W zamierzeniu ustawodawcy nowe prawo ma ograniczyć szarą strefę w segmencie gier hazardowych, ale też dać dodatkową ochronę ludziom korzystającym z tych usług. Ma również zaowocować wzrostem przychodów do budżetu państwa. Zmiany były konieczne, bo – jak wynika z badań NFZ – hazard stanowi coraz większy problem społeczny. W ciągu ośmiu ostatnich lat liczba osób poddających się leczeniu z tego typu uzależnienia wzrosła czterokrotnie. Przy czym, według danych OBOP z 2015 r., jedynie ok. 10 proc. hazardzistów rozpoczyna terapię. Znaczyłoby to, że prawdziwa liczba Polaków regularnie, wręcz nałogowo obstawiająca w kasynach może sięgać kilkudziesięciu tysięcy osób.

Oczywiście wirtualna ruletka drenuje kieszenie internetowych graczy z równie wielką skutecznością jak normalna. Dlatego w ustawie znalazł się artykuł dotyczący operatorów usług telekomunikacyjnych, który wszedł w życie 1 lipca 2017 r. Obliguje on providerów do blokowania hazardowych stron WWW tych firm, które swoje usługi świadczą bez licencji. Ministerstwo Finansów uruchomiło podstronę, na której znajdują się adresy internetowe przedsiębiorstw oferujących nielegalny hazard. W chwili oddawania artykułu do druku „czarna lista” liczyła bez mała 900 pozycji.

Mimo że w naszym kraju jest kilka tysięcy operatorów internetowych, do tej pory nie zanotowano problemów ze spełnieniem wymagań nowego prawa. W każdym razie do momentu pisania artykułu resort finansów nie otrzymał żadnych skarg związanych z wykonywaniem obowiązków, o których mowa w art. 15f ust. 5 wspomnianej ustawy.

 

Zawsze jest jakieś „ale”…

Nowa sytuacja, w której znaleźli się operatorzy, jest przez nich w różny sposób komentowana. Przedstawiciele Orange Polska, największego działającego u nas dostawcy telekomunikacyjnego, zapewniają, że firma działa zgodnie z obowiązującymi przepisami, ale nie chcą udzielać szczegółowych informacji w tej kwestii. Więcej do powiedzenia ma Netia, która ustami Karola Wieczorka, swojego PR Managera, twierdzi, że nie odnotowuje większych problemów z wywiązaniem się z nowego obowiązku. Nowe regulacje prawne stały się nawet w jakimś sensie dla firmy katalizatorem zmian, a dokładnie modernizacji systemu DNS. Używane do tej pory rozwiązanie było niejako relatywnie rozproszone, co zwiększało koszty i czas aktualizacji listy blokowanych witryn. Nowe skróciło czas ładowania stron internetowych oraz obniżyło podatność na zagrożenia bezpieczeństwa.

 

W ciągu doby obsługujemy około 5 miliardów zapytań i średnio w tym czasie mechanizmy Advanced DNS Protection blokują ponad 163 mln zagrożeń, w tym 800 tys. to blokowane przez nas zagrożenia związane z wirusami, malware’em czy ransomware’em – mówi Karol Wieczorek.

To, co dla dużego przedsiębiorstwa nie stanowi problemu, dla mniejszego może nim być – i to czasem nawet sporym. Do rozstrzygnięcia są zagadnienia związane z logistyką, zwłaszcza w przypadku takich firm, które nie mają własnych serwerów DNS. Z tego typu kłopotami borykało się na przykład Gemini Internet. Jak podkreśla jego szef Bartłomiej Sztefko, działania przystosowawcze do wymagań nowego prawa były nie tylko długotrwałe, ale i kosztowne. Jeśli jednak chodzi o sam wpływ na działalność podstawową operatora, to jest on znikomy. Co 2 godziny aktualizuje się baza zablokowanych stron, choć, jak przyznaje jej właściciel, firma nie prowadzi żadnych statystyk.

Nowe prawo w jakiś sposób utrudnia dostęp do nielegalnego hazardu. Niemniej operatorzy uważają, że osoby uzależnione będą dalej traciły pieniądze. Jacek Pasek, właściciel BRK Network Devices, mówi, że blokada, która funkcjonuje tylko na poziomie zapytań DNS, jest względnie łatwa do ominięcia. Nawet osoby, które mają blade pojęcie o informatyce, mogą to zrobić. Jedna z metod polega na zastosowaniu odpowiedniego programu antywirusowego lub przeglądarki anonimizującej.

