Miniony rok w branży
IT z całą pewnością należy zaliczyć do zaskakujących. Chyba nikt nie
przewidywał, że wzrośnie zapotrzebowanie na komputery stacjonarne. Po bardzo
dużych spadkach w 2013 r. i pierwszych miesiącach 2014 r.,
które upłynęły pod znakiem wyprzedaży, prognozy na resztę roku nie były zbyt
optymistyczne. Całkiem inaczej było za to w przypadku tabletów, które
– po dużych wzrostach – uznano za produkty nad wyraz perspektywiczne.

 

Co było…

Przewidywania sprawdziły się, tyle że… całkiem odwrotnie.
W pierwszej połowie zeszłego roku popyt na desktopy wzrósł o 5 proc.,
a na notebooki o 15 proc. Natomiast jeśli idzie o tablety,
wszystko wskazuje, że w najlepszym razie będzie można mówić
o utrzymaniu poziomu sprzedaży z 2013 r. Zabawne, prawda?
I jak tu nie przywołać słynnego Alana Greenspana, który – wraz
z najznakomitszymi ekonomistami – jeszcze na dzień przed katastrofą
z 2008 r. (począwszy od upadku banku Lehmann Brothers) głosił hossę.

Z jednej strony 5-proc.
wzrost sprzedaży komputerów stacjonarnych trudno uznać za wielki sukces.
Z drugiej trzeba pamiętać, że w poprzednich latach mieliśmy do
czynienia z systematycznymi spadkami. Zwiększenie sprzedaży notebooków
o 15 proc. to już bez wątpienia duże zaskoczenie. Dlaczego jednak
– tu dochodzimy do największej niespodzianki – prognozy dotyczące
tabletów aż w takim stopniu odbiegały od rzeczywistości? Producenci
tłumaczą to w dość zadziwiający sposób: po pierwsze nasyceniem rynku,
a po drugie – czasem życia produktu, szacowanym na dwa lata,
z czego wnoszą, że kolejny wzrost popytu dopiero przed nami. Trudno jednak
uwierzyć w nasycenie po dwóch latach obecności urządzenia na rynku. Nie
mówiąc o tym, że na temat awaryjności tabletów należałoby napisać osobny
artykuł. To tyle w ramach komentarza do słownej ekwilibrystyki uprawianej
przez dostawców.

 
Co będzie?

W 2015 r. nie należy spodziewać się spektakularnych
zmian, jeśli chodzi o ilość sprzętu, jaki wchłonie rynek.
Najprawdopodobniej wyniki będą podobne do zeszłorocznych, co w kontekście
ostatnich lat należy uznać za całkiem optymistyczną wiadomość. Które spośród
tegorocznych nowości wejdą do powszechnego użytku w kolejnych latach?
Pierwszy na liście jest z pewnością intelowski układ Core M. To pierwszy
procesor, który nie wymaga aktywnego chłodzenia, a ten akurat szczegół
konstrukcyjny oznacza zasadniczą zmianę. Ponieważ wentylator stanie się zbędny,
notebooki będą lżejsze, cieńsze i będą dłużej działać na bateriach. Czy to
rozwiązanie da początek rewolucji czy ewolucji – dowiemy się niebawem.

Wkrótce w sprzedaży
pojawią się dyski SSD zbudowane na bazie komórek pamięci NAND typu TLC,
a to umożliwi obniżenie cen urządzeń. Rozwiązanie to zapewne nie zawojuje
szybko rynku, ale zapoczątkuje drugą falę popularności SSD. Również w roku
bieżącym będziemy świadkami ekspansji pamięci DDR4. Nikt nie wierzy, by w 2015 r.
stały się standardem, ale bez wątpienia będą coraz częściej pojawiać się
w konfiguracjach komputerów stacjonarnych. W rozwiązaniach
przenośnych nie od wczoraj alternatywą dla notebooka są hybrydy (dwa
w jednym), spełniające funkcje i laptopa, i tabletu. Wszyscy producenci
wróżą sukces takim konstrukcjom. Gdy popatrzy się wstecz, można mieć
wątpliwości. Do tej pory tradycyjny notebook jakoś nie został zastąpiony przez
alternatywne propozycje, takie jak netbook czy ultrabook, nie wspominając
o tablecie. Zatem hybryda to kolejna nowinka, której losów co prawda nie
można z góry przesądzać, ale której szanse na rynku należy oceniać
racjonalnie.

