Zdaniem sądu nie ma podstaw do zastosowania aresztu dla podejrzanego na obecnym etapie postępowania. Jay Y. Lee, lidera jednej z największych korporacji świata, chciał zamknąć prokurator, który zarzuca mu wręczenie 36 mln dol. łapówki w formie wpłaty na rzecz fundacji prowadzonej przez przyjaciółkę prezydenta kraju. Miało to pomóc Samsungowi w uzyskaniu wartego 8 mld dol. wsparcia z państwowej kasy w 2015 r. Darowiznę przekazała firma, ale według śledczych jej cel był korupcyjny, a szef korporacji o tym wiedział, a nawet, jak utrzymuje prokurator, podzielił się korzyściami z właścicielką fundacji. 

Przed decyzją sądu Lee był "maglowany" w prokuraturze przez 18 godzin, a w piątek przesłuchania trwały 22 godziny. Prokurator zapowiada, że nie odpuści. Rzecznik organów śledczych twierdzi, że szef Samsunga bronił się utrzymując, że jego działania były skutkiem nacisków ze strony prezydenta kraju. Prokuratury nie przekonuje to tłumaczenie. Samsung odrzuca wszelkie zarzuty.

W sprawie skandalu prześwietlana była sama góra grupy Samsunga, w tym dyrektor Samsung Electronics, Park Sang-Jin.

Jay Y. Lee przejął faktycznie stery całej grupy Samsunga, a także Samsung Electronics, po tym jak formalny lider konglomeratu, jego ojciec Lee Kun-hee, miał atak serca w 2014 r.