Jedną z ważniejszych nowości przewidzianych w Polskim Ładzie, a jednocześnie kolejnym sposobem na dociśnięcie fiskalnej śruby, jest tzw. minimalny podatek dochodowy. Zapłacą go spółki lub grupy kapitałowe, które w roku podatkowym osiągnęły dochody z działalności operacyjnej w wysokości 1 proc. lub niższej w stosunku do przychodów, a nawet gdy miały stratę ze źródła przychodów innych niż z zysków kapitałowych.

W takiej sytuacji fiskus ściągnie daninę 10 proc. od 4 proc. rocznych przychodów (czyli 0,4 proc. od 100 proc.) i 10 proc. od nadmiarowych płatności biernych.

Przykładowo od rocznych obrotów 1 mld zł byłoby to 4 mln zł. Jest więc ryzyko, że w firmach, gdzie dochodowość jest niska nie z powodu agresywnej optymalizacji, lecz specyfiku biznesu, albo gdy nadejdzie chudszy rok, „minimalny” podatek zje przynajmniej częściowo zyski (a jeszcze gorzej, gdy tych zysków w ogóle nie będzie, ale nowy podatek i tak trzeba będzie zapłacić).

Jak zauważają eksperci cytowani przez „Dziennik Gazetę Prawną”, firmy balansujące dotąd w pobliżu 1-procentowej granicy dochodów mogą więc próbować rezygnować z uwzględniania niektórych kosztów, tak by zwiększyć dochód do opodatkowania i nie spaść poniżej 1-proc. limitu. A to dlatego, że bardziej może się opłacać trochę wyższy CIT, niż „minimalny” podatek.

Np. spadek rentowności z ok. 1,1 proc. (tylko CIT) do ok. 0,9 proc. (minimalny podatek) zwiększy w tym drugim przypadku daninę dwukrotnie – według „DGP”. Będzie to więc swego rodzaju kara za niską rentowność (w tym za inwestycje, np. w wynagrodzenia specjalistów). Ten model opodatkowania sprawi, że firma o niższych dochodach zapłaci nawet sporo wyższy podatek niż ta, która osiągnęła dochody większe.

Tym samym podmioty o zbliżonej rentowności, działające na tym samym rynku, mogą zapłacić podatki różniące się nawet dwukrotnie.

Fiskus nie będzie się biernie przyglądał

Jednak są też opinie prawników, że bieżąca analiza i zbudowanie takiej struktury kosztów, aby celowo nie wpaść w minimalny podatek, a jednocześnie nie pominąć tych kosztów zbyt wiele, wcale nie będzie takie proste.

Jak podkreślali eksperci „DGP”, aby uniknąć kłopotów z fiskusem, koszty w odpowiedniej wysokości trzeba uwzględniać już w miesięcznych zaliczkach. Jeżeli firma dopiero po zakończeniu roku dojdzie do wniosku, że jednak opłaca jej się rezygnacja z niektórych kosztów i skoryguje rozliczenie roczne tak, by nie zejść poniżej 1 proc. limitu dochodów dla podatku minimalnego, jest ryzyko, że skarbówka zakwestionuje taką woltę jako próbę obejścia przepisów – ostrzegają specjaliści w „DGP”.