Przyczyn spadku w 2016 r. było kilka. W całej gospodarce mocno spadły inwestycje: rok do roku o 5,5 proc., co musiało odbić się także na wydatkach przedsiębiorstw na IT. Po najgorszym trzecim kwartale 2016 r. sytuacja zaczęła się poprawiać i spadki były mniejsze. W pierwszym kwartale 2017 r. inwestycje nadal były zmniejszane, ale według GUS już tylko o 0,4 proc.

Szefowie firm informatycznych mówią jednym głosem o wyhamowaniu kontraktów w sektorze publicznym. Jeśli wziąć pod uwagę przychody dostawców IT ze sprzedaży placówkom administracji i służby zdrowia, w ogromnej części państwowej, to okazuje się, że w 2016 r. z rynku wyparowało grubo powyżej miliarda złotych. Oba te sektory najmocniej ograniczyły wydatki na informatykę: administracja o jedną czwartą, a ochrona zdrowia aż o ponad 40 proc.

2016 był pierwszym pełnym rokiem urzędowaniu rządu PiS Beaty Szydło, który został zaprzysiężony 16 listopada 2015 r. Minister cyfryzacji Anna Streżyńska zaczęła od przeglądu projektów informatycznych. O efektach mówiła w wywiadzie dla Computerworlda (nr 4/2017): „Ich wyceny były wyssane z palca: 300 mln, 400 mln. To nie było na przykład 47 mln, co wskazywałoby, że jednak ktoś coś policzył, tylko równo 200, 300, 400… Wstrzymaliśmy wtedy zlecenia, które miały iść na rynek. Dlatego to był trudny rok dla sektora IT. Ale od razu trzeba sobie też otwarcie powiedzieć: takie wyceny jak kiedyś już nie wrócą”.

To oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze, czasowe wstrzymanie planowanych projektów, głównie z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa, który w swojej drugiej osi dotyczy m.in. właśnie systemów informatycznych dla administracji. Łącznie w kolejce mogło ich czekać kilkadziesiąt. Część branży bardzo liczyła – i liczy nadal – na ich realizację. Kiedy ruszą? Na takie pytanie w naszym wywiadzie minister Streżyńska odpowiedziała: „Jak zasłużą na to, by je realizować… Te projekty muszą być w stu procentach zgodne z architekturą informatyczną państwa. Mieć wyraźnie przypisaną funkcjonalność”.

Po drugie, kiedy już ruszą, powinny zostać zrealizowane taniej niż kontrakty z przeszłości. Niewykluczone, że zostaną podzielone na mniejsze projekty, realizowane w krótkim czasie zwinnymi metodykami. Dostawcy, którzy będą chcieli się podjąć ich realizacji, muszą liczyć się z tym, że kontrakty będą opiewać na niższe kwoty, a i zapewne sama marża procentowo nie będzie tak wysoka, jak choćby dwa lata temu.

 

Usługi zamiast systemów

To i tak wariant optymistyczny, bo zakładający, że projekty trafią na rynek. Może się jednak okazać, że administracja przynajmniej część z nich będzie chciała wykonać sama. Ma to umożliwić body leasing – czasowe wynajęcie informatyków i menedżerów do przeprowadzenia danego projektu. Na początku tego roku Centralny Ośrodek Informatyki, czyli software house Ministerstwa Cyfryzacji, rozstrzygnął największy w ostatnich miesiącach przetarg dotyczący informatyki: za 100 mln zł wynajmie potrzebnych specjalistów na trzy lata. Oddajmy jeszcze raz głos Annie Streżyńskiej: „Zaleta body leasingu jest taka, że wynajmuję pracowników, którzy pracują dla mnie. Nie przychodzą z własną koncepcją. Nie sprzedają mi swojego pomysłu. Realizują mój. Prawda jest taka, że przez wiele lat korporacje rozdymały kosztorysy. Zapewniały sobie w ten sposób długą współpracę, wysokie marże, sprzedawały niepotrzebne funkcjonalności, często niewykonalne z przyczyn czasowych lub inżynieryjnych. To wywoływało nieporozumienia i pretensje między administracją a korporacją”.

Jest wreszcie jeszcze jeden czynnik: administracja nie musi kupować systemów informatycznych. Zamiast nich może zamówić usługę na rynku. Taką metodę zastosowano po raz pierwszy na początku 2016 r. przy obsłudze elektronicznych wniosków w programie 500+. Konsorcjum banków, wykorzystując swoje mechanizmy, w sześć tygodni stworzyło gotowe rozwiązanie, które obsłużyło kilkaset tysięcy wniosków. Taki sam pomysł wykorzystano potem do zakładania przez Internet Profili Zaufanych eGO – znowu banki udostępniły własne metody potwierdzania tożsamości użytkowników.

Niezależnie od tego, jaki model rozwoju informatyki wybierze administracja na przyszłość, dostawcy żyjący w dużej mierze z sektora publicznego mają problem z teraźniejszością: jak przetrwać chudy okres, skoro przychody z „publica” poleciały na łeb na szyję. Na razie redukują zespoły tworzące rozwiązania na ten rynek. Zresztą redukcje często w ogóle nie są potrzebne: menedżerowie i pracownicy bez premii za wstrzymane zlecenia sami odchodzą. Dotyczy to nie tylko dostawców IT, ale w równym stopniu firm konsultingowych świadczących usługi doradztwa informatycznego.

