Firma, która w czasach świetności miała około 5 tys.
partnerów, oferowała własne desktopy, laptopy i tablety, zajmowała się
dystrybucją i przez lata budowała pozycję na regionalnym rynku IT, od
końca kwietnia bieżącego roku nie funkcjonuje. Z sieci zniknęła strona
internetowa, nie działa system sprzedaży. Z dawnych numerów telefonicznych
IComu korzysta lubelski urząd. Pracownicy nie dostali wynagrodzenia. Przepadła
dokumentacja. Na lodzie zostali partnerzy, bo nie mają serwisu na swoje
produkty. Wierzyciele dobijają się o pieniądze. Słowem – kompletna
katastrofa, która przyszła szybko i dla niektórych zupełnie
niespodziewanie.

Rozmawialiśmy z byłymi pracownikami IComu, próbując
wyjaśnić, co się właściwie stało – dlaczego doszło do krachu. Nie dali się
namówić na wypowiedzi inne niż anonimowe. Pytani o powód odpowiadali
różnie: jedni chcieli być do końca lojalni wobec firmy, drudzy obawiali się
problemów prawnych, ktoś inny nie chciał narażać się byłemu szefowi. Historia
upadku IComu jest tyleż smutna, co pouczająca.

 

Nagła zmiana warty

Początki spółki sięgają 1999 r.
(przez pierwszych kilka lat działała pod nazwą Intercom). W najlepszym
okresie, przed 2008 r., w IComie pracowało 60 osób. Potem nadeszły
gorsze czasy – kryzys, spadek sprzedaży. W 2011 r. spółka
wypracowała 18,6 mln zł przychodów. Strata wyniosła 142,1
tys. zł. Również obroty spadały od kilku lat. Dla porównania:
w 2009 r. (zamkniętym z zyskiem netto – 414 tys. zł)
– 20,5 mln zł, a w 2008 r.
– 37 mln zł. Zdaniem pracowników firma również w ubiegłym
roku odnotowała stratę, ale nadal wypracowywała 0,5 – 1 mln zł
obrotów miesięcznie. Mariusz Tofil, były współwłaściciel spółki, wieloletni
prezes i większościowy udziałowiec w końcu 2012 r., nie ujawnił
ostatnich danych finansowych. Ostatnio ICom zajmował się głównie subdystrybucją,
montażem komputerów i oferował desktopy pod własną marką. Z laptopów
oraz tabletów zrezygnował w 2012 r.

W grudniu ub.r. właściciele IComu – Mariusz Tofil
i Jerzy Sulowski – sprzedali udziały w firmie, którą założyli
i kierowali przez kilkanaście lat.

– Mówili, że ICom
trzeba dokapitalizować, że przyjdzie inwestor, który postawi spółkę na nogi. Okazało się, że nie
było to dokapitalizowanie, tylko pozbycie się udziałów
– mówi z goryczą jeden z pracowników.

Zdaniem kontrahenta

Jacek Karczmarczyk, Inżynier Systemowy, Softpoint

Współpracowaliśmy z IComem od 2006 r. Kupowali
u nas oprogramowanie, głównie Symanteca, do dalszej odsprzedaży. Zajmowali się jego
subdystrybucją, sprzedawali też w detalu. W 2012 r. zamawiali
coraz mniej, tym niemniej koniec spółki był dla nas sporym zaskoczeniem.
Jeszcze w lutym 2013 r. rozmawiałem z pracownikiem spółki
i był pełen optymizmu. Zalegają nam z zapłatą na szczęście
niewielkiej kwoty – 1,3 tys. zł za ostatnią tegoroczną transakcję.
Z nowym właścicielem nie ma żadnego kontaktu. Skierowaliśmy sprawę do
sądu, uzyskaliśmy nakaz zapłaty, ale został oprotestowany, w związku
z tym sprawa nie jest jeszcze zamknięta.

 

 

Inny dodaje, że założyciele firmy nie mieli pomysłu na
spółkę. Jego zdaniem nie wiedzieli, jak wyprowadzić ją na prostą, dlatego
zdecydowali o wyjściu ze wspomnianego biznesu.

– Uspokajali nas, że problemy są przejściowe. Obiecywali
inwestycje i poprawę sytuacji. Podobno długi w zeszłym roku nie były
duże, jakieś 200 tys. zł
– wspomina pracownik.

 

Tajemnicza pani prezes

W końcu 2012 r. jedynym właścicielem i prezesem
IComu została Dorota Bracha. Wartość jej udziałów w spółce – wysokość
kapitału zakładowego – określono na 250 tys. zł.

– To miał być inwestor branżowy, ale nowa właścicielka
miała z IT tyle wspólnego, że prowadziła call center – 
informuje
osoba z IComu.

Zdaniem pracowników nowa szefowa nie wiedziała nic
o branży ani o spółce.

