Polskie Towarzystwo Informatyczne szuka najbardziej nieprzyjaznych i irytujących aplikacji – zarówno komercyjnych, jak i publicznych. Konkurs na Antyaplikację ma zwrócić uwagę na niedociągnięcia i braki w projektowaniu i obsłudze takich rozwiązań oraz zachęcić twórców do poprawy.

Antyaplikacje zostaną wyłonione na podstawie szeregu kryteriów, takich jak funkcjonalność, interfejs użytkownika, procesy biznesowe, wsparcie i aspekty biznesowo-instytucjonalne. Można zgłaszać swoje propozycje do końca października. Antynagrody zostaną rozdane 28 listopada br. Wydarzeniu towarzyszyć będzie debata, której celem jest stworzenie przestrzeni do dialogu między sektorem publicznym a prywatnym i promowanie innowacyjnych rozwiązań i technologii w e-administracji.

„Pośpiech w tworzeniu aplikacji i rozwiązań cyfrowych spowodował, że ich jakość drastycznie spadła. Jestem z wykształcenia prostym fizykiem jądrowym i dla mnie przejście przez typową aplikację publiczną jest wielogodzinną męką. Takich nieszczęśników jak ja jest więcej i walczymy o to, żeby napiętnować partaczy, którzy nas częstują takimi rozwiązaniami” – mówi agencji Newseria Biznes Krzysztof Komorowski, pomysłodawca i współfundator nagrody dla Antyaplikacji, partner zarządzający firmy konsultingowej Eprom.

Problem jest o tyle istotny, że z administracją publiczną przez internet komunikuje się ponad 55 proc. Polaków w wieku 16–74 lata (wg GUS). To niewiele mniej niż kupujących w sieci (64,6 proc.).  W sumie w tej chwili można korzystać z kilkuset publicznych e-usług.

„Tym, czego potrzebuje przedsiębiorca bądź obywatel, to wygoda. Oczekuje on, że te aplikacje będą przyjazne, łatwe w obsłudze, że metody uwierzytelniania będą proste i intuicyjne. Jednym słowem oczekuje przyjaznej aplikacji bez konieczności przeczytania 80 stron instrukcji obsługi, żeby mógł załatwić swoją sprawę szybko i sprawnie. I tu zaczynają się schody, bo jeśli się posłucha się tego, co o niektórych aplikacjach opowiadają ich użytkownicy, to czasami włos się jeży na głowie” – mówi Wiesław Paluszyński, prezes Polskiego Towarzystwo Informatycznego.

Mnogość e-usług może być problemem

Co więcej, niektóre sprawy w urzędach można już załatwić tylko online i obywatel nie ma wyboru.

„Część podmiotów uważa, że uszczęśliwi obywatela wszystkim, co wymyślą, i nie trzeba go pytać, czy to jest dobre, czy złe. Ale są też takie jednostki administracyjne, które udostępniają wersje wstępne, pytają o zdanie potencjalnych użytkowników, gromadzą ich uwagi. To powinno być normą” – mówi Wiesław Paluszyński.

Jak wskazuje, mnogość i rozdrobnienie dostępnych w Polsce e-usług publicznych, które są rozproszone po wielu różnych portalach i aplikacjach, może z czasem stać się problemem. Część osób już w tej chwili ma trudności ze zorientowaniem się, co i gdzie może załatwić, musi się zastanawiać, gdzie szukać potrzebnych usług, albo uczyć się obsługi różnych systemów informatycznych. 

„Wydaje się, że architektura usług publicznych wymaga jeszcze dokładnego przemyślenia” – stwierdza szef PTI.

Źródło: Newseria Biznes