Nie cichnie burza wokół planowanej opłaty reprograficznej od urządzeń mobilnych, jak smartfony, tablety i laptopy. Po niedawnej krytyce (nie pierwszej) ze strony przedsiębiorców, w sprawie interweniowali posłowie Porozumienia. Jeden z nich określił szefa resorty kultury „kolejnym maniakiem podatkowym”, a pomysł nowej daniny „złym i niebezpiecznym”.

Minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński nie pozostał dłużny, również nie szczędząc ostrych słów. Na Twitterze przekonywał, że opłata reprograficzna nie jest podatkiem, lecz jest to „uczciwa jednorazowa opłata dla twórców za nieodpłatne korzystanie z ich pracy na urządzeniach elektronicznych”. Jak przekonywał, nowe rozwiązanie nie jest na rękę wielkim zagranicznym koncernom. Negującym zasadność wprowadzenia opłaty zarzucił „postkolonialną mentalność”.

ZAiKS: nie zarabiamy na opłacie reprograficznej

Zmiany dotyczące opłaty reprograficznej przewiduje ustawa o statusie artysty. ZAiKS oraz organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (SFP, ZASP, STOART, SAWP, ZPAV, Kopipol, Repropol, Copyright Polska) argumentują, że opłatę należy zaktualizować, ponieważ na liście objętych nią produktów brakuje nowoczesnych urządzeń elektronicznych (a są np. kasety VHS).

„Nie jest to zarobek dla biur organizacji, ale wynagrodzenie dla samych autorów, artystów wykonawców, naukowców, producentów fono i wideo oraz wydawców książek i prasy – gdyż to oni są uprawnieni do otrzymywania rekompensaty z tytułu kopiowania utworów na własny użytek” – przekonywał w ub.r. ZAiKS.

Krytycy: opłata bezzasadna

Z kolei krytycy opłaty argumentują, że nie ma danych, które uzasadniają wprowadzanie nowej opłaty, zwłaszcza takich badań, które potwierdzają, że twórcy ponoszą straty (ani jakie ponoszą) z tytułu kopiowania ich utworów na własny z użytek z pomocą smartfonów czy tabletów.

Przeciwnicy opłaty zwracają uwagę, że takie zjawisko jest marginalne, bo obecnie z utworów korzysta się odtwarzając je z platform streamingowych (które odprowadzają opłaty z tytułu praw autorskich). Mało kto w dzisiejszych czasach kopiuje muzykę czy filmy bezpośrednio na sprzęt. To czyni nową daninę bezzasadną – argumentują krytycy.

Zmiany zaszkodzą polskim firmom i konsumentom

Branża alarmuje również, że danina nie uderzy w „zagraniczne koncerny”, jak powtarzają władze, lecz w polskie firmy, takie jak dystrybutorzy i sprzedawcy, ponieważ producenci nie wezmą na siebie opłaty – obciąży ona stawki w łańcuchu sprzedaży, a w rezultacie cenę końcową urządzenia, przez co produkty objęte opłatą na polskim rynku staną się droższe. Skorzystają zagraniczni sprzedawcy i szara strefa – ostrzegają firmy i organizacje z branży.

Także Federacja Konsumentów uważa, że danina podbije ceny sprzętu w sklepach i koniec końców zapłaci ją zwykły Kowalski, a nie zagraniczny koncern.

ZAiKS: należy się 80 mln euro opłaty dla twórców

Według ZAiKS w Polsce w 2018 r. z tytułu opłat reprograficznych odprowadzono w sumie niecałe 1 mln euro, a wg nowych danych resortu kultury – ostatnio 1,7 mln euro. Tymczasem np. we Francji są to kwoty blisko 100 mln euro, a we Włoszech – ponad 25 mln euro – podaje organizacja praw autorskich. W Polsce z tego tytułu twórcy powinni otrzymywać ok. 80 mln euro (ponad 350 mln zł) – podaje ZAiKS szacunki międzynarodowej organizacji twórców CISAC.

Podważany jest jednak argument niskich opłat w Polsce w porównaniu z innymi krajami – według informacji podanych przez prezesa Cyfrowej Polski, Michała Kanownika, ze sprawozdań OZZ wynika, że suma pobieranej opłaty reprograficznej to ok. 30 mln zł rocznie (a nie ok. 1 – 2 mln euro).