– W grudniu, w okresie największych żniw,
wymyśliła przeprowadzkę działu handlowego do innego pokoju. Przez dwa dni
byliśmy odcięci od świata –
wspomina pracownik.

Innym jej pomysłem miało być przeniesienie handlowców
z biura do aut, żeby jeździli do klientów.

– Myślała, że jesteśmy akwizytorami – kwituje
pracownik.

Załoga twierdzi, że szefowa niemal cały czas była
nieuchwytna. Zdaniem pracowników nowemu kierownictwu nie zależało na spółce, na
jej utrzymaniu, nie mówiąc o rozwoju. To wielokrotnie podkreślano
w rozmowie z nami.

– Chcieli z niej jak najwięcej wyciągnąć dla siebie.
Sytuacja finansowa nie była różowa, ale nie byliśmy całkiem bez pieniędzy.
Jeszcze na początku roku wpływały należności od partnerów. Co się z nimi
stało?
– zastanawia się osoba z firmy. – Szefowa nie miała
pojęcia, jak spółka funkcjonuje i jak powinna działać, za to była
mistrzynią w składaniu obietnic. Mówiła o likwidacji zadłużenia,
twierdziła, że ma inwestora.

Zdaniem pracowników pieniędzmi spółki dysponował brat
szefowej. Miał roztaczać wizje świetlanej przyszłości.




Mariusz Tofil

 

były współwłaściciel IComu

W związku
z kryzysem ekonomicznym, rosnącą konkurencją ze strony międzynarodowych
korporacji oraz ze względów osobistych przez kilka miesięcy przed sprzedażą
udziałów w IComie w grudniu ub.r. szukaliśmy inwestora dla spółki.
W chwili sprzedaży sytuacja firmy pozwalała na jej funkcjonowanie. Nowy
właściciel zapewniał nas, że ma pomysły na rozwój IComu w nowych
dziedzinach oraz na nowych rynkach. Obiecywał inwestycje w spółkę
i zatrudnienie nowych pracowników. Z tego co wiem, takie zapewnienia
przez kilka miesięcy były przekazywane również pracownikom i partnerom
biznesowym IComu. Sprzedając udziały, wybraliśmy ofertę osoby z doświadczeniem
w biznesie, powiązanej z branżą IT. Szokiem i ogromnym
zaskoczeniem jest dla mnie to, co opowiadali pracownicy o zmianach
w spółce po około pół roku od sprzedaży. Od chwili zbycia udziałów nie
miałem żadnego wpływu na to, co się dzieje w IComie.

 

– Mówił na przykład, że zainwestuje w serwis bodajże
100 tys. zł. Nic takiego nie nastąpiło. Takie zapowiedzi miały chyba nas
uspokoić, że ci państwo zamierzają coś zrobić dla spółki
– informuje
pracownik.

– Moim zdaniem nowa prezes od początku chciała rozłożyć
firmę – 
stwierdza stanowczo inna osoba z załogi. – Była nie
tylko niekompetentna, ale i zupełnie niewiarygodna. Nie raz kłamała
w żywe oczy.

Na początku bieżącego roku ICom praktycznie przestał
regulować należności wobec dostawców – były to przede wszystkim duże firmy
dystrybucyjne.

– Pod koniec działalności
płacono np. 5
czy 10 proc. należności z faktur, aby kontrahent od razu nie zerwał
współpracy. Zasłaniano się kryzysem, obiecywano, że reszta będzie później
– informuje pracownik.

W końcu jednak kontrahenci stracili cierpliwość. Już
wcześniej zaczął się odpływ partnerów, którzy gdzie indziej dostawali lepsze
warunki współpracy. Ale jeszcze w 2013 roku firma kooperowała z około
200 resellerami.

 

Zostały długi

Na
początku roku w IComie pozostało kilkanaście osób. Od marca nie dostawali
pieniędzy; podobno problemy z wypłatą były już w lutym. W końcu
kwietnia br. ludzie złożyli wymówienia. Biorąc pod uwagę czas
wypowiedzenia (niektórym przysługuje 3-miesięczne), firma ma szacunkowo ponad
80 tys. zł zaległości wobec pracowników. Praktycznie wszyscy wysłali już
pozwy do sądu pracy, ale nadzieje na odzyskanie należności mają niewielkie.

Niewypłacone pensje to jednak skromna kwota
w porównaniu z wierzytelnościami wobec kontrahentów.

Zdaniem partnera

Piotr Radziejewski, właściciel,
Nomax

Z
IComem współpracowałem przez wiele lat i nie było problemów. Kupowaliśmy
u nich desktopy, kadłubki laptopów, podzespoły. Już w zeszłym roku
było widać, że firmie powodzi się gorzej – czasem nie było towaru, dlatego
zamawialiśmy u nich coraz mniej. Ostatnie zakupy komputerów robiłem
w IComie w lutym br., ale nie były to duże ilości.