W bieżącym roku okaże się, czy ekrany dotykowe wyjdą
z cienia, czy też producenci LCD zaczną rezygnować z tego
rozwiązania. Status nowości mają również promowane przez LG wyświetlacze
o proporcjach 21:9 i w 2015 r. wyjaśni się, czy będą stosowane
incydentalnie czy może jednak staną się naturalnym rozwiązaniem dla entuzjastów
domowej rozrywki bądź grafików.

Na pewno najbardziej oczekiwaną nowością będzie kolejna
edycja Windows w wersji 10, ale to – o ile wierzyć deklaracjom
producenta – nastąpi dopiero pod koniec roku.

 

AiO: estetyczna alternatywa

Komputery stacjonarne cieszyły się w minionym roku większym
popytem niż na początku dekady.

Z jednej strony to zaskakujące, bo od kilku lat ich sprzedaż
topniała w oczach i pozornie nic nie wskazywało na odwrócenie
tendencji. Z drugiej – czy koniec wsparcia dla Windows XP nie
sugerował, że mimo pesymistycznych prognoz karta może się jednak odwrócić?

Wsparcie dla wysłużonego
„XP-eka” Microsoft przestał świadczyć w drugim kwartale 2014 r. Mniej
więcej w tym samym czasie producenci komputerów zaczęli notować wzrost
sprzedaży. „Mniej więcej”, bo decyzja
Microsoftu nie zapadła z dnia na dzień i jest wysoce prawdopodobne,
że podczas gdy niektórzy klienci odwlekali wymianę sprzętu, wierząc, iż mają
jeszcze mnóstwo czasu, inni zaczęli zapobiegliwie zaopatrywać się w nowe
komputery już po pierwszych deklaracjach giganta z Redmond.

Czy pozytywny trend będzie widoczny również
w rozpoczynającym się roku? Zdania są podzielone, choć wszyscy liczą na
większą sprzedaż w sektorze instytucjonalnym, tradycyjnie zwlekającym
z wydatkami na nowe maszyny. Wszyscy również są zgodni co do tego, że będzie
rosło zainteresowanie rozwiązaniami typu AiO. Producenci i agencje
badawcze wrzucają je do jednego worka z desktopami, trudno więc ocenić ich
udział w zwiększeniu sprzedaży. Jednak wzrost jest pewny – i to
bez wątpienia najważniejsza informacja.

Konstrukcje AiO będą się cieszyły coraz większą
popularnością przede wszystkim wśród klientów instytucjonalnych
 – mówi Tadeusz Kurek, prezes
zarządu NTT System. – Dla takich odbiorców liczy się przede wszystkim
cena i konfiguracja. Bardziej docenią duży monitor niż procesory
z pasywnym chłodzeniem, bo zależy im na rozwiązaniach poprawiających
komfort pracy. Dlatego przewiduję, że wzrośnie popyt na komputery
z wyświetlaczami o przekątnych długości 21,5, 23, a nawet 24
cale.

Wszyscy producenci bez
wyjątku twierdzą, że sprzedaż komputerów ze zintegrowanym monitorem będzie rosła.
Maszyny tego rodzaju stają się coraz bardziej atrakcyjną alternatywą, głównie
dla klientów instytucjonalnych, a przecież właśnie tych jest na naszym
rynku najwięcej. Dość oczywisty wniosek: czasy dobrej koniunktury dla AiO
dopiero nadchodzą.

 




– Tego typu komputery
zawsze były godną konkurencją dla klasycznych desktopów, aczkolwiek dopiero po
zrównaniu cen obu rozwiązań sprzedaż zintegrowanych maszyn zaczęła się
zdecydowanie zwiększać
– mówi
Łukasz Rutkowski, Business Development Manager w polskim oddziale Lenovo.

 

Przedstawiciel producenta zwraca też uwagę, że przy
porównywaniu cen AiO i desktopów do ceny tych drugich trzeba doliczyć
wartość monitora. Nie wszyscy pamiętają o tej oczywistej kwestii. Średniej
klasy tradycyjny komputer kosztuje ok. 1 tys. zł brutto, zaś
22-calowy monitor 500 zł. Alternatywny dla takiego zestawu, jeśli chodzi
o wydajność, AiO kosztował w 2014 r. około 2 tys. zł,
a więc o 500 zł więcej. Jednak w bieżącym roku sytuacja
wyraźnie się zmienia.

