania przeprowadzonego w 2013 r. przez Instytut Homo Homini na zlecenie Deutsche Banku aż 77 proc. Polaków ma rachunek bankowy. Jednocześnie według badania Money.pl zaledwie 2 mln klientów korzysta z bankowości mobilnej, podczas gdy w Polsce rocznie sprzedaje się ok. 7 mln smartfonów i tabletów. Z kolei liczba bankomatów w naszym kraju w roku 2014 wynosiła 66 na 100 tys. osób. To nieco więcej niż w Czechach czy Grecji, ale o połowę mniej niż w Brazylii czy Tajlandii.

Jak widać, jest ciągle sporo do zrobienia. Jeśli nałożyć ten obraz na geografię i demografię kraju, wygląda on jeszcze mniej różowo. Usługi bankowe skoncentrowane są geograficznie w dużych i średnich miastach, a demograficznie – na osobach lepiej wykształconych i lepiej sytuowanych, raczej młodszych niż starszych. Bankowcom to niespecjalnie wadziło przez lata: sami należą do tej grupy osób, mogli więc faktycznie dość łatwo „myśleć tak jak klient”. Problem polega na tym, że w ten sposób wykluczono finansowo znaczącą część społeczeństwa.

 

W Polsce na przykład rzadko możliwy jest cashback (pobranie gotówki z kasy sklepu jak z bankomatu) albo natychmiastowe płatności mobilne. Tymczasem obie usługi powszechne są w… Afryce Subsaharyjskiej. Osoby bez umowy o pracę są przez wiele banków a priori pozbawiane możliwości otrzymania kredytu. Głównie dlatego, że niedostosowane do współczesności modele skoringowe nie radzą sobie z oceną nieregularnych dochodów z wielu źródeł. Tymczasem freelancing (u nas niezależnie od przypadku stygmatyzowany terminem „umowy śmieciowe”) jest zjawiskiem coraz częściej spotykanym wśród konsumentów. W USA pracuje tak już prawie 40 proc. osób. Osoby starsze i zamieszkałe poza miastami są zmuszane do chodzenia do bankomatu i oddziału, a tam próbuje się im sprzedawać skomplikowane, wysokomarżowe produkty inwestycyjne (polisolokaty, produkty strukturyzowane), zniechęcając tym samym do tradycyjnych usług – zamiast dostrzec potencjał „bankowości pozametropolitalnej” i skonstruować portfel usług dla osób cyfrowo i bankowo lekceważonych.

Na początek bankowcy powinni zatrudnić w swoich zespołach na stanowiskach menedżerskich ludzi innych niż „młody, dobrze wykształcony profesjonalista z miasta”, bo – jak mówi chińskie przysłowie – krowa nigdy nie zacznie myśleć jak smok. Tak czy inaczej, odpowiedź na pytanie, co jeszcze można wymyślić w bankowości, brzmi: wszystko należy przemyśleć od podstaw. I nie tyle można, co wręcz należy, bo na rynku finansowym szykuje się wstrząs, który nawet silnych pokiereszuje, a nieprzygotowanych zmiecie.

Dyrektywa PSD2 nakazuje bankom otworzyć swoje systemy przez wdrożenie publicznych interfejsów, regulując m.in. obecność firm fintech, wymagając silnego uwierzytelnienia i regulując format dostępu do danych o rachunku oraz zlecanie płatności w imieniu klienta. Banki muszą więc otworzyć swoje ekosystemy na graczy z zewnątrz.

Zanim pierwszy przetarg na nowy system zostanie rozstrzygnięty, a pierwsza linijka kodu napisanego przez bankowych informatyków trafi do środowiska produkcyjnego, mijają miesiące. Giganci technologiczni są w stanie to samo zrobić w kilka tygodni. Start-up fintech – w cztery dni i noce, za cenę pizzy i napojów energetycznych.

 
Trendy i megatrendy

Dziś trudno powiedzieć, co lub kto wywoła trzęsienie ziemi na rynku bankowym. Nie należy oczekiwać, że pojawi się jedna przełomowa innowacja, która przemodeluje rynek w stopniu podobnym jak matryca CCD. Ta ostatnia stała się gwoździem do trumny fotografii chemicznej i przypieczętowała los firm takich jak Kodak. Raczej będzie to kombinacja wielu elementów z kategorii fintech (financial technology). Według serwisu American Banker następujące technologie zawierają silny potencjał zmian:

– zaawansowana biometria i urządzenia noszone (wearables) jako interfejs do usług bankowych i uwierzytelnienia;

– zaawansowana analityka danych – przede wszystkim w obszarach tzw. customer intelligence oraz zarządzaniu ryzykiem i prewencji wyłudzeń;

– innowacyjne podejście do zarządzania finansami osobistymi, z uwzględnieniem nawyków konsumenckich i indywidualnych celów życiowych (np. oszczędzanie na dodatkową emeryturę); konsolidacja informacji o wszystkich rachunkach i kartach na jednym „pulpicie finansowym”;

– pożyczki społecznościowe (social lending) – chociaż pomysł w Polsce nie chwycił, głównie ze względu na dużą skalę wyłudzeń i nieskuteczne mechanizmy dochodzenia wierzytelności, to jego zastosowanie na innym rynku albo z udziałem strony trzeciej (np. ubezpieczyciela pożyczek) może szybko przetransformować rynek drobnych pożyczek, tzw. chwilówek;

– cyfryzacja dokumentacji i jej obiegu – poprzez zastosowanie zaawansowanego OCR oraz mechanizmów workflow i EDI banki digitalizują obieg dokumentacji zarówno we własnych oddziałach, jak i poza nimi; za kilka lat normalną rzeczą może być np. kupowanie samochodu na kredyt bez wizyty w oddziale i podpisywania dokumentów, a jedynie poprzez sfotografowanie ich smartfonem, samego samochodu i uwierzytelnienie się w serwisie bankowości mobilnej.

