Na początku sierpnia Joe Biden podpisał ustawę o wsparciu dla tych producentów półprzewodników, którzy działają na terenie Stanów Zjednoczonych. Rząd USA przeznaczył na same tylko subsydia oraz ulgi podatkowe około 52 mld dol., a budżet całego programu Chip and Science wynosi około 280 mld dol. Czy to wystarczy, aby zachęcić światowych gigantów z rynku półprzewodników do budowy fabryk w Ameryce?

Wbrew pozorom nie jest to wcale ani łatwe, ani oczywiste. Inne kraje, zwłaszcza w Azji, przez dziesięciolecia rozdawały rządowe pieniądze i oferowały korzystne regulacje hojnie dopieszczając producentów chipów. Co istotne, w najbliższych latach zamierzają kontynuować tego typu politykę. Według ustaleń dziennika The Wall Street Journal do 2030 roku Chiny planują przeznaczyć na rozwój inwestycji związanych z produkcją półprzewodników 150 mld dol., zaś Korea Południowa w ciągu najbliższych pięciu lat planuje wyasygnować na podobny cel 260 mld dol. Z kolei Japonia chce wydać 6 mld dol., aby do końca dekady podwoić swoje krajowe przychody z produkcji chipów. Unia Europejska z 40 mld dol. wygląda na tle wymienionych krajów dość skromnie.

Tajwański raj elektroniczny

Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat największymi zdolnościami w pozyskiwaniu inwestycji ze strony producentów półprzewodników wykazał się rząd Tajwanu, dzięki któremu zrealizowano około 150 projektów. Władze Tajwanu, które postrzegają półprzewodniki jako koło ratunkowe dla swojej gospodarki i ochrony wojskowej, od dawna zapewniają hojne ulgi podatkowe, a także wsparcie infrastrukturalne i finansowe dla firm z tego segmentu rynku. Koncern TSMC w swoim najnowszym raporcie rocznym przyznaje, że otrzymał ulgi podatkowe o łącznej wartości 2 mld dol. na budowę i rozbudowę dwóch fabryk na Tajwanie.

Obecnie wiele krajów ma ambitne plany, aby stać się większymi niż do tej pory graczami w globalnej produkcji chipów. Jednak tylko garstka producentów-gigantów ma środki finansowe potrzebne na inwestycje o wartości miliardów dolarów, aby w ten sposób skorzystać z zachęt rządowych, które obniżają koszty budowy, a także wspierają badania i rozwój.

– Mamy do czynienia z wyścigiem o dotowanie produkcji półprzewodników. Kraje muszą konkurować ze sobą o względy producentów, których nie jest zbyt wielu, a na dodatek mają stosunkowo ograniczone potrzeby w zakresie budowy kolejnych fabryk i rozwijania zespołów złożonych z wyspecjalizowanych inżynierów – zauważa Peter Hanbury, partner w Bain & Co., firmie zajmującej się doradztwem w zakresie zarządzania.

Przyszłość w jasnych barwach

Niedobory chipów, które wstrząsnęły łańcuchami dostaw, uwypukliły znaczenie tych miniaturowych układów dla światowej gospodarki. Jednak trzeba mieć na uwadze, że branża półprzewodników jest bardzo konserwatywna, jeśli chodzi o inwestycje. Trudno się temu dziwić, bowiem wartość najbardziej zaawansowanych urządzeń biorących udział w procesie produkcyjnym liczy się w dziesiątkach miliardów dolarów, a pojedyncza maszyna kosztuje ponad 150 mln dol.

Analitycy są zgodni, że w nadchodzących latach zapotrzebowanie na chipy wzrośnie, a tym samym ich producenci zwiększą inwestycje. Według International Business Strategies wartość sprzedaży w globalnym segmencie półprzewodników ma sięgnąć 1,35 biliona dol. w 2030 roku (dla porównania w ubiegłym roku było to 553 mld dol.). Z powodu spowolnienia popytu w ciągu najbliższych dwóch lat może wystąpić nadpodaż niektórych rodzajów chipów, ale analitycy spodziewają się, że niedobory ponownie wystąpią w latach 2025–2026.

Analitycy Gartnera prognozują, że Stany Zjednoczone mają szansę przechwycić do końca 2026 r. około 13 proc. globalnych inwestycji kapitałowych w półprzewodniki, a do Azji ma trafić ponad trzy czwarte całkowitych wydatków. Przy czym do rywalizacji zamierzają przystąpić państwa Unii Europejskiej, które na razie pełnią w tym przypadku rolę marudera. Komisja Europejska chce jednak zmniejszyć dystans do światowej czołówki i zapewnić Staremu Kontynentowi ponad dwukrotny wzrost udziału w globalnej produkcji półprzewodników (z 9 proc. obecnie do 20 proc. w 2030 r.).