– Duży udział w rynku będą miały rozwiązania oparte
na Windows 8 with Bing w cenie nieprzekraczającej 1599 zł

mówi Piotr Anioła, Product Manager w polskim oddziale Asusa.
– Obroty będą generować, podobnie jak w 2014 r., przede wszystkim
modele 21–23-calowe.

Jakich wzrostów sprzedaży AiO możemy się spodziewać, gdy
ceny obu typu konstrukcji będą zbliżone?

Patrząc na trendy
rynkowe i historyczną sprzedaż komputerów AiO, można wnioskować, że
w 2015 r. sprzedaż tych maszyn wyniesie w Polsce około 60 tys.

mówi Marcin Wesołowski, Country Category Manager w HP Polska. – W
mojej ocenie rynek AiO wzrośnie o 15 proc. rok do roku.

Kto wie, czy doceniwszy zalety zintegrowanego rozwiązania w biurze,
pracownicy nie będą chcieli mieć takiego komputera również w domu.

Zauważamy coraz większe zainteresowanie ze strony
klientów indywidualnych, którzy traktują urządzenia All-in-One jako bardziej
estetyczną alternatywę dla desktopów
– mówi Piotr Anioła.

 

Monitory i drukarki

Rok 2015 najprawdopodobniej nie przejdzie do historii jako
wyjątkowy w segmencie podstawowych urządzeń peryferyjnych, czyli monitorów
i drukarek.

W bieżącym roku na rynku monitorów nie należy oczekiwać
spektakularnych zmian. Ceny osiągnęły już, jeśli wierzyć deklaracjom
producentów, najniższy z możliwych poziomów. Jeśli nadal będziemy
świadkami umacniania się dolara względem złotego (co ma miejsce już od
ponad pół roku), ekrany o większych przekątnych nie będą szybko zyskiwać na
popularności. Wprawdzie zmiana standardu wyświetlaczy z 19- na 22-calowy
będzie kontynuowana, ale – jak uważa Grażyna Krukowska, ISP Channel
Manager w LG – pomimo znacznego spadku cen ekrany o przekątnej
długości 23 i 24 cali w najbliższym czasie nie zdominują rynku.

Dostawcy monitorów muszą się liczyć z ogólnym spadkiem
sprzedaży. Szacuje się, że skala zjawiska może wynieść ilościowo od 10 do
15 proc. Zwraca się jednak przy tym uwagę, że niekoniecznie oznacza to
taki sam spadek przychodów.

– Za sprawą wzrostu
popytu na ekrany o dużych przekątnych średnia cena produktu wzrośnie aż
o 10 proc.
– prognozuje
Tomasz Kliczkowski, wiceprezes ViDiS-u, wyłącznego dystrybutora ViewSonica.

Zwraca przy tym uwagę, że większość dostawców wycofuje się
z produkcji najtańszych wyświetlaczy TN, co również przyczyni się do
lekkiego wzrostu średniej ceny monitora. Cena ta może się okazać jeszcze
wyższa, jeśli wzrośnie zainteresowanie modelami dotykowymi. Zdaniem Tomasza
Kliczkowskiego popyt na takie konstrukcje będzie rósł o co najmniej
kilkanaście procent rocznie.

Niewątpliwie za sprawą smartfonów użytkownicy coraz bardziej
przyzwyczają się do ekranów dotykowych i dlatego – zdaniem
entuzjastów – z czasem takie ekrany staną się czymś całkiem
naturalnym, również w przypadku pecetów. Przeciwnicy dotyku
w desktopach twierdzą, że konstrukcje zmuszające użytkowników do odrywania
dłoni od klawiatury nigdy się nie sprawdzą. W przypadku monitorów trudno
przewidzieć losy jeszcze dwóch innych nowości. Pierwszą z nich jest rozdzielczość
4 K, drugą – format 21:9. Jeśli oba standardy zadomowią się na rynku,
to raczej jeszcze nie w rozpoczynającym się roku.