Obszerniej warto poza tym omówić dwa megatrendy w bankowości. Jednym jest bezpieczeństwo. Co oczywiste, bo raz po raz wybuchają afery phishingowe i przynajmniej raz do roku jakiś bank okazuje się nieodporny na działania hakerów. Coraz częściej pojawiają się ataki precyzyjnie kierowane przeciwko konkretnym bankom. Atakujący znają podatności, czasami nawet hasła techniczne. Niekiedy złożoność ich działań wskazuje na wywiady państwowe albo bardzo zamożne grupy przestępcze.

Jacek Szymański

wiceprezes, Atena

W dobie spadających marż w bankach (vide podatek bankowy) sprzedaż ubezpieczeń staje się dla nich atrakcyjnym sposobem na poprawienie wyników finansowych. Wiedza, którą dysponują banki, z uwagi choćby na historię zawieranych transakcji, stawia je w uprzywilejowanej pozycji, jeśli chodzi o rozpoznanie potrzeb klienta, w tym również jego potrzeb ubezpieczeniowych. I tu jest miejsce dla służb IT na budowanie modeli predykcyjnych, które umożliwią przygotowanie oferty najlepiej odpowiadającej  bieżącym potrzebom klienta.

 

Drugi megatrend to integracja. Dyrektywa PSD2 nakazuje bankom otworzyć swoje systemy przez wdrożenie publicznych interfejsów, regulując m.in. obecność firm fintech (pod postacią TPP, Third Party Provider), wymagając silnego uwierzytelnienia oraz regulując m.in. format dostępu do danych o rachunku (tzw. AIS, Account Information Service) oraz zlecanie płatności w imieniu klienta (tzw. PIS, Payment Initiation Service). Banki – czy chcą tego, czy nie – muszą otworzyć swoje ekosystemy na graczy z zewnątrz.

 

Grają do tańca

Trzeba pamiętać, że firmy z sektora technologicznego – Apple, Google, Amazon, Microsoft – dosłownie śpią na górze pieniędzy. Mają po kilkadziesiąt miliardów dolarów wolnej gotówki zdeponowanej na rachunkach bankowych. Jeśli zwęszą okazję, są w stanie w kilka miesięcy wprowadzić na rynek nowe produkty i usługi z pogranicza finansów i technologii, silnie zintegrować je z istniejącymi już, własnymi usługami (np. Apple z urządzeniem mobilnym, Google z uwierzytelnieniem i geolokalizacją, Amazon z e-handlem i chmurą, Microsoft z chmurą, uwierzytelnieniem i systemem operacyjnym) i zafundować bankowości trzęsienie ziemi. A to – przy obowiązujących w bankach wielomiesięcznych, „ciężkich” procesach projektowych i wdrożeniowych – może być kolejnym gwoździem do ich trumny. W sektorze instytucji bankowych, zanim pierwszy przetarg na nowy system zostanie rozstrzygnięty, a pierwsza linijka kodu napisanego przez informatyków trafi do środowiska produkcyjnego, mijają miesiące. Giganci technologiczni są w stanie to samo zrobić w kilka tygodni. Start-up fintech – w cztery dni i noce, za cenę pizzy i napojów energetycznych.

Słowem, najwyższy czas wypchnąć hipopotama z rzeki i zagrać mu skoczną melodię, bo albo nauczy się tańczyć, albo… zdechnie, zbyt ciężki, by się ruszyć.

Mariusz Jurak

dyrektor zarządzający Sektora Bankowo-Finansowego, Sygnity

Zaryzykujmy tezę, że w najbliższych dwóch, trzech latach to wcale nie smartfon czy inne urządzenie mobilne będzie podstawowym narzędziem do przeprowadzania transakcji płatniczych. Wyobraźmy sobie powrót do koncepcji karty plastikowej, która będzie zarazem dokumentem tożsamości, potwierdzeniem ubezpieczenia, emerytury, kartą miejską, jak również narzędziem do realizacji transakcji płatniczych. Wymaga to wielu zmian prawnych oraz wielkiego zaangażowania instytucji i firm z sektora finansowego i IT. Jednocześnie łatwo wyobrazić sobie, jak wiele korzyści z takiego rozwiązania mogą mieć klienci i w jak znaczący sposób uprości ono dostęp do produktów i usług zarówno finansowych, jak i niefinansowych.

 

Publikacja stanowi skrót artykułu pochodzącego z najnowszego raportu „Computerworld Top 200”, który trafił do sprzedaży 23 czerwca br.