Obecnie największy kłopot
stanowi brak serwisu urządzeń IComu, które sprzedałem klientom. Zanim firma
padła, nie dostałem żadnej informacji, co dalej z serwisem.

Moim zdaniem ICom postąpił
nie fair z partnerami. Nie poinformował, że ma problemy, za to wydłużył
gwarancje na swoje produkty do 3 lat, i to wtedy, kiedy firma była
już w poważnych tarapatach. W konsekwencji naprawy serwisowe muszę
robić na swój koszt, na szczęście nie są to częste przypadki.

Trudno mi powiedzieć, dlaczego firma przestała działać.
Wydaje mi się, że sporo stracili na kadłubkach laptopów, które były fatalnej
jakości. Poza tym nie dali rady konkurować z dużymi markami.

 

 

– Wynoszą około 2 mln zł – twierdzi jeden
z pracowników.

Raczej kwota ta jest wyższa
– na koniec 2011 r. ICom miał 3,5 mln zł wierzytelności,
z tego 3,14 mln zł zobowiązań krótkoterminowych.
W większości chodziło o rozliczenia z tytułu dostaw i usług
(2,6 mln zł). Warto też zauważyć, że zobowiązania krótkoterminowe
IComu rosły co najmniej od kilku lat: w 2009 r. wynosiły
2,7 mln zł, a w 2010 r. – 2,8 mln zł.

Należności nie zobaczyli przede wszystkim dystrybutorzy.
Byli kontrahenci spółki nie chcą udzielać bliższych informacji.

– Współpracowaliśmy z IComem, jesteśmy wierzycielem
– przyznaje Sławomir Harazin, wiceprezes Actionu. – Szczegółów nie
mogę podać, ze względu na tajemnicę handlową oraz prowadzone postępowania.

Jedna z firm
skierowała sprawę wierzytelności do lubelskiego sądu. Do akcji wkroczyła
również prokuratura. Na poczet długu zajęto serwery IComu z bazą danych.
Spółka zalega z zapłatą ok. 40 tys. zł – jak szacują
pracownicy – za wynajem pomieszczeń. To właśnie właściciel nieruchomości
początkowo zaaresztował serwery, nie mogąc doczekać się gotówki. Nie chciał
jednak z nami rozmawiać na ten temat. Pracownicy obawiają się, że nie
mając dostępu do danych, mogą mieć problemy z uzyskaniem PIT – 11. Co
gorsza, zniknęła także cała papierowa dokumentacja.

– Archiwum
w nieznane miejsce wywiozła była prezes. Zabrała nawet meble i sprzęty.
W siedzibie firmy zostały tylko gołe ściany
– informuje jeden z pracowników.

Z Dorotą Brachą nie
udało nam się skontaktować. Ludzie z załogi IComu twierdzą, że również nie
mogą jej namierzyć. Według KRS jest prezesem lubelskiej spółki Forcom. Jednak jej
telefon milczy, a maile pozostają bez odpowiedzi. Tak samo jest
w Intermobile – w dawnej firmie Doroty Brachy, sprzed przejścia
do IComu.

 

Na koniec ruina

Od 26 kwietnia spółka ma nowego właściciela, ale
w przekonaniu pracowników jest to tzw. słup. Z powodu braków
formalnych sąd rejestrowy odesłał dokumenty do uzupełnienia. Do chwili
zamknięcia niniejszego numeru CRN Polska zmiana nie została uwzględniona
w KRS-ie. Adresem korespondencyjnym szefa spółki jest teraz zrujnowana
kamienica komunalna przy ul. Kunickiego w Lublinie. To miejsce według
pracowników mówi wiele o nowym właścicielu IComu.     

Komentarz

Ireneusz Dąbrowski, dyrektor handlowy i partner
w ComCERT

Moim zdaniem ICom ma ten sam problem co pozostali mniejsi
gracze – przeinwestował. Wszyscy fascynują się wzrostami osiąganymi przez
dużych dystrybutorów giełdowych, ale trzeba pamiętać, że te firmy rosną głównie
za granicą. Na polskim rynku panuje stagnacja. Marże kurczą się co roku
o jakieś 20 proc., a przecież trzeba ponosić koszty stałe i inwestować.
Dla małych podmiotów większa sprzedaż kompensująca kurczące się marże jest
bardzo trudna do osiągnięcia. Już od jakiegoś czasu dystrybutorzy mają tylko
dwa wyjścia – rosnąć albo wchodzić w nisze. ICom, oferując
niskomarżowe produkty – laptopy i tablety pod własną marką
– takiej niszy nie znalazł. Nawet duzi gracze zaczynali wprowadzanie na
rynek własnej marki od produktów, które umożliwiają osiągnięcie dużego wolumenu
sprzedaży. Na przykład ABC Data zaoferowała najpierw materiały
eksploatacyjne Colorovo, dopiero później pojawiły się tablety.