Na razie trendy na rynku produktów do noszenia raczej nie
napawają optymizmem. Z danych, jakie analitycy GfK zaprezentowali podczas
Distree, wynika, że w II poł. ubiegłego roku w Wielkiej Brytanii oraz
Niemczech klienci kupili niespełna milion różnego typu rozwiązań
z segmentu wearable technology (trackerów, smartwatchy, okularów
i in.). Biorąc pod uwagę potencjał obu krajów, w których mieszka
w sumie blisko 150 mln osób, to wciąż niewiele. Nadal znacznie lepiej
sprzedają się tam nie tylko komputery, tablety i smartfony, ale nawet
fabrycznie nowe, a więc relatywnie drogie samochody.

Według
GfK w obu wspomnianych krajach największą popularnością cieszą się
czujniki do mierzenia parametrów zdrowotnych (64 proc.). Znacznie mniej
chętnie kupowane są opaski na nadgarstki robione z myślą o biegaczach
czy aktywnych spacerowiczach (20 proc.). W zestawieniu GfK słabiutko
wypadły smartwatche (z wynikiem 14 proc.), przy czym modele
z kartą SIM stanowiły zaledwie 1 proc. wszystkich produktów do
noszenia, które znalazły nabywców w II poł. 2014 r.

 

Syndrom steppera na strychu

Największą bolączką producentów akcesoriów do noszenia może
być to, że wielu klientów po początkowym zachwycie przestaje z nich
korzystać. Z danych NPD Group wynika, że w ciągu sześciu miesięcy od
zakupu robi tak ponad 40 proc. użytkowników urządzeń z segmentu
fitness (mierzących puls, liczbę spalonych kalorii itp.). W rezultacie
opisywane produkty dzielą los tradycyjnych stepperów, stacjonarnych rowerów czy
hantli. Kupowane impulsywnie zalegają potem w piwnicach, na strychach
i balkonach.

– Potwierdzam tego typu
podejście klientów, ale uważam, że równie ważną barierą w rozwoju wearable
technology są ceny –
mówi Adam
Zwierzyński, szef Alstoru, który w 2013 r. wprowadził do sprzedaży
tzw. monitory aktywności fizycznej firmy Fitbit. – Równowartość
kilkuset złotych, które trzeba zapłacić za markowe urządzenia, to niewiele
dla przeciętnego konsumenta ze Stanów Zjednoczonych, ale nie z Polski.
Dlatego sprzedaż Fitbita nie rozwija się zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Specjaliści zwracają poza tym uwagę, że konsumenci nie
zawsze umieją odpowiedzieć sobie na pytanie: „po co mi smartwatch, skoro mam
smartfon” lub „czy naprawdę muszę monitorować swój puls przez 24 godziny na
dobę”. Niektóre produkty do noszenia mają do pokonania inne, specyficzne
przeszkody, by przebić się na rynku. Przykładem są śpioszki monitorujące stan
niemowlęcia. Laurent Eymard z Red-Dolphin wyjaśnia, że rodzice, a więc potencjalni
klienci, obawiają się zakładania dziecku ubranek z nadajnikami emitującymi
„jakieś fale”.

 
Cisza przed boomem

Co interesujące, wstępne
wyniki badań prowadzonych przez londyński uniwersytet Goldsmith wskazują, że
osoby używające sprzętu do monitorowania aktywności fizycznej oraz snu są
bardziej zmotywowane do pracy i zadowolone z życia. Badania, które są
prowadzone od marca 2014 r., mają potrwać kolejne kilka miesięcy i dopiero
po ich zakończeniu badacze opublikują ostateczne wyniki.

Zarówno Laurent Eymard, jak też przedstawiciele GfK
zakładają, że boom na produkty do noszenia dopiero przed nami. Ma się do tego
przyczynić trend rozwoju Internet of Things, który sprawi, że rozwiązania
z segmentu wearable technology będą przetwarzać coraz więcej danych
i tym samym będą coraz bardziej użyteczne. Z badań GfK wynika, że
konsumenci chętnie patrzą np. na wykorzystanie smartwatchy do komunikacji
z samochodem, telewizorem, komputerem czy innym sprzętem będącym na
wyposażeniu inteligentnego domu („GfK wearables study 2014”). Jednak
najbardziej pożądaną funkcją inteligentnych zegarków jest mierzenie aktywności
(29 proc. wskazań), a następnie odbieranie telefonów (13 proc.)
i wskazywanie czasu (11 proc.). Najmniej pożądane funkcje to:
wysyłanie krótkich wiadomości (6 proc.) oraz cichy alarm (4 proc.).

