Dostawcy półprzewodników dwoją się i troją, żeby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na chipy do samochodów, sprzętu AGD, komputerów i gadżetów elektronicznych. Znamienny jest przykład GlobalFoundries – jednego z największych na świecie producentów procesorów wykonywanych na zlecenie. Ta amerykańska firma wysyła swoich inżynierów do fabryk amerykańskich, a także zakładów w Singapurze i Niemczech, w celu poszukiwania dodatkowych mocy produkcyjnych. Pokłosiem tych wizyt było podjęcie decyzji o opóźnieniu niektórych prac konserwacyjnych oraz minimalne przyspieszenie szybkości z jaką płytki przesuwają się wzdłuż linii produkcyjnej.

Na trudną sytuację na globalnym rynku półprzewodników złożyło się kilka czynników. Należą do nich zakłócenia w łańcuchach dostaw i gwałtowny wzrost popytu na półprzewodniki, ale także różne lokalne zdarzenia, takie jak pożar fabryki w Japonii, mrozy w południowej części USA czy susza w Tajwanie. Do tego wszystkiego należy dodać tarcia polityczne pomiędzy Chinami oraz USA. W ich efekcie chińskie firmy technologiczne, z obawy przed sankcjami, zaczęły gromadzić zapasy procesorów. Eric Xu, wiceprezes Huawei, przyznał, że niektóre przedsiębiorstwa z Państwa Środka mają magazynach półprzewodniki, które mogą wystarczyć nawet na 6 miesięcy. 

Obecny deficyt dotyczy mniej zaawansowanych procesorów, z których produkcji powoli wycofują się najważniejsi gracze w branży. Liderzy ci poczynili natomiast duże nakłady inwestycyjne na zaawansowane chipy przeznaczone dla infrastruktury 5G oraz serwerów. Takie podejście odbiło się czkawką w czasie pandemii. COVID-19 spowodował zakłócenia w łańcuchu dostaw i przyczynił się do gwałtownego przyrostu popytu na komputery, monitory czy głośniki. Żaden z producentów półprzewodników nie był przygotowany na taki scenariusz.

Eksperci niepokoją się, że przedłużający się kryzys może spowolnić ożywienie po pandemii, zwłaszcza w obszarach, gdzie znajdują zastosowanie najbardziej popularne chipy. Ponadto istnieje ryzyko, że wzrost kosztów produkcji układów elektronicznych doprowadzi do inflacji w całej gospodarce. Nic więc dziwnego, że turbulencje na rynku procesorów skłoniły do działania rządy największych mocarstw. Joe Biden, podczas kwietniowego spotkania z kadrą zarządzającą producentów z branży technologicznej oraz motoryzacyjnej, wezwał do wzmocnienia amerykańskiego przemysłu półprzewodnikowego. Prezydent USA przeznaczył też 50 mld dol. jako państwowy zastrzyk finansowy dla producentów chipów w USA.

Po drugiej stronie świata, w Chinach, prezydent Xi Jinping już od lat konsekwentnie stawia na niezależność lokalnej branży nowych technologii, a chipy uznaje wręcz za narodowy priorytet. Jednak cel ten, przynajmniej jak na razie, pozostaje nieuchwytny. Ostatnio jeden z głównych chińskich graczy – Tsinghua Unigroup – nie wywiązał się ze spłaty obligacji krajowych o wartości 1,3 mld juanów, czyli 199 mln dol. Z kolei innym producentom mocno dały się we znaki amerykańskie kontrole eksportu.

Co ciekawe, światowi producenci półprzewodników zastanawiają się, czy i na ile – mimo obecnych niedoborów – opłaci im się stawianie kolejnych fabryk. Wybudowanie i wyposażenie zakładu produkcyjnego liczy się w miliardach dolarów. Najbardziej zaawansowane maszyny kosztują nawet po 100 mln dol. i są tak duże, że do ich transportu potrzeba czterech Boeingów 747. 

Tak czy inaczej, producenci jednak zdają się gotowi, żeby pójść na całość. Samsung przeznaczył 116 mld dol. do 2030 r. na dywersyfikację produkcji chipów. TSMC na początku tego miesiąca ujawniło największą, jak do tej pory, inwestycję w branży, przeznaczając w ciągu najbliższych trzech lat 100 mld dol. na zwiększenie wydajności. Z kolei Intel wyłoży 20 mld dol. na budowę dwóch fabryk w Arizonie i obiecuje, że jeszcze w tym roku poinformuje o dalszych zobowiązaniach inwestycyjnych.

Artykuł powstał na podstawie materiałów z The Wall Street Journal.