Podczas konferencji w Warszawie wiceprezes Nabino, Maciej Cetler, stwierdził, że spółka nie uchyla się od odpowiedzialności za powstałą sytuację – przyznał, że jest współodpowiedzialna za brak wydruków z protokołów, jednak w jego opinii to nie jej działania stały za tak długiem liczeniem głosów (trwało w sumie niemal tydzień). Według menedżera duży poślizg z ustaleniem wyników spowodowała decyzja komisji wyborczych o ręcznym liczeniu głosów. To był według niego błąd. Przedstawiciel Nabino zapewnił, że wyniki wyborów na prezydentów, burmistrzów, wójtów były dostępne w systemie już następnego dnia po wyborach (odbyły się 16 listopada), kolejnego dnia – do rad gmin, a 3 dni po głosowaniu – do rad miast na prawach powiatu, rad powiatów i sejmików. Według wiceprezesa dzięki tym danym można już było sporządzić protokoły.

Maciej Cetler wytknął także niedociągnięcia Krajowego Biura Wyborczego. Twierdził, że późno przesłało dane niezbędne do stworzenia oprogramowania (w połowie października, czyli na miesiąc przed wyborami), przekazało Nabino niesprawne serwery do obsługi systemu wyborczego (było ich 36, z czego 10 nie działało), dopiero na kilka dni przed głosowaniem wysłało wzór protokołów itd.

Krajowe Biuro Wyborcze nie komentuje tych wypowiedzi. Czeka na ekspertyzę dotyczącą obsługi informatycznej wyborów samorządowych. Od jej wyników zależą ewentualne kary umowne. Wartość kontraktu z Nabino na obsługę wyborów samorządowych to 429 tys. zł, z tego spółce wypłacono już ponad 350 tys. zł. Wskutek skandalu z liczeniem głosów do dymisji podała się Państwowa Komisja Wyborcza, choć również ona nie poczuwa się do winy za powstałą sytuację.