 

Drukarkowy optymizm

W segmencie urządzeń drukujących też nie należy się
spodziewać spektakularnych zmian, co nie oznacza, że sprzedawcy będą się
nudzić. Zdaniem producentów sprzedaż drukarek utrzyma się co najmniej na
zeszłorocznym poziomie. Niektórzy patrzą nawet w przyszłość
z optymizmem.

Na całym świecie Epson obserwuje stały wzrost sprzedaży
atramentowych drukarek i urządzeń wielofunkcyjnych
– mówi
Krzysztof Modrzewski, szef sprzedaży w Polsce i krajach bałtyckich
w polskim oddziale Epson Europe. – W naszym kraju jest podobnie
i liczymy, że sprzedaż będzie coraz większa. Przygotowujemy się do
zaspokojenia rosnącego popytu, m.in. rozbudowując fabrykę drukarek
i projektorów na Filipinach, która rozpocznie produkcję wiosną
2017 r.

Na temat wielkości tegorocznego rynku atramentówek
precyzyjnie wypowiada się Łukasz Rosa, Category Manager w HP, szacując, że
polscy klienci kupią w tym czasie 490–510 tys. takich modeli.

– Rynek urządzeń atramentowych może wydawać się nasycony,
ale trzeba zwrócić uwagę na cykl życia produktu. Nie jest on tak długi jak
w przypadku innych grup produktowych, co powoduje ciągłe odnawianie
zasobów przez użytkowników – 
mówi Robert Pudło, Product Business
Developer w Canon Polska.

Z kolei w sektorze małych i średnich
przedsiębiorstw coraz większą popularnością cieszą się laserowe kombajny.

Od kilku lat systematycznie obserwujemy wzrost
sprzedaży laserowych urządzeń wielofunkcyjnych i myślę, że ten trend
w 2015 r. nadal się utrzyma
– mówi Jacek Tarkiewicz, CEE
Marketing Director OKI Systems.

Chyba wszystkie kwestie dotyczące sprzętu drukującego
– czyli cena, technika druku, prędkość, redukcja kosztów eksploatacji,
funkcjonalność – są już na maksymalnym poziomie i trudno oczekiwać
zmian, które by wyraźnie wpłynęły na kształt rynku.

Więcej na temat trendów w sektorze druku
w artykule „Druk w firmach: dobre perspektywy” na str. 30.

 

Notebook vs. tablet i
phablet

W bieżącym roku po raz ostatni będziemy obserwować dominację
notebooków w mobilnej części rynku komputerowego.

Dotychczas tradycyjne laptopy stanowiły ponad 90 proc.
wszystkich przenośnych komputerów sprzedawanych w Polsce. Oparły się
w przeszłości takim konkurentom jak netbook, który miał być tańszą
alternatywą, czy ultrabook, który miał być alternatywą droższą, a nawet
tabletom. Jest jednak całkiem prawdopodobne, że w 2015 r. po raz
ostatni będziemy obserwować dominację notebooków w mobilnej części rynku
komputerowego.

Obecnie grupa produktów
mobilnych, które stanowią niespełna 10 proc. sprzętu przenośnego, obejmuje
takie sprzęty jak: smartfon, tablet, netbook, ultrabook, hybryda (zwana też
2 w 1) czy wreszcie chromebook. Czy któreś z tych urządzeń może
się stać konkurencją dla notebooka? Być może będziemy świadkami swoistej fuzji,
w wyniku której produkty kilku kategorii połączą siły, by przeciwstawić
się hegemonii notebooków. Dzięki możliwościom najnowszych procesorów Intela
z serii CoreM powstanie hybryda (czyli dwa w jednym), która
będzie pełniła funkcję tabletu, będzie lekka i poręczna jak netbook,
a jednocześnie wydajna jak ultrabook. Takie produkty lada chwila pojawią
się w sprzedaży, ale ich cena w bieżącym  roku zapewne nie będzie jeszcze zachęcająca.
Z tym że zazwyczaj ceny z upływem czasu spadają…

– Spodziewamy się dużych wzrostów sprzedaży, szczególnie
w segmencie urządzeń hybrydowych
– mówi Szymon Winciorek,
Business Development Manager w polskim oddziale Asusa. – Obecnie
stanowią one około 4–5 proc. rynku notebooków. W 2015 r.
oczekujemy skoku do poziomu nawet 10–12 proc.

