SaaS ogranicza piractwo komputerowe

Jeszcze do niedawna jedną z największych bolączek trapiących dostawców aplikacji było piractwo komputerowe. Polska była jednym z liderów w niechlubnych zestawieniach dotyczących kradzieży oprogramowania. Jednak SaaS do pewnego stopnia ogranicza ten problem.

– Wdrożenie rozwiązań SaaS znacząco zmniejszyło liczbę przypadków nielegalnego korzystania z oprogramowania. Dostęp do usługi jest kontrolowany przez dostawcę. To zahamowało przypadki nieograniczonego instalowania wielu wariantów aplikacji bez posiadania odpowiednich uprawnień. Jednak nadal odnotowujemy niezgodności licencyjne w firmach – przyznaje Bartosz Rychlewski, starszy menedżer w zespole Extended Enterprise firmy Deloitte.

O ile przedsiębiorcy dość chętnie korzystają z programów biurowych oferowanych w modelu SaaS, o tyle w przypadku zaawansowanych systemów, takich jak ERP, podjęcie decyzji o migracji do chmury jest dużo trudniejsze. Ta grupa użytkowników wciąż zmuszona jest pilnować warunków licencji. Poza tym użytkownicy SaaS też potrafią łamać warunki umów podpisanych z usługodawcami. Analitycy z Deloitte w ostatnim czasie zaobserwowali takie zjawiska, jak współużytkowanie kont dostępu do rozwiązań licencjonowanych na osobę fizyczną, a także przyznawanie subskrypcji osobom niespełniającym  kryteriów (przykładowo tańsza, ograniczona licencja jest przypisana użytkownikom o pełnych prawach).

Niektóre usługi online czy SaaS nie posiadają technicznych ograniczeń w zakresie dostępu. W efekcie klienci mogą nieświadomie nie stosować się do warunków użycia usługi w wyniku nieodpowiedniej konfiguracji. Sami dostawcy usług nie zajmują się optymalizacją kosztów licencji, efektywnością ich wykorzystania czy rozliczania w ramach jednostek biznesowych, bowiem to nie leży w ich interesie. Nie bez przyczyny w systemach SAM pojawiają się moduły do obsługi systemów dostarczanych w modelu SaaS. Według specjalistów największe naruszenia umów licencyjnych mają miejsce w centrach danych.

– Maszyna wirtualna z zainstalowanym MS SQL Server przemieszczająca się pomiędzy fizycznymi hostami w środowisku klienta może kosztować nawet kilkaset razy więcej niż kilka nadmiarowo zainstalowanych pakietów biurowych. Choć SaaS w pewnym stopniu ogranicza nadużycia w zakresie korzystania z oprogramowania, nie jest to remedium na wszystkie problemy z tym związane – tłumaczy Marcin Grzywacz.

Zdaniem integratora

Jacek Konaszczuk, kierownik Działu Handlowego, Grupa Damiko  

Przejście na systemy chmurowe w modelu licencjonowania SaaS istotnie utrudniło możliwość nielegalnego ich użytkowania. Nie jest to jednak całkowite wyeliminowanie problemu, ponieważ zawsze znajdą się tacy, dla których pokusa oszczędności stanie się większa niż potrzeba zgodności licencyjnej. Czasami nielegalne korzystanie z aplikacji wynika z nieznajomości warunków umowy. Jako że obecnie tylko nieliczne firmy stać na ciągłe powiększanie budżetów, pojawia się potrzeba racjonalizacji zakupów oprogramowania czy możliwość pomiaru jego wykorzystania. Wymienione czynniki kreują popyt na SAM, a dodatkowo nie można pominąć wpływu coraz częstszych audytów producentów u swoich klientów, które badają zgodność wykorzystania z warunkami licencji. Największą przeszkodą w sprzedaży systemów jest brak świadomości na temat potencjalnych korzyści, jakie niesie ze sobą ich wdrożenie. Tymczasem w większości przypadków oszczędności wielokrotnie przekraczają inwestycje w SAM, a wielu producentów umożliwia przeprowadzenie proof of concept w środowisku klienta. Testowa wersja systemu pokazuje czy i jakich oszczędności należy się spodziewać.

  

Unifikacja czy specjalizacja?

W segmencie systemów przeznaczonych do zarządzania zasobami informatycznymi można wyróżnić kilka grup produktów: SAM, ITAM (IT Asset Management), ITSM (Information Technology Service Management) czy EAM (Enterprise Asset Management). Niejedna firma staje więc przed dylematem, jakie rozwiązanie wybrać i czy lepiej zainwestować w kombajn, taki jak ITAM, czy też wyspecjalizowane narzędzie typu SAM.

Źródło: Flexera 2022: State of ITAM Report

W ostatnim czasie jednym z popularniejszych trendów w branży nowych technologii jest unifikacja. A to nie jest dobra wiadomość dla dostawców SAM. Zdaniem części analityków rozdzielenie produktów staje się w praktyce niemożliwe. Trudno jest bowiem efektywnie zarządzać aplikacjami pomijając sprzęt, na którym są uruchamiane. Jednak nie wszyscy podzielają tę opinię. Zwolennicy SAM twierdzą, że jest to nadal perspektywiczny obszar, a specjalizacja pozwoli wychwycić detale niezauważalne przez ITAM – rozwiązania projektowane bardziej pod kątem kontroli sprzętu.

– Systemy SAM zawierają bazę wiedzy o regułach licencyjnych tysięcy produktów. Za pomocą algorytmów optymalizują posiadane licencje, a także tworzą raporty zgodności. Natomiast ITAM jest narzędziem porządkującym i ułatwiającym życie działom IT. Dobre rozwiązania cechują się dużą elastycznością w zakresie wprowadzania dowolnych klas przechowywanych zasobów zgodnie z ich specyfiką i cyklem życia – tłumaczy Bogdan Lontkowski, dyrektor regionalny na Europę Środkową w Matrix42.

Poza tym świat aplikacji podzielił się na dwie części: lokalną i chmurową, a tym samym zapanowanie nad licencjami stało się trudniejsze niż kilka lat temu. Nie można też pomijać kwestii związanych ze strukturami organizacyjnymi. Bogdan Lontkowski zauważa, że zarządzaniem licencjami oraz nadzorem nad infrastrukturą zajmują się zazwyczaj różne osoby. W każdym razie, na chwilę obecną trudno wyrokować, która z koncepcji zwycięży. Pewnego rodzaju ciekawostką jest fakt, że Gartner na początku ubiegłego roku poinformował o zaprzestaniu tworzenia Magicznego Kwadrantu dla narzędzi SAM, a zastąpił go mniej szczegółowym przewodnikiem po tym rynku. Tym samym rywalizacja pomiędzy dostawcami takich rozwiązań o „górny prawy róg” dobiegła końca.