Nielegalne kopiowanie i posługiwanie się własnością intelektualną – oprogramowaniem, filmami czy muzyką – przynosiły w ostatnich latach straty liczone w miliardach złotych. Jednak w końcu udało się przynajmniej w niektórych obszarach poskromić piractwo komputerowe, a szczególnie dotyczy to oprogramowania (według BSA wyjątek stanowi rynek azjatycki). Internauci odchodzą od pobierania aplikacji lub treści na rzecz nielegalnego ich strumieniowania. Po części wynika to z liczby platform dostarczających treści, bo jeśli ktoś chce legalnie obejrzeć „The Crown”, „Game of Thrones” i „The Handmaid’s Tale”, musi zapłacić trzech różnym dostawcom.

Ponad 80 proc. piractwa komputerowego przypisuje się nielegalnym usługom przesyłania danych. Pirackie materiały wideo mają około 230 mld wyświetleń rocznie. Producenci oprogramowania mogą odetchnąć, choć wciąż zdarzają się przypadki nielegalnie używanych aplikacji.

– Ostatnio nieco mniej mówi się o piractwie komputerowym, choć akurat niedawno miałem możliwość udziału projekcie, w ramach którego wykryliśmy używanie nielegalnych kluczy licencyjnych do drogiego i profesjonalnego oprogramowania. Zmniejszenie zainteresowania nielegalnym oprogramowaniem wynika z propagowania modelu subskrypcyjnego – zauważa Jakub Nowakowski, SLM Business Development Executive w SoftwareOne.

Dostawcy SaaS dysponują narzędziami, które pozwalają monitorować wykorzystanie zasobów przez klienta. Poza tym zmieniło się postrzeganie piractwa komputerowego, niegdyś w pewnych środowiskach traktowanego jako powód do chluby. Wielu użytkowników zdaje sobie sprawę, że nielegalne pobieranie oprogramowania może być dostarczone w pakiecie z malware’m. Z kolei brak wsparcia producenta powoduje, że nieuaktualniana aplikacja jest podatna na ataki. W rezultacie zagrożenia, jakie niesie ze sobą używanie nielegalnych aplikacji, mogą być niewspółmiernie wysokie do osiąganych korzyści.

Niepośledni wpływ na drastyczne ograniczenie piractwa komputerowego mają audyty przeprowadzane przez największych dostawców. Wysokie kary zniechęciły wielu nieuczciwych użytkowników. Jednak wraz z nadejściem ery SaaS liczba audytów licencyjnych zaczyna lekko spadać.

– Pliki instalacyjne oprogramowania z licencją wieczystą dają większe szanse na podmianę klucza odpowiednim skryptem bądź aplikacją. W przypadku subskrypcji jest to nieporównywalnie trudniejsze. Powiedziałbym nawet, że wręcz niemożliwe – mówi Jakub Nowakowski.

Jednak nie oznacza to wcale, że producenci oprogramowania całkowicie zaprzestali nękać użytkowników audytami. Zdaniem Bogdana Lontkowskiego, regionalnego dyrektora Matrix42, duzi dostawcy nie zrezygnują z tej formy kontroli i nadal prowadzą je na dużą skalę, chociażby dlatego, żeby „podreperować” swoje wyniki finansowe. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez specjalistów Flexery, w ciągu ostatnich trzech lat 14 proc. respondentów oszacowało, że zapłaciło więcej niż 5 mln dol. opłat związanych z audytem (kar i korekt), zaś 3 proc. zapłaciło ponad 25 milionów dolarów. Największy problem polega na tym, że są to wydatki nieprzewidziane w budżecie, a tym samym utrudniają wykonanie wcześniej zaplanowanych i sfinansowanych inicjatyw.

SaaS: z deszczu pod rynnę? SOHO

Zarządzanie licencjami jest mozolną pracą, irytującą przedsiębiorców. Dostawcy aplikacji nie ułatwiają im pracy, a niektórzy nawet wprowadzają coraz bardziej zawiłe zasady licencjonowania. Zresztą na forach dyskusyjnych znajduje się mnóstwo wpisów resellerów oraz klientów rozczarowanych polityką licencyjną prowadzoną przez vendorów. Pewnego rodzaju ulgą dla użytkowników biznesowych może być migracja do SaaS, tutaj przynajmniej w teorii powinno być łatwiej. Producenci coraz rzadziej oferują oprogramowanie w tradycyjnym modelu, najczęściej trafia ono do odbiorców indywidualnych bądź małych firm. W tym modelu kupowane są jeszcze systemy operacyjne, pakiety biurowe, programy graficzne i edukacyjne czy antywirusy. Natomiast w średnich i dużych przedsiębiorstwach zaczyna królować SaaS.

