"Dlatego, że zachodnie firmy informatyczne nie są za mądre, moja firma, która jest dużo słabsza kapitałowo, ma przestrzeń do wzrostu" – twierdzi założyciel i prezes Comarchu, Janusz Filipiak, w wywiadzie dla "Dużego Formatu" Gazety Wyborczej. Wyjaśnia, że zachodnie korporacje przyciągają fachowców większymi zarobkami, ale niewiele od nich wymagają, przez co nie rozwijają się tak szybko, jak mogłyby. "Wiele osób nic nie robi" – mówi dosadnie prezes. Według niego takie zjawisko psuje wysoko wykwalifikowanych specjalistów.

Prezes zaznacza, że część fachowców wywodzących się z Comarchu po doświadczeniach w zachodnich korporacjach wraca do krakowskiej firmy, bo chce zrobić coś sensownego – mimo że w globalnych koncernach mogą liczyć na wyższe zarobki.

Oczywiście w kraju tacy ludzie również muszą być dobrze wynagradzani. Szef firmy przyznał, że zdecydował się podnieść płace dla 750 młodych informatyków o 2 tys. zł brutto, aby ograniczyć odejścia. Średnia pensja informatyka w Comarchu to według prezesa obecnie 9 tys. zł brutto, a najwyższej klasy specjaliści otrzymują 16 tys. zł. Janusz Filipiak zapowiedział jednocześnie dalsze podwyżki. "Nie mam innego wyjścia" – przyznał założyciel jednego z informatycznych potentatów na polskim rynku.

Presja na płace wpływa na wyniki Comarchu. W 2017 r. zysk netto firmy spadł o 42 proc., m.in. z uwagi na wzrost kosztów osobowych. Jednocześnie Janusz Filipiak zaznaczył w liście do akcjonariuszy, że inwestycje w specjalistów są kluczowe dla dalszego rozwoju przedsiębiorstwa. W końcu ub.r. Comarch zatrudniał na świecie 5,5 tys. fachowców.