Zacznijmy od kwestii opodatkowania wkładu pieniężnego do spółki. Taki wkład może wnieść wspólnik, wpłacając określoną kwotę, ewentualnie w postaci nieruchomości, udziałów i in. Jednak tym razem zajmę się tylko wkładami pieniężnymi. I zmianą, jaką uchwalił polski parlament w ustawie o podatku dochodowym od osób prawnych. Rzadko to robię, bo to straszna nuda, ale tym razem pozwolę sobie zacytować przepis przed zmianą i po zmianie (art. 12). A więc wcześniej brzmiał tak: „(…) są w szczególności: wartość wkładu określona w statucie lub umowie spółki, a w razie ich braku wartość wkładu określona w innym dokumencie o podobnym charakterze – w przypadku wniesienia do spółki albo do spółdzielni wkładu niepieniężnego w innej postaci niż przedsiębiorstwo lub jego zorganizowana część; jeżeli jednak wartość ta jest niższa od wartości rynkowej tego wkładu albo wartość wkładu nie została określona w statucie, umowie albo innym dokumencie o podobnym charakterze, przychodem jest wartość rynkowa takiego wkładu określona na dzień przeniesienia własności przedmiotu wkładu niepieniężnego (…)”.

Po zmianach zniknął pogrubiony fragment przepisów, co dla podatników CIT oznacza niepewność, bo nasuwa się pytanie: co autor zmiany miał na myśli? Do końca 2017 r. uznawano, że w świetle powyższego przepisu „wkłady pieniężne oraz aporty przedsiębiorstwa lub jego zorganizowanej części” nie stanowią przychodów dla podatników CIT. Tymczasem teraz można wysnuć wniosek, że od 2018 r. przychodami podatników CIT są wszelkie (!) wkłady – pieniężne i niepieniężne – wnoszone do spółek. Zatem również wkłady pieniężne, które do tej pory nie były opodatkowane. A nie były opodatkowane, bo niby z jakiego powodu miałyby być opodatkowane? Jak kupię akcje albo udziały za gotówkę, to nie stanowi to dla mnie przychodu podatkowego. Natomiast od 2018 r., jak obejmę za tę samą gotówkę udziały albo akcje w spółce, to będzie to dla mnie przychód do opodatkowania? Witaj, dobra zmiano…

Oczywiście fiskus robi dobrą minę do złej gry i tłumaczy, że zmiana ma… charakter legislacyjny. Panie ministrze finansów, ministrze rozwoju, premierze i przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w jednej osobie! Zmianą legislacyjną jest zmiana przecinka na średnik, kropki na przecinek, usunięcie zbędnego powtórzenia itp. Ale zmiana, jaką zaserwował Pan podatnikom CIT, z pewnością nie jest zmianą legislacyjną. To zmiana rodząca bardzo poważne wątpliwości co do podatkowego traktowania wkładów pieniężnych i rozliczania kosztów podatkowych. To również, w praktyce, odcięcie spółek od finansowania. Jak to możliwe w dobie proponowanych konstytucji biznesu i szczytnych haseł o wspieraniu w Polsce biznesu? Ano możliwe. Tak wygląda fiskalizm. Za sprawą mało znaczącej zmiany w ustawie podatkowej będziemy mieli ogromne (negatywne) skutki dla gospodarki.

Minister finansów może wydać interpretację ogólną, w której powstałe wątpliwości rozstrzygnie na korzyść podatników. Jednakże nie słychać, żeby na ul. Świętokrzyskiej 12 w Warszawie ktoś się kwapił do pisania takiej interpretacji z własnej inicjatywy… Innym kuriozum, w praktyce rozwiewającym wątpliwości, byłaby nowelizacja nowelizacji. I piszę to jeszcze przed wejściem w życie przepisu, który od razu trzeba było wyjaśniać i poprawiać (a co będzie się działo w tym roku, po wejściu zmian w życie?).

 

Zapłata minimalnego podatku dochodowego

Kolejny świeży przepis, który dopiero lada moment wejdzie w życie, a już budzi spore wątpliwości – to kwestia zapłaty minimalnego podatku dochodowego. Jakiś czas temu pisałem o tym nowym podatku na swoim blogu. Teraz czytam w prasie wypowiedzi innych doradców podatkowych, że będzie można… nie płacić minimalnego podatku dochodowego od nieruchomości komercyjnych. O co chodzi? Już tłumaczę (i pozbawiam nadziei na niepłacenie podatków). Nowa regulacja w zakresie minimalnego podatku od nieruchomości komercyjnych miała uderzyć w optymalizację podatkową. Jednak celem zapewnienia neutralności dla większości podatników PIT i CIT istnieje możliwość odliczenia nowej daniny od zaliczki na podatek dochodowy. Co więcej, zgodnie z regulacjami wchodzącymi w życie 1 stycznia 2019 r. płatnicy podatków dochodowych mogą nie wpłacać minimalnego podatku dochodowego, jeżeli jest on niższy od kwoty zaliczki na podatek dochodowy za dany miesiąc.