 

Ruch w interesie

Wiarę w rynek
produktów do noszenia ma Intel. Jakiś czas temu producent zorganizował konkurs
„Make it wearable”, w którym nagrodził najlepsze pomysły z tego
segmentu rynku. Intel zaczął też finansowo angażować się w konkretne
przedsięwzięcia, na przykład Vuzix, Composyt Light Labs czy Sigfox. Akcesoriami
do noszenia interesują się także telekomy. Na Distree przyjechali przedstawiciele
Ramsatu, spółki prowadzącej ok. 200 salonów Orange’a w Polsce.
Francuski operator zamierza wprowadzać do oferty zarówno produkty do noszenia,
jak też rozwiązania dla inteligentnego domu.

Na rynek wearable
technology wchodzą też coraz pewniej firmy, które w żadnym razie nie
należą do kategorii technologicznych. Dobrym przykładem jest Under Armour,
producent odzieży dla sportowców, który właśnie przejął My Fitness Pal
– dostawcę urządzeń liczących kalorie i tym samym wspomagających
proces zrzucania wagi.

– Spodziewam się, że w przyszłości będzie więcej
takich fuzji. Dlaczego na przykład Boss nie miałby kupić iHealth? –
pyta
Laurent Eymard.

To, że wearable technology
stanowią produkty często z pogranicza mody, jak również sportu czy
fitnessu, może stawiać pod znakiem zapytania ich sprzedaż w salonach
z elektroniką. Jednak specjaliści zaproszeni na Distree przekonują, że
mnogość funkcji i aplikacji sprawia, iż sprzedawca tego rodzaju akcesoriów
powinien mieć dużą wiedzę techniczną. Obsługa w aptece czy typowym sklepie
odzieżowym mogłaby sobie z tym wyzwaniem nie poradzić. Co nie zmienia
faktu, że również retailerzy IT muszą dysponować przeszkolonym personelem.

 

Dużo trudniej jest sprzedawać smartwatche niż
tradycyjne zegarki, bo trzeba być przygotowanym na takie pytania jak: „czy
pomiary pracy serca w przypadku tego modelu są naprawdę dokładne
i miarodajne?”
– mówi Boris Brault, założyciel My Kronoz.

Jego zdaniem Apple, który niebawem wprowadzi do iSpotów
swoje smartwatche, pokaże wszystkim, jak powinno się sprzedawać takie
urządzenia.

 

Apple ante portas

Miano największej
dotychczasowej gwiazdy w segmencie produktów do noszenia należy się
okularom Google Glass, chociaż ich komercyjny prototyp nie zawojował rynku
(sprzedano niespełna 20 tys. sztuk) i został wycofany „w celu
dalszego udoskonalania”. Niezależnie od tego, czy porażka okaże się chwilowa
czy nie, nadciąga już wspomniany nowy potencjalny król – Apple Watch.
I to w wersji demokratycznej, a więc „dla każdego coś miłego”.
Właśnie od sukcesu lub porażki tego produktu będzie w dużej mierze zależeć
przyszłość opisywanej kategorii urządzeń.

– Apple zaprezentował szeroki wachlarz modeli dla różnych
grup odbiorców, od tych najbardziej wymagających po przeciętnych konsumentów.
W mojej opinii polityka atrakcyjnych cen w przypadku modeli Apple
Watch z dolnej półki będzie stanowić duże wyzwanie dla wszystkich
konkurentów i być może całkowicie zmieni obraz tego segmentu rynku

prognozuje Marcin Kindler, szef Power Sales International.

Może się więc okazać, że ewentualny i w gruncie
rzeczy spodziewany sukces Apple’a rozrusza rynek smartwatchy, a co za tym
idzie pozostałych produktów z tego segmentu. To jednak tylko domysły,
które potwierdzą się (lub nie) zapewne do końca bieżącego roku.




Smart Channel Summit

 

Artykuł powstał w oparciu o prezentacje podczas
Smart Channel Summit
– wydarzenia zorganizowanego przez firmę analityczną Context podczas
Distree EMEA 2015. Wzięli w nim udział czołowi europejscy retailerzy
i analitycy, którzy prezentowali uczestnikom Distree swoje pomysły na
rozwój tradycyjnego handlu w czasach rosnącej konkurencji ze strony
sklepów internetowych. Gospodarzem wydarzenia był Adam Simon, Global Managing
Director w firmie Context (na zdj.), który podkreślał, że retailerzy będą
musieli nauczyć się sprzedaży wearable technologies, ale także rozwiązań
z segmentu smart home. Adam Simon zwrócił uwagę, że w Europie jest
ok. 240 mln gospodarstw domowych, które są potencjalnym, potężnym
odbiorcą. Według niego powinni wziąć to pod uwagę nie tylko producenci,
dystrybutorzy i integratorzy z rynku IT, ale również retailerzy.