Pod względem ceny i wydajności całkiem interesującym
urządzeniem jest chromebook, jednak wzrost popularności tego rodzaju maszyn
jest na polskim rynku wysoce wątpliwy.

– Chromebooki mogą zaznaczyć swoją obecność na rynku ze
względu na bardzo atrakcyjną cenę, jednak w przypadku tych urządzeń
niezbędna jest bardzo dobra dostępność szybkiego Internetu, a to
w Polsce nadal kwestia bardzo problematyczna –
mówi Andrzej Pyka, Sales
Manager B2B, Government & Telecom Operators Poland& Baltics, Toshiba
Europe.

Do listy urządzeń
mobilnych należy doliczyć produkt z całkiem nowej, niemal nieznanej
jeszcze na naszym rynku kategorii, czyli phablet. Urządzenia te jeszcze rok
temu praktycznie nie znane na polskim rynku szybko zyskują dużą popularność.

– Kategoria produktów zwana phabletami przeżywa
w ostatnim czasie dynamiczny rozwój
– twierdzi Andrzej Zalewski,
Product Line Sales Manager Prestigio Smartphones. – Urządzenia
z przekątną ekranu równą lub większą niż 5,5 cala jeszcze do niedawna były
narzędziem pracy menedżerów i specjalistów. Potencjał tego typu
konstrukcji odkryli także klienci indywidualni. Phablet łączy w sobie
cechy takie jak wydajność, dostęp do multimediów oraz rozwiązań usprawniających
pracę mobilną.


 



GoClever, producent bardzo dobrze znanych na rynku tabletów,
również wróży smartfonom z wielkim ekranem ogromny sukces.

W portfolio GoClevera w roku 2013 i 2014
tablety stanowiły około 70 proc. asortymentu
– mówi Ewelina Pączkowska,
Marketing Manager w GoClever. – Przewidujemy,
że udział tabletów w naszej ofercie w rozpoczynającym się roku
zatrzyma się na poziomie 40 proc. a pozostałą jej część wypełnią nowe
smartfony. Oczekujemy, że w 2015 r. sprzedaż tabletów się ustabilizuje,
a dominującą rolę na rynku elektroniki użytkowej będą grać phablety.

O dobrych prognozach dla phabletów usłyszeliśmy również
od przedstawiciela kolejnego mocnego gracza w segmencie tabletów
– Modecomu.

Zakładam, że w samym segmencie tabletów dojdzie do
kilku roszad
– twierdzi Krzysztof Wójciak, dyrektor zarządzający
producenta. – Dotychczas popularne na rynku siedmiocalowe tablety będą
powoli zastępowane przez coraz bardziej popularne phablety, sprzęt łączący
w swojej konstrukcji cechy smartfonu i tabletu.

Zdaniem Krzysztofa Wójciaka w miejsce 7-calowych
tabletów znaczny udział w rynku przypadnie kompaktowym 8-calowym
urządzeniom wyposażonym w moduł ultraszybkiego dostępu do sieci. Na rynku
umocnią się także dobrej jakości tablety z procesorami Intela, zaopatrzone
w system Windows.

Również zarząd NTT System spodziewa się, że phablet stanie
się konkurencją dla tabletów i nie zamierza czekać na weryfikację swojej
opinii.

Już niedługo
w naszej ofercie znajdzie się pierwszy phablet przeznaczony dla systemu
Android lub Windows w cenie poniżej 400 zł dla odbiorcy końcowego –

zapowiada Tadeusz Kurek, prezes zarządu NTT System. – Cena ta mogłaby
być niższa, gdyby nie bardzo wysoki kurs dolara.

Czy phablety i hybrydy mogą się stać alternatywą dla
notebooka? Wszystko zależy od mentalności użytkowników. Jeśli nadal będą
traktowali sprzęt mobilny w charakterze przenośnego desktopa, czyli
maszyny bardziej do tworzenia, a nie odtwarzania i przeglądania
zawartości sieci, to może być z tym kłopot.

 

 

Na CRN.pl
artykuł o przewidywaniach na rok 2015 na rynku następujących komponentów:
pamięci RAM, dysków HDD i SSD, płyt głównych oraz kart graficznych.