Najświeższy taki przypadek pochodzi z lipca tego roku, kiedy to olsztyńscy policjanci zabezpieczyli 188 pecetów All-in-One z preinstalowanym nielegalnym software’em i podrobionymi certyfikatami autentyczności. Komputery zostały wybrane przez instytucję samorządową w ramach przetargu. O pozytywnej decyzji przesądziła wyjątkowo atrakcyjna cena. Dostawca mógł sobie na to pozwolić, bo nie musiał płacić za legalny software, którego wartość w przypadku tego akurat zamówienia sięgała ok. 1,2 tys. zł na jedno stanowisko. Oszustwo wykryto na tyle wcześnie, że szefowie nieuczciwej firmy, zamiast pieniędzy na koncie, mają teraz na karku groźbę ośmiu lat więzienia. W skali całego kraju to drugi przypadek, w którym stwierdzono w komputerach obecność pirackiego systemu i aplikacji przed zakończeniem procedury przetargowej.

Komputery z lewym oprogramowaniem trafiają nie tylko do samorządów, ale również najważniejszych ministerstw. Jednym z przykładów jest resort, który zamówił dwa tysiące pecetów: jak się później okazało, z zainstalowanym na nich pirackim software’m. Znane są też przypadki obecności nielegalnych systemów i aplikacji w komputerach zakupionych w ramach programów pomocowych, np. dla osób niepełnosprawnych. Co istotne, wśród pirackich firm dostarczających sprzęt do sektora publicznego są z pozoru zwykli resellerzy i integratorzy IT.

– Zarówno na rynku public, jak i w segmencie prywatnym tym procederem nierzadko zajmują się przedsiębiorstwa z kilkunastoletnią historią, które czasami ulegają pokusie przejścia na ciemną stronę w poszukiwaniu wyższych dochodów. Zdarza się więc, że stosują „mieszany model biznesowy”, częściowo dostarczając nielegalne oprogramowanie, a częściowo oryginalne, w ramach jednej dostawy – mówi Krzysztof Janiszewski, szef IPR Ekspert, zajmujący się między innymi identyfikacją podrobionych programów komputerowych.

Ilona Tomaszewska

dyrektor ds. ochrony własności intelektualnej, Microsoft

Firmy z naszego z kanału partnerskiego coraz częściej sygnalizują problemy z procedurami przetargowymi. Część dostawców dostarcza komputery z nielegalnym oprogramowaniem, zakupionym wcześniej m.in. w serwisach aukcyjnych od podejrzanych sprzedawców. Skutkiem tego, świadomie bądź nie, narażają instytucje publiczne na straty. Nasi partnerzy mogą istotnie pomóc w walce z piratami. Obszarów do współpracy jest naprawdę wiele: od edukacji klientów po sygnalizowanie BSA czy bezpośrednio nam incydentów, co do których występuje podejrzenie, że przedmiotem oferty jest nielegalne oprogramowanie. W ten sposób możemy ochronić nie tylko swoje interesy, ale także instytucje, które w dobrej wierze kupiłyby software, nieświadomie dofinansowując przestępców.

 
Wiedza, wiedza i jeszcze raz wiedza

Wydawałoby się, że firma ryzykująca sprzedaż kradzionego oprogramowania w przetargu publicznym wręcz podaje się policji na tacy. Okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta. Według specjalisty IPR Ekspert często nielicencjonowane kopie systemu są pozornie legalizowane za pomocą świetnie podrobionych certyfikatów.

Widziałem różne typy tych podróbek i wiem, że niektóre wymagają naprawdę dogłębnej analizy, aby móc stwierdzić, że pochodzą z nieautoryzowanego źródła – ocenia Krzysztof Janiszewski.