Czy to oznacza, że działy IT wykreślą ze swojej listy obowiązków nadzór nad licencjami, a organizacje przestaną inwestować w rozwiązania typu SAM (Software Asset Management)? Otóż niekoniecznie, bo sytuacja przypomina trochę to, co wydarzyło się wcześniej w segmencie backupu i DR. Lwia część firm podpisujących umowy z dostawcami SaaS, była przekonana, że to usługodawca odpowiada również za ochronę danych. Tymczasem klient musi we własnym zakresie zadbać o bezpieczeństwo danych przetwarzanych w chmurze. W rezultacie powstał nowy rynek rozwiązań oferujących backup i DR dla SaaS.

Wprawdzie firmy migrują w stronę oprogramowania dostarczonego w formie usługi, ale wciąż korzystają z różnych modeli jednocześnie, w tym również aplikacji znajdujących się na komputerach użytkowników czy serwerach. Rzecz jasna, nie jest łatwo nad tym wszystkim zapanować, a co gorsza, zmiany zachodzące na rynku oprogramowania raczej nie zachęcają producentów do wprowadzenia bardziej przyjaznej dla użytkowników polityki licencyjnej.

– Nie dostrzegam uproszczenia modeli licencyjnych w oprogramowaniu dużych dostawców rozwiązań, jak Oracle, Microsoft, Adobe, IBM czy SAP. Przykładem może być wprowadzona ostatnio zmiana modelu licencjonowania dla Javy SE przez Oracle’a – przyznaje Bogdan Lontkowski, regionalny dyrektor Matrix42.

Natomiast obsługa programów pracujących w różnych środowiskach sprawia, że coraz głośniej wspomina się o potrzebie unifikacji systemów SAM i FinOpS. Te ostatnie pomagają przygotować najlepsze praktyki i podpowiadają, jak weryfikować koszty chmury, a tym samym podnosić jej efektywność. Jak na razie SAM i FinOps działają niezależenie, aczkolwiek łączy je coraz więcej krytycznych współzależności.

SAM, poza swoją kluczową rolą, jaką jest efektywne zarządzanie licencjami na oprogramowanie, pomaga zidentyfikować obszary, w których można zoptymalizować wydatki na aplikacje. Organizacje identyfikując niewykorzystane licencje, a także ograniczając zjawisko shadow IT, mogą uniknąć niepotrzebnych zakupów licencji i obniżyć ogólne koszty oprogramowania. Według zwolenników unifikacji połączenie SAM i FinOps zapewni firmom kompleksowe podejście do zarządzania kosztami chmury i oprogramowania. Gartner przewiduje, że do 2025 r. połowa dużych organizacji połączy SAM i FinOps w skonsolidowane rozwiązanie do zarządzanie aplikacjami i nadzór nad nimi.

Zdaniem integratora

Jacek Konaszczuk, kierownik działu ESM, Advatech  

Mogłoby się wydawać, że wprowadzenie modelu SaaS zmniejszy potrzebę przeprowadzania audytów. Zwykle wraz z zakupem aplikacji w tej formie klient otrzymuje panel administracyjny pozwalający na monitorowanie dostępów i użycia systemu. W prostszych modelach licencyjnych nie ma możliwości dołączenia kolejnych użytkowników, modułów itp. Producent ma też ciągły wgląd w użycie systemu SaaS i może sygnalizować niezgodności na bieżąco. Powyższe postępowanie nie jest jednak powszechną praktyką w relacjach między klientem a dostawcą oprogramowania. Wielu dostawców, niezależnie od modelu dostarczania oprogramowania, nadal jako główny proces kontroli zgodności licencyjnej traktuje audyt, który pozwala im na sprawdzenie wielu aspektów, takich jak terminowość odnowień, zgodności z regulacjami lub specyficznymi warunkami udzielenia licencji. Ponadto wiele dużych organizacji stosuje systemy hybrydowe. Audyty w takich przypadkach nadal są prowadzone, aby objąć całość zasobów organizacji i sprawdzić przestrzeganie przez użytkownika warunków licencji.