Chiny do niedawna były krajem, w którym wydobywano najwięcej kryptowalut. Chińscy kopacze bitcoina (BTC) wykorzystywali przede wszystkim działalność elektrowni wodnych, które znajdują się w górzystych prowincjach Syczuan i Junnan, gdzie turbiny przetwarzają topniejący śnieg oraz sezonowe ulewy w energię elektryczną. Kiedy zimą siła prądu wodnego słabła, „górnicy” pakowali swoje komputery i kierowali się na północ, do bogatego w węgiel Sinciangu i Mongolii Wewnętrznej.

Wszystko wskazuje na to, że obecna polityka rządu chińskiego mocno zmieni geografię wydobycia kryptowalut. Zresztą to już się dzieje – według danych Cambridge Centre for Alternative Finance coraz więcej kopaczy bitcoinów przeprowadza się do USA, gdzie oprócz niezawodnego dostępu do energii, istnieją bardziej przewidywalne regulacje aniżeli w Chinach. Z wyliczeń CCAF wynika, że w tym kraju wykorzystuje się 35,4 proc. całkowitej światowej mocy obliczeniowej do wydobywania bitcoinów, podczas gdy jeszcze w kwietniu wskaźnik ten wynosił niespełna 18 proc.

Wydobywanie kryptowalut stało się lukratywnym przedsięwzięciem – za 1 BTC trzeba obecnie zapłacić około 240 tys. złotych. Jednak pozyskiwanie świeżych BTC wymaga potężnych komputerów pracujących online przez 24 godziny na dobę. Obecnie produkcja jednego bloku w sieci bitcoin zajmuje 10 minut, co zostaje nagrodzone kwotą 6,25 BTC. Dziennie wydobywa się około 900 BTC, ale warto podkreślić, że od kwietnia 2024 r. nagroda spadnie o połowę do 3,125 BTC.

Jak do tej pory wykopano niespełna 19 mln BTC, czyli niemal 89 proc. całej puli. Taki stan rzeczy zaostrza rywalizację pomiędzy „górnikami”, a jedyną szansą na wygraną w tym swoistym wyścigu jest umieszczenie jak największej liczby maszyn w sieci. Firma Bit Digital, specjalizująca się w wydobywaniu bitcoinów, przeniosła 20 tys. swoich komputerów z Chin do Nowego Jorku, Nebraski, Georgii, Teksasu, a także kanadyjskiej Alberty. Nic dziwnego, że Samir Tabar, dyrektor ds. strategii Bit Digital, nazywa chińską politykę w zakresie kryptowalut niezamierzonym prezentem dla USA. „W Stanach Zjednoczonych proces regulacyjny jest przejrzysty i prowadzony przy udziale opinii publicznej. Nikt nagle nie wyrwie dywanu spod twoich nóg” – podkreśla Samir Tabar w rozmowie z „The Wall Street Journal”.

Kopacze kryptowalut będą poszukiwać nowych miejsc wszędzie tam, gdzie mają dostęp do taniej energii, a także w miarę przewidywalnych regulacji. Po chińskich restrykcjach część „górników” uciekła do Kazachstanu, który w tej chwili ma status drugiego co do wielkości centrum bitcoinów na świecie z 18-procentowym udziałem.

Warto zauważyć, że mimo wszystko Stany Zjednoczone również mają własne ograniczenia regulacyjne. Poza tym Gary Gensler, przewodniczący tamtejszej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, zajął dość surowe stanowisko wobec rynku kryptowalut i należy do jego przeciwników. Operacje wydobycia bitcoinów wzbudzały również nerwowe reakcje mieszkańców USA troszczących się o ochronę klimatu, ponieważ niektóre firmy przywróciły do życia stare elektrownie wykorzystujące paliwa kopalne. Prawodawcy w stanie Nowy Jork rozważają ustawę zakazującą używania paliw kopalnych do wydobywania bitcoinów i wzywają „górników” do udokumentowania swojego śladu węglowego. Dużo bardziej przychylny dla nich jest Teksas. Greg Abbott, gubernator Teksasu, napisał na Twitterze, że ta kraina kowbojów stanie się docelowo liderem amerykańskiego rynku kryptowalut. Stało się to wkrótce po tym, jak władze bankowe Teksasu oświadczyły, że pozwolą pożyczkodawcom na przechowywanie aktywów cyfrowych w imieniu klientów. Sprowadzeniem kopaczy kryptowalut zainteresowane są także władze Miami, które zachwalają przed nimi niskie ceny energii oraz jej niezawodne dostawy z pobliskiej elektrowni jądrowej. Jednak wysokie ceny nieruchomości, a tym samym wynajmu lub budowy centrum danych sprawiają, że „górnicy” z reguły omijają Florydę. Przynajmniej jak na razie.