Jak mówi Leszek Róziecki, Naczelnik Wydziału do Walki z Cyberprzestępczością w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Olsztynie, w przypadku lokalnej sprawy z lipca br. udało się złapać piratów tylko dzięki czujności urzędu. Jego zdaniem kompetencje urzędników w tym zakresie i świadomość problemu piractwa jako takiego systematycznie rosną. Z kolei stróże porządku są bardzo dobrze oceniani przez środowisko producentów oprogramowania i organizacje chroniące ich prawa. Ich zdaniem skuteczność policyjnych akcji przeciwko software’owym piratom jest wysoka, co stanowi niełatwe wyzwanie, bo pomysłowość złodziei jest nieograniczona. Poza tym przestępcy mają dostęp do coraz bardziej zaawansowanych technik, które nierzadko pozwalają im na niezależność od zewnętrznych dostawców, np. z Chin. W związku z tym funkcjonariusze muszą nieustannie aktualizować swoją wiedzę.

Zdaniem producentów na skuteczność śledczych pozytywnie wpłynęło także utworzenie dwa lata temu na szczeblu komend wojewódzkich wydziałów do walki z cyberprzestępczością. Wcześniej sojusznikiem producentów były wydziały do walki z przestępczością gospodarczą. Obecnie policjanci z obu typów wydziałów współpracują ze sobą i dobrze się uzupełniają.

 

Poczucie bezkarności

O tym, że walka z nieuczciwymi handlarzami wymaga obycia w świecie technologii, świadczy sprawa Mateusza S. z województwa warmińsko-mazurskiego. Olsztyńscy stróże prawa wzięli pod lupę login na portalu aukcyjnym, pod którym wystawiano programy komputerowe w dość niskich cenach. W opisach zapewniano, że sprzedający jest oficjalnym partnerem producenta, a towar jest nowy. Policjanci ustalili, że login był powiązany z kilkunastoma innymi. Okazało się, że wszystkie są administrowane przez Mateusza S., zaś zarejestrowane na Karolinę S., jego żonę i właścicielkę oficjalnie działającej warmińsko-mazurskiej firmy. Sprawa ma wiele ciekawych wątków, ale szczególnie interesujący jest fakt, że Mateusz S. był już wcześniej skazany wyrokiem w zawieszeniu za podobne interesy, co nie powstrzymało go przed rozwinięciem kolejnego lewego biznesu, i to na dużo większą skalę.

 
Światełko w tunelu

Specjalista IPR Ekspert wyraża nadzieję, że skala niepokojącego zjawiska na rynku przetargów nie będzie zbyt szybko rosnąć. Wprawdzie od dwóch lat to zjawisko nabiera tempa, ale ruszyło już kilkanaście postępowań, w których zgromadzono na tyle mocne dowody, że istnieje realna szansa na poważne wyroki. A to powinno wpłynąć na ograniczenie opisywanego procederu w przyszłości. Duży wpływ na to mogą mieć także uczciwi resellerzy. Zarówno policjanci, jak i producenci zapewniają, że żaden sygnał o dziwnych aukcjach czy podejrzenie o nieuczciwe postępowanie podczas przetargów nie pozostaną bez echa.

Rodzinny interes…

Małżeństwo S. z Olsztyna zostało niedawno zatrzymane pod zarzutem sprzedaży pirackiego oprogramowania w portalu aukcyjnym. Tylko na kilku z wielu aukcji oferowali nawet tysiąc płyt, a na jednym z ich kont dochód ze sprzedaży podrobionego towaru – w okresie od stycznia do połowy marca br. – przekroczył 400 tys. zł. Mateusz S. początkowo sprzedawał zapakowane w pudełka nośniki DVD i naklejki legalizacyjne, które otrzymywał od pośredników. Po pewnym czasie 26-latek zainwestował kilkanaście tysięcy złotych i kupił duplikator płyt, przy użyciu którego „wypalał” programy komputerowe i nanosił tampony na wierzchnią warstwę płyt. Urządzenie nadrukowywało logo producenta oraz inne elementy, które mogły kupującego wprowadzić w błąd co do autentyczności nośnika.

U pośredników zaopatrywał się wówczas jedynie w „naklejki z certyfikatami”.  Co ciekawe, policjanci odkryli, że podobnym procederem zajmuje się szwagier Mateusza S., który posiadał oficjalnie zarejestrowaną firmę w województwie mazowieckim i również wystawiał na aukcjach nielegalne programy komputerowe.

Artykuł przygotowany we współpracy z Microsoft Polska.