Dzięki takim narzędziom można łatwo otworzyć stronę z nielegalnym hazardem – twierdzi Jacek Pasek. – Nawet wymuszenie na operatorach zastosowania bardziej wyrafinowanych filtrów bazujących na Deep Packet Inspection moim zdaniem nie rozwiąże problemu. Strony hazardowe i podobne serwisy będą wciąż dostępne za pośrednictwem połączenia VPN. Żaden operator ISP nie będzie w stanie ich wyśledzić ani zablokować.

Marcin Przybysz

adwokat w Kancelarii Taylor Wessing

Od 1 lipca internauci odwiedzający strony internetowe wpisane do prowadzonego przez Ministerstwo Finansów rejestru domen służących do oferowania gier hazardowych niezgodnie z ustawą zostają przekierowani na stronę resortu. Zawiera ona komunikat, że dana strona internetowa wykorzystywana jest do nielegalnego oferowania gier hazardowych. Jest to skutkiem nałożenia na firmy świadczące usługi dostępu do sieci obowiązku nieodpłatnego uniemożliwienia dostępu do takich stron w ciągu 48 godzin od wpisu do rejestru i nieodpłatnego przekierowania połączeń na stronę ministerstwa. Wspomniany rejestr zakazanych stron hazardowych prowadzony jest pod adresem www.hazard.mf.gov.pl. Dominują w nim strony zagranicznych dostawców gier. Wpisowi podlegają domeny wykorzystywane do organizowania gier hazardowych bez koncesji, zezwolenia lub dokonania zgłoszenia wymaganego przez ustawę, kierowane do odbiorców na terytorium Polski, w szczególności gdy dostępne są w języku polskim i reklamowane na terytorium kraju. Uchylanie się od opisanych obowiązków przez dostawców Internetu i usług płatniczych może skutkować nałożeniem na nich kary pieniężnej w wysokości do 250 tys. zł. Providerom przysługuje prawo wniesienia sprzeciwu w terminie 2 miesięcy od dnia umieszczenia nazwy domeny w rejestrze.

 

Inny scenariusz przedstawiony przez naszych rozmówców zakłada uruchomienie serwerów proxy z dostępem płatnym. Gdyby tak się stało, według szefa Gemini Internet byłoby to równoznaczne z utratą szansy na identyfikację ruchu generowanego przez hazardzistów. Operatorzy uważają, że w zasadzie tylko kwestią czasu jest to, iż osoby grające w Internecie zaczną płacić zagranicznym firmom za dostęp do serwerów pośredniczących.

 

Wrogowie znani i nieznani

Kolejna kwestia związana z nowymi regulacjami to sprawa cenzurowania. Panuje przekonanie, że ograniczanie tak „demokratycznego” medium, jakim jest Internet, nawet podyktowane słusznymi pobudkami, raczej nie powinno spoczywać na barkach operatorów ISP.

To walka z wiatrakami – mówi Jacek Pasek. – Im mocniej Ministerstwo Finansów będzie się starało bronić przed nadużyciami, tym chętniej właściciele serwisów dla graczy będą stosowali bardziej wyrafinowane metody.

Mniejsze przedsiębiorstwa internetowe są zdania, że Ministerstwo Finansów powinno raczej koncentrować się na kontroli przepływów finansowych i serwisów pośredniczących w transakcjach między klientami a stronami hazardowymi, aniżeli próbować stosować narzędzia z pogranicza cenzury. Na ten aspekt zwraca też uwagę Bartłomiej Sztefko, który zauważa, że w efekcie powstało właśnie narzędzie do kontroli Internetu.

– Niestety, osoby opracowujące przepisy nie próbują zrozumieć, że pojęcie blokady dostępu do strony jest raczej abstrakcyjne – mówi. – Być może lepszym rozwiązaniem byłoby zezwolenie na korzystanie z takich serwisów, ustawienie rozsądnej stawki podatku i czerpanie z tego korzyści finansowych. Zawsze lepiej mieć wroga, którego się zna niż takiego, o którym wiadomo niewiele.

To raczej kontrowersyjne stwierdzenie, bo zmiany prawne miały przede wszystkim na celu ograniczenie dostępu do hazardu, a nie – pośrednio – czerpanie z niego profitów. Jednak jeszcze bardziej radykalne sądy wygłasza Sławomir Jaworski, właściciel Skawsoft, który uważa, że wprowadzone prawo to de facto koniec wolnego Internetu. A przecież globalna sieć nie ma granic państwowych.

 Tego typu postępowanie zmienia zasady działania Internetu z ogólnoświatowego na wewnątrzpaństwowy – mówi.

Na razie jednak Internet jest wolnym medium i chyba przez jakiś czas jeszcze takim pozostanie. A co do ustawy, to jej zapisy z pewnością w jakiś sposób ograniczają dostęp do hazardu w Internecie. Jednak jej prawdziwą skuteczność – nie tylko w świecie wirtualnym – będzie można ocenić dopiero za jakiś czas.