Marek Zamłyński

prezes IDC

Jesteśmy świadkami znaczących zmian w strukturze rynku IT. Wydaje się, że spadki jego wartości mają swoje podłoże w kilku równolegle dziejących się procesach. Obserwujemy znaczący spadek sprzedaży tradycyjnych rozwiązań IT. Z drugiej strony odnotowujemy bardzo mocno zaznaczone wzrosty w obszarze nowoczesnych technologii, jak chmura publiczna czy usługi on-line. Przy czym są to technologie, które w swojej istocie wnoszą krótkoterminowe oszczędności względem rozwiązań tradycyjnych, a tym samym w ogólnym rozrachunku bilans zmian wartości rynku jest ujemny. Równie ważnym czynnikiem mającym wpływ na stan rynku jest ogólna wstrzemięźliwość firm wobec dużych inwestycji w okresie przemian gospodarczych. Do tego dochodzą zjawiska sektorowe, takie jak znacząca redukcja liczby projektów informatycznych w administracji publicznej. Wierzymy, że są to zjawiska przejściowe i stanowią doskonałą bazę do wzrostów w kolejnych latach.

 

Dystrybucja w odwrocie

Do spadku rynku IT równie mocno co problemy w administracji przyczyniły się perturbacje w segmencie dystrybucji. Ich symbolem może być Action, w ubiegłorocznym raporcie Computerworld TOP200 największa firma informatyczna w Polsce. Wprowadzenie odwróconego VAT-u na urządzenia mobilne w połowie 2015 r. wpędziło Action w tarapaty podatkowe, a zastępowanie przez producentów marż systemem dopłat – w finansowe w ogóle. W 2016 r. przychody tego broadlinera spadły o gigantyczną sumę, przekraczającą 1,8 mld zł. Action jest obecnie w restrukturyzacji i w najbliższych tygodniach rozstrzygną się jego dalsze losy: decyzje skarbówki i wierzycieli zadecydują, czy firma dostanie szansę na dalsze zmiany, czy – w czarnym scenariuszu – zostanie postawiona w stan upadłości.

Kłopoty Actionu nie są odosobnione: na 30 dystrybutorów, których wyniki finansowe udało się zebrać na potrzeby raportu Computerworld TOP200, tylko 10 powiększyło przychody w 2016 r. Za to 14 notowało spadki, i to niemal wszyscy najwięksi: z dystrybucyjnej pierwszej piątki tylko AB odnotowało wynik lepszy o 1 proc.

AB stało się w ten sposób największą firmą informatyczną w Polsce – w naszym głównym rankingu przesunęło się w ciągu roku o dwa oczka z miejsca trzeciego. Atuty dystrybutora to stabilny zarząd i kadra średniego szczebla oraz lojalna sieć partnerów. Dzięki temu AB w 2016 r. traciło nieco wolniej niż pozostali, a prawdopodobnie przejęło także część biznesu po Actionie i obronną ręką wyszło z tarapatów, w jakie popadł cały segment.

Zawirowania na rynku dystrybucji nie są jednak wyłącznie efektem dokręcenia podatkowej śruby i ograniczenia fikcyjnego handlu telefonami komórkowymi. Na wynik finansowy roku 2016 przełożyły się także wydarzenia z końcówki poprzedniego roku, kiedy kilku dużych dostawców wepchnęło do dystrybucji duże ilości sprzętu. To podbiło ich wyniki w roku 2015, ale dystrybutorzy musieli dwoić się i troić, żeby upłynnić ten towar w kolejnych miesiącach, a w dodatku nie byli w stanie przyjąć od dostawców kolejnych partii. To siłą rzeczy odbiło się na wynikach dostawców i tłumaczy spadki przychodów takich firm jak Asus (-23,7 proc.) czy Lenovo (-31,5 proc.).

Sytuacja dystrybutorów będzie mieć duże znaczenie dla obrazu rynku także w 2017 r., a może i w kolejnym. Ich kondycja ma znaczenie nie tylko dla nich samych, ale także dla dostawców. Z ich punktu widzenia problem wygląda tak: jak przy słabnącej dystrybucji efektywnie dostarczyć towar do klientów. Bez tego nie uda się powiększyć przychodów.

Anna Streżyńska

minister cyfryzacji

Wyceny [wcześniejszych projektów z POPC] były wyssane z palca: 300 mln, 400 mln zł. To nie było na przykład 47 mln zł, co wskazywałoby, że jednak ktoś coś policzył, tylko równo 200, 300, 400… Wstrzymaliśmy wtedy zlecenia, które miały iść na rynek. Dlatego to był trudny rok dla sektora IT. Ale od razu trzeba sobie też otwarcie powiedzieć: takie wyceny jak kiedyś już nie wrócą.

 

Publikacja stanowi skrót artykułu pochodzącego z najnowszego raportu Computerworld TOP200, który właśnie trafił do sprzedaży.