Czy w takiej sytuacji podatnik nie zapłaci nowego podatku minimalnego i jednocześnie odliczy jego kwotę od bieżącej zaliczki na podatek dochodowy? Tak uważają niektórzy, analizując nowe przepisy. I dochodzą do wniosku, że podatek minimalny niższy od kwoty podatku dochodowego (lub gdy brak dochodu do opodatkowania) oznacza, iż nie dość, że nie płacimy nowej daniny, to na dodatek ta niezapłacona (wyliczona) kwota podatku minimalnego pomniejsza zaliczkę na podatek dochodowy. Brzmi ekstra, ale tak kolorowo moim zdaniem nie będzie.

Dlaczego? Ano dlatego, że podejście fiskusa cechuje jednostronność – tzn. chodzi o to, aby wyszarpać podatnikom jak najwięcej z kieszeni, a nie żeby w tej kieszeni jak najwięcej zostawić. I zdaniem fiskusa odliczenie podatku minimalnego będzie możliwe wyłącznie wówczas, gdy ta danina została uiszczona (a nie tylko obliczona, ale niewpłacona). Przewiduję, że sporo podatników będzie miało mimo wszystko optymistyczne podejście i będzie próbowało przewalczyć (we wnioskach o interpretacje podatkowe oraz w praktycznych potyczkach ze skarbówką) korzystną dla siebie interpretację.

Niezależnie od tego, kto ma rację (a będzie miał ją fiskus – stawiam na to dolary przeciwko orzechom), spór ten dowodzi, iż przepisy prawa podatkowego już na etapie ich tworzenia są czymś tak pełnym wątpliwości i niejednoznaczności, że aż przykro prowadzić w Polsce biznes. I to mają być zachęty dla przedsiębiorców? Bo ja na razie widzę same kłody pod nogami, rafy na horyzoncie i pole minowe dookoła z tabliczkami: „Uwaga! Profiskalizm!”.

Dlaczego tak się dzieje?

Przyczyn jest kilka. Zanudziłbym czytelników, pisząc o wszystkich. Dlatego krótko o tych najważniejszych. Przede wszystkim wybieramy nie tych ludzi, co trzeba. Ci, którzy uchwalają prawo podatkowe (już od lat, nie tylko w tej kadencji parlamentu), nie mają o nim wielkiego – a czasami żadnego – pojęcia. Wśród parlamentarzystów królują bowiem nauczyciele, lekarze, historycy, zawodowi parlamentarzyści, weterynarze czy piosenkarze, a relatywnie mało jest prawników i ekonomistów.

I efekt tego jest taki, że ustawa po ustawie, paragraf po paragrafie, jak w chińskiej fabryce, są uchwalane przez Sejm taśmowo. Później Senat, gdzie powinna następować refleksja nad wytworami sejmowymi, bez większego namysłu „przyklepuje” kolejne gnioty. O Prezydencie RP przez litość nie wspomnę, bo żaden nie dbał i nie będzie dbał o podatników – jest po prostu urzędnikiem i tak należy rozumieć jego podejście do sprawy.

Po drugie nikt nie wymaga od parlamentarzystów (nawet tych działających w komisjach parlamentarnych) jakiejkolwiek, nawet minimalnej wiedzy z dziedziny podatków. Widać to po stenogramach z zebrań komisji, podczas których parlamentarzyści raczej zdawkowo analizują uchwalane prawo, a wszystkie propozycje z ministerstwa finansów traktują z dużym zrozumieniem („trzeba walczyć z tymi, wicie rozumicie, nadużyciami podatkowymi”). Bez jakiejkolwiek głębszej refleksji nad tym, jak zatwierdzane zmiany odbiją się na podatnikach, a zwłaszcza na ich kieszeniach.

 

Prawo do ekonomii

Jednym z ciekawszych zagadnień jest analiza ekonomiczna prawa. Zajmuje się badaniem regulacji prawnych pod kątem ich efektywności ekonomicznej. Założę się, że parlamentarzysta, na którego głosowaliście, nie ma zielonego pojęcia o czymś takim. Dostaje od swoich szefów kartkę z rozpiską głosowań i wciska przyciski, czasami nawet nie wiedząc, za czym lub przeciwko czemu głosuje. Smutne, ale prawdziwe.

Przejaskrawiam? To proszę mi wytłumaczyć dwie przytoczone kwestie: dlaczego wkłady pieniężne mają stanowić przychód dla podatników CIT? Dlaczego poważne nazwiska wyrażają wątpliwości co do sposobu płacenia minimalnego podatku dochodowego od nieruchomości komercyjnych? Czy przykłady tych fatalnych regulacji nie są wystarczające? Czy tak stanowione prawo podatkowe to efekt niechlujstwa, ignorancji, czy celowe działanie?

A zatem jak to dalej będzie wyglądało? Nie mam wątpliwości, że coraz gorzej, niestety. Nie widzę nadziei na polepszenie sytuacji podatników w ogóle, a przedsiębiorców w szczególności. Jedyne, co pozostało, to w miarę możliwości przygotować się do wszelkich zmian, korzystać z usług dobrego doradcy podatkowego i nie dać się zniszczyć fiskusowi.

Autor jest prawnikiem i licencjonowanym doradcą podatkowym. Od kilkunastu lat świadczy usługi doradztwa podatkowego, prawnego i celnego różnym podmiotom, od najmniejszych po globalne korporacje. Prowadzi serwis internetowy podatki.blog.