Macierze dyskowe pracują na ogół w serwerowniach, i w związku z tym ich twórcy nie przywiązują nadmiernej uwagi do estetyki wykonania. Tymczasem amerykański startup iodyne obrał dość zaskakujący kierunek działania, jakim jest produkcja „mobilnych” macierzy wyróżniających się oryginalną stylistyką. Firma skupia ekspertów specjalizujących się w takich obszarach, jak systemy operacyjne, elektronika i pamięci masowe. Jak dotychczas łącznie zdobyła sto patentów technologicznych.

Założyciele iodyne pracowali dla Oracle’a, AMD, Della, EMC, Intela czy DSSD. Ostatnią z wymienionych firm w 2014 r. kupiło za miliard dolarów EMC, które bazując na architekturze DSSD wprowadziło na rynek system rack-flash EMC DSSD D5. Jak na owe czasy imponował parametrami wydajnościowymi (do 10 milionów operacji wejścia-wyjścia na sekundę, pojemność 144 TB w module rack o wielkości 5U, opóźnienie na poziomie 100 mikrosekund oraz przepustowość do 100 GB/s). W 2017 r. EMC wycofało się z dalszego rozwoju tego sprzętu, ale ludzie wywodzący się z DSSD postanowili pozostać w świecie pamięci flash. Stworzyli „mobilną macierz” Pro Data, która wielkością nie odbiega od 17-calowego laptopa, a swoim wyglądem budzi skojarzenia z MacBook Pro.

– To podobieństwo nie jest przypadkowe. Wzorowaliśmy się na produktach Apple’a. Nasi projektanci opracowali około 50 prototypów, zanim zdecydowaliśmy się wybrać ten ostateczny – mówi Mike Shapiro, dyrektor generalny iodyne.

W środku „laptopa” mieści się płyta główna obsługująca maksymalnie dwanaście dysków SSD NVMe U.2 (na dzień dzisiejszy są to nośniki o pojemności 2 lub 4 TB). Cztery porty służą do podłączenia komputerów Mac (przy maksymalnej konfiguracji przepustowość wynosi 3 Gb/s, zaś w opcji z dwoma notebookami 5 Gb/s). Pro Data posiada cztery dodatkowe łącza, które można wykorzystać do podłączenia kamery, monitora, drukarki czy instrumentów muzycznych. Macierz iodyne uzyskała bar-dzo dobre wyniki w testach prowadzonych przez AnandTech. Przepustowość Pro Data przy sekwencyjnym zapisie 1128 K wynosiła 2,2 GB/s w trybie RAID 0 i 1,7 GB/s w trybie RAID 6. Wymienione wartości pozostawały niezmienne podczas całego 30-minutowego testu. Gorzej od Pro Daty spisały się pojedyncze dyski SSD. Seagate Firecuda NVMe przez minutę uzyskiwał przepustowość nieznacznie przekraczającą 1,9 GB/s, po czym nastąpił spadek do poziomu 1 GB/s, a przez pozostałe 21 minut testu zaledwie 500 MB/s.

– Te testy pokazują, że wydajność, którą chwalą się producenci nośników SSD dotyczy pamięci podręcznej, a gdy tylko ona się zapełni, prędkości spadają. Tymczasem podczas sesji zdjęciowej czy koncertu utrzymanie tej samej prędkości ma niebagatelne znaczenie – tłumaczy Mike Shapiro.

Jak się łatwo domyślić, za „mobilną macierz” trzeba dość słono zapłacić – model z 12 TB kosztuje około 4 tys. dol. Niemniej warto mieć na uwadze, iż Pro Data jest adresowana dla kreatywnych twórców – reżyserów, muzyków, projektantów, a więc ludzi z reguły nie narzekających na brak gotówki. Pro Datę można wykorzystać na planie wideo, w czasie dużych koncertów, wystaw multimedialnych czy transportu (na przykład samolotem pomiędzy dwoma filiami studia animacji).

Tygrys z Bałkanów

O ile iodyne zabiega wyłącznie o użytkowników komputerów z nadgryzionym jabłuszkiem, o tyle Tiger Technologies celuje w klientów korzystających z urządzeń obsługiwanych przez Windows. Bułgarska firma od pewnego czasu nieźle poczyna sobie za oceanem, a jednym z jej klientów jest znany międzynarodowy port lotniczy Las Vegas-McCarran. Choć Bułgarzy działają na rynku od piętnastu lat, to dopiero w 2017 r. wykonali wyraźny zwrot w kierunku chmury hybrydowej, opracowując rozwiązanie Tiger Bridge. Popularne serwisy, takie jak Box, iCloud czy Dropbox, synchronizują pliki na komputerze z kopią w chmurze. Natomiast Tiger Technology wybrało nieco inny kierunek.

– Łączymy dowolny katalog lokalny z każdą usługą chmurową. Wszystkie pliki przechowywane w chmurze odnajdujemy w folderze lokalnym, tak jakby były przechowywane na dysku komputera. Jednak w rzeczywistości ich tam nie ma, istnieje tylko symboliczny link – tłumaczy Aleksander Lefterow, CEO Tiger Technology.

Tiger Bridge sprawdza się podczas pracy z dokumentami o dużej objętości, chociażby obrazami w bardzo wysokiej rozdzielczości. Przykładowo, podczas pracy z Adobe Premiere użytkownik odczytuje plik wideo bezpośrednio z chmury publicznej, a wszelkie zmiany są rejestrowane w czasie rzeczywistym. System pobiera z chmury jedynie dane aktualnie edytowane czy też analizowane, a więc w przeciwieństwie do tradycyjnych usług synchronizacji nie pobiera całego pliku.

Tiger Technology obsługuje systemy plików Windows – NTFS i ReFS. Firma nie oferuje wersji dla Linuksa, ponieważ rzadko występuje on na stacjach roboczych. Jednak niewykluczone, że taka opcja pojawi się chociażby ze względu na NAS-y. Największym wyzwaniem stojącym przed bułgarską firmą jest zapewnienie kompatybilności Tiger Bridge z systemem operacyjnym macOS. Jak powszechnie wiadomo, komputery Apple’a bardzo często pracują przy edycji wideo. Tymczasem producent z Cupertino, przynajmniej jak na razie, nie wykazuje chęci do współpracy i wymiany informacji z Bułgarami.